Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2009, 21:02   #40
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Każdy mógł zmieniać świat, bo każdy podejmował decyzje. Każda decyzja wiązała się z konsekwencjami, tak jak każda akcja miała swoją reakcję. Dlatego właśnie z tym należało się liczyć.

Co stanie się, jeżeli człowiek zabije człowieka? Będzie ścigany, a jeżeli nie uda mu się uciec, trafi do lochu. Jeśli jednak ucieknie, ma szansę na to, że sprawiedliwość go ominie.

Tak, więc nawet najmniejszy z wyborów ma swoje konsekwencje, przyjemne czy też nie, to zależy od drogi, którą się obrało.

Nie ma osoby, która przewidziałaby wszystko, co zgotuje los, więc można jedynie domniemywać na podstawie akcji, z jaką spotka się reakcją. Jedni oceniają bardziej trafnie, drudzy mniej, a im dalej przewidywanie wybiega w przód, tym ciężej zgadnąć co się stanie, gdyż jeden, wystający z ziemi, kamień, może przekreślić cały plan.

Dlatego właśnie dobry plan jest połową sukcesu. Połową, ponieważ do wykonania należało przyłożyć się z większą starannością, ale jedno bez drugiego znacząco zmniejszało szanse sukcesu to było powodem, dla którego Dantlan zaczął planować już w chwili, w której rzucał zaklęcie.

Jednocześnie obserwował poczynania drużyny. Majolin wystrzeliła z łuku, lecz stwór odbił strzałę i dziewczyna zmuszona była wykonać unik. Mimo wszystko pocisk i tak w nią trafił.

Lenard ruszył za plecy tamtego, więc nie widział co się z nim stało od chwili wkroczenia między domy. Miał tylko nadzieję, że przy okazji zajrzy, choćby kątem oka, do środka domów.

Feliks zaatakował bok istoty i trafił, zaś na jego mieczu osadziła się magia o wszystkich kolorach tęczy, a z rany sączy się różnokolorowa mgiełka, co Dantlan uznał za nad wyraz ciekawe. Znaczyło to, że był balonem wypełnionym magia wszystkich barw. Możliwe, że zmysły pomieszały mu się właśnie z powodu magii o różnych kolorach. Być może to również jej sprawa, że jest właśnie taki, jaki jest.

Keith wystrzelił z kuszy i trafił potworka w oko, lecz tamten złapał się za bok. Wspaniale! Znaczyło to ni mniej ni więcej niż to, że nie był zbyt zaawansowany umysłowo, gdyż dotarło to do niego z opóźnieniem. Ponadto, jeżeli fizjonomika oraz fizjologia każdego takiego stworzenia była taka sama, to znał ich słaby punkt!

Kątem oka obserwował również efekt swojego zaklęcia. Szpony zamarzły stworowi tak, że nie mógł ani nimi ruszać, ani rzucić kolejnego czaru. Zaklęcie tradycyjnie osłabiło go nieco, ale miał jeszcze sporo magii do dyspozycji.

Nagle rany rozrosły się, co było kolejnym, niezwykle ciekawym zjawiskiem. Jakby tego było mało, rozrastały się do czasu, aż tamten stał się kulą różnokolorowej magii i stał nieruchomo, co potwierdzało przypuszczenia o częściowym zaniku inteligencji oraz instynktów samozachowawczych.

Cały ten obraz kojarzył się Lisowi z tamą. Dopóki była cała, chroniła wodę przed przedostaniem się na drugą stronę, lecz jeżeli zdarzył się mały, niewielki nawet, wyłom, cała tama w końcu pękała, a woda pokonywała przeszkodę.

Nagle do tamtego stwora, podleciał ten, z którym rozmawiali i wchłonął magię wydostającą się z tamtego. Chłonął ją powoli, acz systematycznie, co spowodowało to, że po minucie wessał całą i zaczął przybierać różne odcienie, aż w końcu stał się czerwony. Przypominał teraz tego, którego pokonali. Nie był już połączonymi balonikami.

Podczas przyglądania się, Dantlan zauważył to, że w przyszłości stanie się człowiekiem bez twarzy, o czerwonym kolorze skóry. Dziwne...

Istota skuliła się i gwałtownie wyprostowała, czemu towarzyszył ryk, zaś sam stał się środkiem rozszerzającego się, czerwonego pierścienia. W pierwszych chwili młody Mag myślał, że jest to zaklęcie ofensywne, lecz szybko zostało to stłumione przez zdrowy rozsądek. Pierścień był czerwony, czyli miał właściwości lecznicze.

Kiedy ten dosięgnął Lisa, ten zgodnie z oczekiwaniami, poczuł przypływ sił magicznych, na co uśmiechnął się lekko. Zobaczył, że stwór przyciąga fioletową mgłę, tak jak tamten.

-Mamo?...-usłyszał nagle zaskakujący dźwięk. Usłyszał głos małej dziewczynki! Tutaj! Kiedy się obejrzał, rzeczywiście ujrzał dziewczynkę.

Dantlan był niemal pewny, że nie była to zwykła, bezbronna dziewczynka, niezależnie od tego, na jaką wyglądała. Nie miała szans przetrwać wybuchu, kiedy nikt inny tego nie dokonał, a nawet, jeżeli jakimś cudem, przeżyłaby, zaraz stwory wyczułyby ją i posiliły się jej energią.

Nie mniej jednak widział jak starzeje się. W pewnym momencie przypominała mu Majolin, lecz wkrótce stała się starą kobietą. Widział jak jej ciało rozkłada się, więc otrząsnął się z tego. Pozory były całkiem normalne.

-Widzieliście… widzieliście moją mamę?-zapytała, zaś Feliks wziął ją na ręce i dał jej wódkę. Dantlan uważał to za bardzo dobry pomysł, gdyż wtedy mały języczek rozwiąże się, wypuszczając na świat sporo słów. Jeżeli okaże się normalną dziewczynką, trzeba będzie się nią zająć do pewnego czasu.

Nagle Honogurai wezwał jakiegoś stwora, któremu kazał pójść w lewo, zaś sam udał się w prawo! Mag nie wiedział czy to trwałe upośledzenie inteligencji czy chwilowe jej zaćmienie, lecz niezależnie od przyczyny głupoty działań, efekt pozostawał ten sam. Jeżeli tam pójdzie, może pożegnać się z życiem. Jednakże ku jego zaskoczeniu poszli za nim, o zgrozo, Feliks i Keith. Nigdy by nie powiedział, że może on być aż tak nierozsądny i głupi.

-Za moment zbiegną się tu stwory z całej okolicy, bo trudno sądzić, by taki pokaz magicznych sztuczek nie przyciągnął ich uwagi. Znikajmy stąd. Może przy okazji uda nam się zaprosić do wieży kogoś jeszcze-rzekł ten, który ostatni podążył za prymitywnym pomysłem Honoguraia. Teraz można było mniemać, że Lenard i Majolin ruszą za nimi, lecz tak się nie stało.

-Jesteś pewien?!-Majolin nie była przekonana.

-Idź, jeśli nie zależy Ci na własnym życiu. Przede wszystkim nie powinniśmy działać zbyt impulsywnie. To prawda, potwory mogą się tu zjawić lada moment, jednak jeżeli nie będziemy mieli jakiegoś sensownego planu to te stwory dopadną nas, nieważne czy zostaniemy tutaj, czy pójdziemy do wieży-rzekł Lenard, wykazując się jakimkolwiek myśleniem.

-Zaraz tu będą, ale jak pójdziemy tam, wyczują nas i zejdą na nas ze zbocza-powiedział cicho Lis, przechodząc do swojego planu, powstrzymując napad kaszlu.

-Musimy iść na północ, a tam każdy zajrzy do jednego domu oraz pomiędzy nie. Przedmiot leży na ziemi, a obok jest belka. Wszystkie miejsca z podłogo trzeba pominąć-to właśnie ułatwiało sprawę. Spodziewał się, że nie będzie wiele takich miejsc, więc powinno pójść gładko.

-Tam jest brama, zobaczymy czy nie zawalona, potem do ratusza, biblioteki i z powrotem. Wszystko szybko, ale nie biegiem-powiedział charakterystycznym szeptem, który słyszeli wszyscy. Tak naprawdę w przypadku niepowodzenia przy znalezieniu przedmiotu przy domach i posiadaniu chwili zapasu, mógłby spojrzeć do środka oraz na front, boki oraz fragment tylnej części budynku, lecz miało to uzasadnienie. Wchodząc pomiędzy domy, oddalą się od Wieży, czyli również od stworzeń, a będąc przy ratuszu, one powinny właśnie pokonywać ostatnie domy. Zbliżenie się do biblioteki powinno ukazać wyłaniające się istoty.

-Przy bibliotece powinniśmy je zobaczyć, więc musimy stać przy wejściu w uliczki domów południowych. Gdyby były wystarczająco daleko, można zacząć biec, jeżeli będą blisko, trzeba wejść między domy-to również miało swoje uzasadnienie. Niematerialni i ewentualnie materialni będą oddaleni od Wieży na tyle, by nie mogli szybko do niej powrócić. Tym samym powinni być na mniej więcej równej linii w drodze na wzgórze, a jeśli tamci będą zbyt blisko, wejście pomiędzy domy ochroni ich przed zaklęciami tamtych, bez użycia magii. Jednakże plac był dosyć duży, bo miał około dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych, więc powinno obejść się bez wchodzenia między domy.
Byłby kontent, mogąc dojść nieco dalej niż do biblioteki, nie używając biegu, i jeżeli tak się stanie, muszą kontynuować marsz.

-Wyjdziemy tam, gdzie chciał iść Honogurai, a wtedy wejdziemy na chodnik, maksymalnie skracając sobie drogę, a wtedy prosto do Wieży-kontynuował. Wtedy powinni mieć stworzenia kawałek za sobą, co pozwoliłoby im spokojnie dobiec do Wieży.'

Jeżeli wszyscy pójdą za nim, będzie im to objaśniał w drodze, co pozwoli zaoszczędzić trochę czasu.

-Ty pójdź wzdłuż tej drogi i zaczekaj na nas na jej końcu. Jeżeli ktoś tam będzie, spróbuj przekonać ich, że jesteśmy pod północną bramą-powiedział do ducha, a oddech świszczał mu w płucach. W ten sposób można było pozbyć się ograniczenia prędkościowego narzuconego przez ich "przyjaciela".

-Przygotujcie się na to, że przy Wieży będą stały uparte stworzenia-wyszeptał, zanosząc się kaszlem.

Początkowy szybki marsz nie powinien być dla niego zbyt męczący, dlatego też postanowił go zastosować. Siły przydadzą mu się później, wtedy, kiedy będzie musiał biec.

Ocenił również dystans od północno-zachodniego domu południowych budynków, do Wieży. Mogło to być około dwóch kilometrów, więc był pewien, że nie da rady przebiegnąć całego dystansu. Oceniał, że da radę przebiegnąć nieco ponad połowę dystansu, a dalej musiał pomóc sobie magią, więc już przygotował sobie zaklęcie mające wyrzucić go w górę pod kątem sześćdziesięciu stopni do podłoża, w kierunku, do którego zwrócony jest twarzą. Powinien wznieść się na tyle wysoko, by móc przez pewien czas, odbywać lot szybowy. Do wszystkiego służyło tylko jedno zaklęcie.

W przypadku zagrożenia oraz jakiegokolwiek niepowodzenia, mógłby skorzystać z czaru zamrażającego. Wtedy zmieniłby w lód mały fragment odnóża każdej istoty. Wtedy, w sytuacji bez wyjścia, mogliby schronić się w budynkach. Podejrzewał, że zmrożone kończyny nie oddzielą się od tułowia, więc teoretycznie powinny zatrzymać przechodzenie przez ściany, lecz nie był tego pewien.

Przy Wieży natomiast, spróbuje ocenić czy pozostałe potworki, jeżeli tam będą, mają zmysł wzroku. Wtedy spróbuje je oślepić i wykorzystać cenny czas na zapukanie oraz wejście do środka. Na wszelki wypadek sporządził drugą kulkę, identyczną do pierwszej. Tą również schował do kieszeni.

Kiedy nie będzie innego wyjścia, będą mogli spróbować wyjść za miasto, przez bramy, jeśli tylko nie będą zawalone.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline