Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2009, 17:52   #41
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
"No to lecę. Trzeba było nie jeść śniadania..." - stwierdził cynicznie czując, jak oblepiony ziemią korzeń pod jego ciężarem wypruwa się z cienkiej warstwy gleby, dającej możliwość wzrostu karłowatej roślinie.

Lewa noga eksplodowała nagłym bólem. Chyba krzyknął. Ledwo zwalczył odruch, by ucisnąć ranę, jednak to niewiele pomogło. Kurczowo wzmocnił ucisk dłoni na korzeniu. Wiedział, że za chwilę i tak puści. Drętwiały nadwyrężone ramiona, a po udzie spływała ciepła struga krwi, przesączając się przez materiał czarnych bojówek.

W końcu puścił.

Zaczął spadać w dół, jakby w zwolnionym tempie. Skaliste zbocze przesuwało się obok, nabierając tempa. Mówi się, że ofiarom wypadków, albo katastrof, przewija się przed oczami całe życie. Gówno prawda.
W czasie tych kilku sekund spadania zdążył pomyśleć "O kurwa" i gruchnął w o wiele za twardą taflę wody.

Uderzenie wybiło z płuc resztę powietrza. Ściana wody zamknęła się nad nim, jak wieko trumny. Przez chwilę było mu wszystko jedno, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze dług do spłacenia.

Lodowata kipiel otrzeźwiła go trochę, jakby na chwilę osłabiając działanie wirusa. Wykonał kilka zamachów ramionami, czując narastający ból w pozbawionej powietrza klatce piersiowej. Oddałby wszystko za jeden haust powietrza.

Nagle wynurzył się na powierzchnię, prychając i plując wodą. Rozejrzał się. Ból, pewnie dodatkowo stłumiony odczuwalnym chłodem wody, uciekł gdzieś w głąb głowy Aidana. Żył i jego wola życia zmuszała go do działania.

"Jednak skurwiel strzelił..." - pomyślał, poruszając ramionami, by utrzymać się na powierzchni.

Gdzieś zgubił LA-15. Uniwersalny lekki karabin szturmowy leżał pewnie na dnie jeziora.

- Szlag! - zaklął i podpłynął do zanurzającej się właśnie torby z resztą dupereli. Chwycił za pasek, gdy przypomniał sobie o snajperze.
Jeszcze w college'u, w którym był wyróżniającym się sportowcem w szkolnej drużynie lekkoatletycznej, w celu poprawienia wydajności organizmu chodził na zajęcia na basenie. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio pływał, ale nie miał innego wyjścia. Nabrał powietrza i zanurkował, próbując zniknąć z pola widzenia snajperowi.

Pod powierzchnią wody podpłynął w kierunku nieodległych trzcin, czy innych roślin porastających wodne akweny. Nigdy nie był dobry z biologii. Wolał zajęcia warsztatowe i szkolną strzelnicę. Wynurzył z wody tylko część twarzy, tak, by móc zaczerpnąć powietrza.

Na szczęście przedmioty w przegrodach i kieszeniach kamizelki taktycznej były na miejscu. Wysunął z kabury wojskowy nóż, którego oksydowane ostrze nie powinno zwrócić uwagi snajpera odbijaniem promieni słonecznych. Uciął dwie łodygi. Kołysanie się rośli nie było niczym niezwykłym, więc nie musiał obawiać się strzelca. Uciął łodygi tak, by otrzymać przynajmniej półmetrowe odcinki. Tak jak przypuszczał, łodygi były puste w środku. Przedmuchał je, by oczyścić z paprochów i sprawdzić przepustowość.
"Akwalung toto nie jest, ale musi wystarczyć" - stwierdził.

Przed przepłynięciem na drugą stronę jeziorka, za pomocą pasa wykonał prowizoryczną opaskę uciskową na zranionym udzie. Zanurzył się w wodzie i korzystając z łodyg, by oddychać pozostając niewidocznym, przedostał się na brzeg od strony głów prezydentów. Rosnące blisko jeziora potężne sosny zapewniały względną ochronę przed ostrzałem z góry.

Wyczołgał się na brzeg, wyraźnie wyczerpany. Przeleżał tak chwilę, oparty plecami o pień drzewa i oddychając ciężko. Odpiął nieco zapięcia kabur obu Glocków, umożliwiając ich błyskawiczne wyciągnięcie. Głupio byłoby dać się zabić zaraz po tym, jak cudem uniknął śmierci spadając z góry.
Zdjął kurtkę i za pomocą noża pociął ją na paski, mogące służyć jako opatrunki. Chip z kursem pierwszej pomocy podpowiadał, co należy w takiej sytuacji zrobić. Krzywiąc się z bólu, wstępnie opatrzył paskudną ranę lewego podudzia.
"Jeśli się nie wykrwawię i wirus mnie nie wykończy, to będzie dobrze" - ocenił kwaśno. Czuł się paskudnie. W sumie nie wiedział, czy to efekt postrzału, czy może działania tego nanogówna. Było mu wszystko jedno - i tak zamierzał za to komuś podziękować. Ale to później.

Drżąc z powodu wyziębienia, co pewnie potęgował też upływ krwi, sprawdził zawartość sportowej torby. Zamoczony telefon oczywiście nie działał.
- Tu i tak nie było zasięgu... - mruknął. - Chociaż Trauma-team by się przydał - dodał.
7mm amunicja do LA-15. Do niczego nie była już przydatna. Amunicja do Glocków. Pewnie się jeszcze przyda. Usypiacz. Chętnie by się przespał, ale może później.
Dwie paczki papierosów, nierozpakowane z folii i dzięki temu niezamoknięte, jak te z kieszeni kurtki. Otworzył nową paczkę i włożył papierosa do ust. Sięgnął po zapalniczkę i stwierdził, ze jest kompletnie mokra. Wilgotny knot benzynowej zapalniczki nie zapalił, więc wsunął zapalniczkę do jednej z kieszonek kamizelki taktycznej i kompletnie opadły z sił leżał tylko z nieodpalonym papierosem w ustach. Gdyby teraz wylazło z lasu coś z wielkimi zębiskami i chciało go zeżreć, chyba by nawet nie protestował.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline