Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2009, 15:53   #5
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Roberto stał na parkingu wraz z niejakim Gulio Riccardonim, nie znał go za dobrze, szczerze mówiąc widział go tylko parę razy. Już gdy jeden z członków Rodziny przekazał mu, aby niezwłocznie udał się do posiadłości Barzinich, domyślał się, iż coś się święci. Obecność Gulio tylko to potwierdzała, zapewne razem mieli wykonać jakieś zadania. Oparł się w swojego czarnego Peugota 203 i zaczął rozmawiać z towarzyszem na jakieś błahe tematy, aby nieco uprzyjemnić sobie czas.
Capo Vincenzo Del Cero długo kazał na siebie czekać, Roberto był jednak cierpliwy, w końcu to mogła być jego szansa żeby pokazać swoje oddanie Rodzinie. W międzyczasie podziwiał willę Barzinich, wszechobecny przepych imponował mu, piękna posiadłość była jakby manifestacją potęgi Rodziny. Teraz czuł się naprawdę dumny, iż może do niej należeć, nie obchodziło go w jaki sposób Barzini doszli do władzy, liczyło się tylko to, że on także mógł kiedyś dorobić się takiej willi. To był jego szansa, musiał ją wykorzystać.
W końcu zjawił się Vincenzo, grubawy jegomość w szarym płaszczu. Dla Di Lauro capo wydawał się bardzo podobny do jego szwagra, który zresztą nosił to samo imię. Vincenzo Del Cero brakowało tylko sygnetu, którym tak obnosił się członek rodziny Roberto, na samą myśl o tym podobieństwie lekko się uśmiechnął.

- Cześć chłopaki. Jest robota, która nie jest łatwa, ale której nie możemy powierzyć żadnemu z pełnoprawnych członków Rodziny Barzini. Jesteście naszymi wtyczkami, tak więc tylko część Nowego Jorku postrzega was jako członków Barzinich

-A więc się nie myliłem, wreszcie jakaś poważna akcja. - pomyślał.

- Jest jeden facet...Tattaglia, którego trzeba stuknąć. Gość po pijaku podpalił samochód Santino Barziniego, jednego z naszych ludzi na wysokim stanowisku. Niby nic wielkiego, ale ludzie muszą wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi...nie w stosunku do Barzinich. Jako, że wy nie należycie jeszcze pełnoprawnie do Barzinich, to z powodzeniem możecie nauczyć ogłady tego ochłapa - kontynuował capo.

-Nic wielkiego, pewnie mamy go tylko nastraszyć, może trochę poobijać żeby nauczył się szacunku. Zaraz, czy on powiedział stuknąć?

-Gość ma być sztywny panowie...

-Cholera...

Tego Roberto na pewno się nie spodziewał, w ciągu paru lat służby dla Rodziny widział już wiele egzekucji, jednak w żadnej z nich nie brał i nie chciał brać udziału. Jego rola zawsze była inna, ale przecież nie mógł odmówić, nie teraz gdy wreszcie miał szanse się wybić. Dla Rodziny Barzinich, podobnie jak dla pozostałych rodzin, morderstwo było tylko kolejnym środkiem dojścia do celu.

- Weźcie broń jaką chcecie ze składu w piwnicy, ma tylko być bez policji, jeśli przechodnie zauważą całe zajście - zróbcie swoje i spieprzajcie. Tak czy siak, żadnej policji. Jeśli policjant jest w pobliżu to czekacie na dogodną okazję. Faceta wołają Carro, z tego co donieśli mi moi ludzie będzie przy dwudziestej drugiej w barze Constantina jutro o czwartej po południu. Tutaj w Midtown. Roberto - ty oczywiście prowadzisz.

-Tak, oczywiście - odrzekł niepewnie kiwając głową.

Po rozmowie Fuggitivo ruszył do piwnicy, pełniącej rolę magazynu broni. Zbiór wszelkiego rodzaju rozpylaczy nie robił na Roberto zbyt dobrego wrażenia, wybrał sobie Colta 1911 i wyszedł na zewnątrz. Znał tą broń dość dobrze, bowiem to właśnie na niej uczył się strzelać, z niemrawą miną udał się z powrotem do samochodu i czekał aż dołączy do niego Gulio. Otworzył drzwi i oparł się o dach samochodu.

-Może sprawdzimy ten bar? To niedaleko, a przynajmniej rozpoznamy teren, co o tym sądzisz Gulio?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline