Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2009, 01:06   #38
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zaczęło się. Wszystko szło nawet sprawnie, jak na kompletnie niezgrany zespół.

Jego kolej. Zaczął biec na dół, zaraz za nim Hopkins. Drobne kamienie usuwały się spod butów, grożąc upadkiem w przepaść.
Zatrzymał się.
Coś zaczęło kłuć go w piersiach. Poczuł też dziwne pulsowanie w głowie.
"Wirus?" - pomyślał, czując kolejny, mocniejszy atak.
Obok niego przebiegł Hopkins.

Ignorując dziwną niemoc ruszył dalej w dół, jednak po paru krokach ugięły się pod nim nogi. Upadł, jadąc w dół w lawinie kamyków i luźnej ziemi. Chyba gdzieś w trakcie tej bezwładnej przejażdżki wpadł w pozostałych. Kiedy myślał, że się zatrzyma, przed załzawionymi z wysiłku oczami dojrzał zamgloną krawędź ścieżki, która w ułamku sekundy uciekła mu spod nóg. Spadł.

Z impetem wyrżnął o prawie pionowe zbocze, kiedy jego palce rozpaczliwie zacisnęły się na jakiejś roślinie. Korzeń wytrzymał, przynajmniej na razie, odwlekając nieco dalszy upadek.

Twarz piekła od zadrapań, rozcięta warga puchła a pulsowanie nad lewym okiem oznaczało kontuzję łuku brwiowego. W sumie nic poważnego, biorąc pod uwagę dziwne osłabienie organizmu i snajpera gdzieś za plecami, który pewnie zastanawiał się, czy strzelać teraz, czy pozwolić mu się jeszcze trochę pomęczyć.

Spojrzał w dół. Obraz rozmywał się, jakby był naćpany. Gdzieś na dole dojrzał jakby stalowoszary refleks.
"Jezioro..." - więc nie rozbije się o skały, tylko utopi. Fajnie.

Przypomniał sobie o snajperze. Na jego miejscu poczekałby, aż ktoś by próbował pomóc, wystawiajac się na strzał.

Znowu narastało bolesne ćmienie.
Dum! Dum! Dum! - czuł pulsowanie krwi w skroniach.
- Kurwa! - chrapliwie krzyknął, pokazująć światu swoją wściekłość. Wyszło słabo i dość cicho. Czując, jak coraz bardziej bolą nadwyrężone mięśnie ramion, a spocone palce coraz mniej pewnie ściskają wątły korzeń, zaśmiał się. Tym razem wyszło lepiej.
"Ciekawe, czy zabije mnie wirus, snajper, a może po prostu spadnę na dół?" - pomyślał, mocno tą sytuacją rozbawiony. W płucach coś mu rzęziło i po twarzy spływała strużka krwi z rozbitego łuku brwiowego.

"Jeśli ten fagas czeka, aż ktoś spróbuje mnie wyciągnąć, to może będzie musiał trochę poczekać" - stwierdził nie bez racji. Byli dla siebie obcy i nikt nie zaryzykuje głowy, by wyciągnąć z gówna na wpół martwego najemnika. W końcu zawsze to jeden problem mniej, a prawdopodobnie wszyscy z wirusem i tak są już martwi. Tyle że być może wciąż mają nadzieję.

Thorn wiedział, że jeśli snajper go trafi, to pewnie jest po nim. Jeśli nawet postrzał nie będzie śmiertelny, to po prostu spadnie, a rana i wirus raczej nie ułatwią mu pływania.
Wiedział też, że w każdej chwili może wykończyć go wirus. Wtedy pewnie też spadnie.
Trzecią opcją, również kończącą się upadkiem w toń jeziora, była sytuacja, kiedy w końcu zmęczone mięśnie odmówią posłuszeństwa lub korzeń nie wytrzyma obciążenia.
Ponieważ wszystko wskazywało na to, że i tak pewnie skończy szybując w dół, miał wielką ochotę przestać odgrywać rolę celu dla tego pieprzonego snajpera i puścić chwyt. Jedyne, co go przed tym powstrzymywało, to możliwość, że Nesson miał gdzieś nadajnik o ograniczonym zasięgu, na który reagowały nanoboty wszczpione uczestnikom tej szopki. Skacząc w dół, wydawał na siebie wyrok śmierci.

- Militech, Biotech i cała reszta tych skurwysynów ma u mnie przesrane. Jeszcze im rachunek wystawię... - obiecał sobie szeptem.

Postanowił jeszcze chwilę powisieć. Tylko chwilę.

Kolejny huk wystrzału odbił się echem po okolicy...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline