Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2009, 17:52   #41
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
"No to lecę. Trzeba było nie jeść śniadania..." - stwierdził cynicznie czując, jak oblepiony ziemią korzeń pod jego ciężarem wypruwa się z cienkiej warstwy gleby, dającej możliwość wzrostu karłowatej roślinie.

Lewa noga eksplodowała nagłym bólem. Chyba krzyknął. Ledwo zwalczył odruch, by ucisnąć ranę, jednak to niewiele pomogło. Kurczowo wzmocnił ucisk dłoni na korzeniu. Wiedział, że za chwilę i tak puści. Drętwiały nadwyrężone ramiona, a po udzie spływała ciepła struga krwi, przesączając się przez materiał czarnych bojówek.

W końcu puścił.

Zaczął spadać w dół, jakby w zwolnionym tempie. Skaliste zbocze przesuwało się obok, nabierając tempa. Mówi się, że ofiarom wypadków, albo katastrof, przewija się przed oczami całe życie. Gówno prawda.
W czasie tych kilku sekund spadania zdążył pomyśleć "O kurwa" i gruchnął w o wiele za twardą taflę wody.

Uderzenie wybiło z płuc resztę powietrza. Ściana wody zamknęła się nad nim, jak wieko trumny. Przez chwilę było mu wszystko jedno, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze dług do spłacenia.

Lodowata kipiel otrzeźwiła go trochę, jakby na chwilę osłabiając działanie wirusa. Wykonał kilka zamachów ramionami, czując narastający ból w pozbawionej powietrza klatce piersiowej. Oddałby wszystko za jeden haust powietrza.

Nagle wynurzył się na powierzchnię, prychając i plując wodą. Rozejrzał się. Ból, pewnie dodatkowo stłumiony odczuwalnym chłodem wody, uciekł gdzieś w głąb głowy Aidana. Żył i jego wola życia zmuszała go do działania.

"Jednak skurwiel strzelił..." - pomyślał, poruszając ramionami, by utrzymać się na powierzchni.

Gdzieś zgubił LA-15. Uniwersalny lekki karabin szturmowy leżał pewnie na dnie jeziora.

- Szlag! - zaklął i podpłynął do zanurzającej się właśnie torby z resztą dupereli. Chwycił za pasek, gdy przypomniał sobie o snajperze.
Jeszcze w college'u, w którym był wyróżniającym się sportowcem w szkolnej drużynie lekkoatletycznej, w celu poprawienia wydajności organizmu chodził na zajęcia na basenie. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio pływał, ale nie miał innego wyjścia. Nabrał powietrza i zanurkował, próbując zniknąć z pola widzenia snajperowi.

Pod powierzchnią wody podpłynął w kierunku nieodległych trzcin, czy innych roślin porastających wodne akweny. Nigdy nie był dobry z biologii. Wolał zajęcia warsztatowe i szkolną strzelnicę. Wynurzył z wody tylko część twarzy, tak, by móc zaczerpnąć powietrza.

Na szczęście przedmioty w przegrodach i kieszeniach kamizelki taktycznej były na miejscu. Wysunął z kabury wojskowy nóż, którego oksydowane ostrze nie powinno zwrócić uwagi snajpera odbijaniem promieni słonecznych. Uciął dwie łodygi. Kołysanie się rośli nie było niczym niezwykłym, więc nie musiał obawiać się strzelca. Uciął łodygi tak, by otrzymać przynajmniej półmetrowe odcinki. Tak jak przypuszczał, łodygi były puste w środku. Przedmuchał je, by oczyścić z paprochów i sprawdzić przepustowość.
"Akwalung toto nie jest, ale musi wystarczyć" - stwierdził.

Przed przepłynięciem na drugą stronę jeziorka, za pomocą pasa wykonał prowizoryczną opaskę uciskową na zranionym udzie. Zanurzył się w wodzie i korzystając z łodyg, by oddychać pozostając niewidocznym, przedostał się na brzeg od strony głów prezydentów. Rosnące blisko jeziora potężne sosny zapewniały względną ochronę przed ostrzałem z góry.

Wyczołgał się na brzeg, wyraźnie wyczerpany. Przeleżał tak chwilę, oparty plecami o pień drzewa i oddychając ciężko. Odpiął nieco zapięcia kabur obu Glocków, umożliwiając ich błyskawiczne wyciągnięcie. Głupio byłoby dać się zabić zaraz po tym, jak cudem uniknął śmierci spadając z góry.
Zdjął kurtkę i za pomocą noża pociął ją na paski, mogące służyć jako opatrunki. Chip z kursem pierwszej pomocy podpowiadał, co należy w takiej sytuacji zrobić. Krzywiąc się z bólu, wstępnie opatrzył paskudną ranę lewego podudzia.
"Jeśli się nie wykrwawię i wirus mnie nie wykończy, to będzie dobrze" - ocenił kwaśno. Czuł się paskudnie. W sumie nie wiedział, czy to efekt postrzału, czy może działania tego nanogówna. Było mu wszystko jedno - i tak zamierzał za to komuś podziękować. Ale to później.

Drżąc z powodu wyziębienia, co pewnie potęgował też upływ krwi, sprawdził zawartość sportowej torby. Zamoczony telefon oczywiście nie działał.
- Tu i tak nie było zasięgu... - mruknął. - Chociaż Trauma-team by się przydał - dodał.
7mm amunicja do LA-15. Do niczego nie była już przydatna. Amunicja do Glocków. Pewnie się jeszcze przyda. Usypiacz. Chętnie by się przespał, ale może później.
Dwie paczki papierosów, nierozpakowane z folii i dzięki temu niezamoknięte, jak te z kieszeni kurtki. Otworzył nową paczkę i włożył papierosa do ust. Sięgnął po zapalniczkę i stwierdził, ze jest kompletnie mokra. Wilgotny knot benzynowej zapalniczki nie zapalił, więc wsunął zapalniczkę do jednej z kieszonek kamizelki taktycznej i kompletnie opadły z sił leżał tylko z nieodpalonym papierosem w ustach. Gdyby teraz wylazło z lasu coś z wielkimi zębiskami i chciało go zeżreć, chyba by nawet nie protestował.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 21-02-2009, 16:14   #42
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Scott popatrzył na spadającego człowieka bez zaskoczenia. Taki filozoficzny paradoks, ciało leci w dół a dusza do góry... Starego komandosa zaskoczył dopiero widok rannego wypływającego na powierzchnię i nurkującego by dopłynąć do brzegu. Twardy sukinsyn albo kiepski snajper. Najlepszym wyjściem by zorientować się w sytuacji było dotarcie do rannego i udzielenie mu pomocy. Ryzyko małe korzyści byłyby duże, snajpera z tej odległości z karabinu szturmowego nie zdejmie, tylko zdradzi swoją pozycję. Wycofał się ostrożnie i cicho jak duch ruszył przez las. Wytężając wzrok węch i słuch poruszał się leniwymi posuwistymi ruchami wytrenowanymi przez lata służby. Pierwsza rzecz jaką zauważa się w lesie jest ruch wiec należy go uczynić jak najsłabiej dostrzegalnym. Na początku staje się to mordęga, potem druga naturą. Najpierw uchwycił w powietrzu delikatny zapach mokrego ubrania i krwi. Potem zobaczył leżącego mężczyznę z niezapalonym papierosem w ustach. Cichutko zaświstał przez zęby, pisk myszy, odgłos używany przez myśliwych do wabienia lisów a przez żołnierzy do komunikowania się. Mężczyzna był uzbrojony więc Scott uniósł prawą dłoń z dala od spustu broni. Widok wysokiego, barczystego faceta objuczonego sprzętem i bronią, ubranego w maskujący mundur z twarzą i dłońmi wymalowanymi farbami mógł być wystarczający do otwarcia ognia. Uśmiechnął się lekko pokazując na siebie po czym wyciągając rękę z zaciśnięta pięścią i kciukiem wyprostowanym i skierowanym w górę w geście oznaczającym w uniwersalnym wojskowym języku znaków przyjaciela po czym położył wskazujący palec na ustach nakazując ciszę.. Zbliżył się i rzucił okiem na przesiąkający krwią, prowizoryczny opatrunek z strzępów jakiego materiału. Szybko przyklęknął odpinając od kamizelki taktycznej moduł z apteczką. Szybkimi ruchami rozwiązał opatrunek ukazując ranę. Nieźle poszarpane udo ale gość i tak miał farta. Otworzył apteczkę i sprawnie zaczął zakładać porządny opatrunek dezynfekując ranę i traktując ją środkami przyspieszającymi gojenie. Pracując cicho szeptał:
-Masz sporo farta ze na tym się skończyło, na razie bądź cicho porozmawiamy jak to opatrzę i zabiorę Cię w bezpieczniejsze miejsce.
Po chwili ranę pokrył gruby opatrunek. Scott ciągle klęcząc obok nieznajomego wsunął jedną rękę pod jego udo, drugą zacisnął na ramieniu rannego i sprawnym, wyćwiczonym i delikatnym ruchem założył go sobie na barki stosując podstawową metodę wynoszenia rannych. Wyprostował się ze stęknięciem i ruszył przez las rozglądając się za jakąś względnie bezpieczną kryjówką.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 23-02-2009, 18:23   #43
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
- Co robimy, Hopkins? - wyraźnie przedrzeźniała mężczyznę - Co to kurwa ma być? Od kiedy ja tu dowodzę, cioto? - syknęła z bólu.

Liz piepszyła jej coś nad głową, co utrudniało jej myślenie. Sytuacja była skomplikowana. Już dawno wskoczyłaby do bajora, po brakującą skrzynię Militechu, ale szlag by to trafił... nie umiała pływać i nie wzięła chipu. Umiała za to wiele innych rzeczy, akurat tego... nie. Zasięg broni był za mały, jak na tak odległe położenie snajpera. Broń była bezskuteczna. Okrążenie snajpera też nie wchodziło w grę. W takim stanie, zdechłaby gdzieś po drodze.

Trucizna zaaplikowana w jej ciele, zaczęła rozpuszczać się w krwi, co w tej chwili było największą przeszkodą w działaniu. Nie interesował ją przygłupi plan niedoszłej pani doktor. Patrzyła zza drzewa na rozwalony sprzęt i martwe ciało Nessona. Z trudem wyjęła miętówkę. Possała, ale nie przechodziło. I tak była już trupem, miała jednak ostatni plan.

- Słuchaj, Ness... kurwa, Hopkins - powiedziała, ciężko dysząc - Pobiegniesz tam, zaczniesz strzelać, odwracając uwagę snajpera, a ja z Razem wybiegniemy i przywleczemy ciało tutaj. Może ten sukinsyn miał jakiś monit pulsu przy sobie albo inne dziadostwo, które da radę przestawić. Inaczej zdechniemy jak psy...
 
Shathra jest offline  
Stary 24-02-2009, 12:37   #44
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Aidan 'Thorn' Beckett & Scott Mc'Doladan


Przedzierali się między drzewami, brodząc w błocie i strumykach. Scott starał się odnaleźć w miarę suche i bezpieczne miejsce. Nieznajomy się nie odzywał. Jedynie rytmicznie stękał z każdym krokiem Mc’Doladana. W końcu zatrzymali się przy ścieżce prowadzącej do punktu widokowego. Scott położył mężczyznę na ziemi i rozejrzał się czy skały dają dostateczną osłonę przed pieprzonym snajperem, któremu najwyraźniej skończyła się w dobrym momencie amunicja. Rzeczywiście od dłuższego czasu nie było słychać wystrzału. Zmienił pozycję lub magazynek. Sytuacja była kurewsko zła. Scott wiedział, że w najlepszym wypadku niedługo będą tu Indianie i pewnie Wojsko korporacyjne, które stacjonuje na jednym z wielu podziemnych poziomów. Zrobi się gęsta atmosfera, dlatego muszą stąd znikać i to szybko. Wielu możliwości nie było – jego domek był tu w zasadzie najlepszą opcją.

* * *


Estella Stephens

Hopkin skierował lufą Militech Ronina w kierunku Esti. Zrobił dosyć poważną minę i odbezpieczył broń. Na twarzy Liz i Razora wymalowało się wyraźne zdziwienie.

- Posłuchaj głupia suko! Nie prosiłem się kurwa o przydział do tej misji. Jestem tu żeby nie dopuścić do przechwycenia danych z pierdolonej głowy tego trupa, którego szukamy. Właśnie tak. Nie wiem kim ty kurwa jesteś, ale to jest dobry moment na wykonanie rozkazów, bo sytuacja się nieco skomplikowała.
– Terry wyraźnie nie żartował i szykował się do wypuszczenia serii w kierunku Stephens. Od kilku minut snajper nie dawał znaku swojej obecności. Nie było słychać zwierząt.

Szzzzz…Kim Pani jest? Gdzie Profesor Nesson…szzzz… - Odgłos kobiety dobiegał głucho z głośników laptopa. Liz odwróciła głowę od wkurwionego Hopkinsa i skoncentrowała się na rozmowie z tajemniczą kobietą.

- Nesson dostał kulkę w łeb od snajpera, ale to dłuższa historia. Aktualnie mamy trochę większy kurwa problem. W czymś jeszcze mogę ci pomóc? – Zapytała O’Neill z mocną ironią w głosie.

- Proszę przekazać rozmowę Estelli Stephens…

Liz podsunęła się po ścieżce, uważając na laptopa, snajpera i podporucznika. Położyła go obok niej. Na ekraniku komunikatora Esti dostrzegła znajomą twarz. Znała ją. Japonka zachowywała niewzruszony wyraz twarzy.

 
DrHyde jest offline  
Stary 28-02-2009, 01:32   #45
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Bieg akcji przybrał bardzo ciekawy kierunek. Hopkins celował jej w głowę i przez przypadek puścił farbę. A więc to tak? Nie powiedziała nic. Czekała w milczeniu na rozwój sytuacji.

Japonka w laptopie Nessona czegoś chciała. To samo w sobie nosiło kilka dodatkowych informacji.
- Stephens, słuchamy. – powiedziała, obserwując wciąż uważnie zachowanie Hopkinsa.
Rozmowa przez komunikator w tej sytuacji nie byłaby dobrym rozwiązaniem, więc postanowiła przeprowadzić rozmowę głośno, tak aby nie wzbudzać dodatkowych podejrzeń.
- Tak widzę. My się nie znamy. – wszyscy usłyszeli akcent niczym u jednego z tych azjatów, którzy sprzedają w fast foodach Night City. - Nazywam się Miya Lee i pracuje dla Korporacji Arasaka. Czy możemy rozmawiać...?
- Militech, Biotech, banda narwańców od prymitywnych zleceniodawców, celujących w moją głowę i jeszcze wy? Słucham...
- Tak, teraz mnie wysłuchasz i to dokładnie. Od śmierci Nessona pozostała wam godzina życia. W skrzyni z oznaczeniem Militechu jest serum. Można ją otworzyć tylko przy pomocy linii papilarnych z prawej dłoni profesora. Serum spowolni działanie trucizny do czterdziestu ośmiu godzin. W planach Biotechu i tak mieliście umrzeć, ale to mało istotne. Po wstrzyknięciu płynu bezpośrednio do krwi odnajdziecie Fishera, to co ma przy sobie i dostarczycie do mnie. Będziemy w stałym kontakcie. To rozkaz Stephens...szzzz....
- Obraz znikł.
- Masz coś do powiedzenia Stephens?! - Hopkins wycelował. - Pracujesz dla Arasaki? Z kim Ty kurwa w końcu trzymasz?! – sukinsyn, wyłapał dokładnie to, co chciał usłyszeć.

- Słuchaj, nie wiem kim ty jesteś i na razie gówno mnie to obchodzi. To wy od początku kręcicie na lewo i prawo. Teraz, kiedy Nesson nie żyje, mam w dupie wszystkie rozkazy, rozumiesz? Chcę przeżyć, a wy? – próbowała się jakoś ratować.
Wszyscy byli w zmowie. Wszyscy znali się i co najgorsze, byli tu po to, aby pokrzyżować jej plany.
- Ej! Uspokoicie się do cholery?! Fakt jest taki, że Estella ma rację Terry i odłóż broń idioto. Musimy znaleźć skrzynię i jakieś spokojne miejsce. Proponuje też w końcu wyjaśnić sobie pewne rzeczy wzajemnie. Prawda Stephens? - Liz spojrzała na nią badawczo.

- Z chęcią posłuchałabym co masz do powiedzenia, ale w tym momencie nasza skrzynia odpływa w siną dal. Może jakiś zmutowany boberek wpierdoli nasze sera, więc nie ma czasu. Plan jest taki, jak powiedziałam.

- Skrzynia zawisła na gałęziach wystających z wzgórza. Spadła na nie ze skarpy w tym samym momencie co Beckett. - Odezwał się w końcu Razor. - Snajpera już tam nie ma od dłuższej chwili. Zainteresowało go coś na dole. - Wstał i podszedł do ciała Nessona. - Stary pewnie powiedział by co tu się dzieje, ale nie jest już zbyt rozmowny.

Esti też nie była. Zajęła się trupem. Zawlokła go w las, podczas gdy Razor zajął się wciąganiem skrzyni na brzeg skarpy. Obszukała ciało i zabrała wszelkie przedmioty osobiste, które mogłyby się przydać. Nesson rzeczywiście nie posiadał ani jednej cyborgizacji, Esti była lekko obrzydzona tym faktem. Jak ten staruszek radził sobie w dzisiejszych czasach? Spojrzała na trupa z góry. Nie radził sobie.
Wciągnęła ciało głębiej w las i ukryła prowizorycznie w jakiś krzakach, tak aby nie leżało na środku. Dopiero wtedy, zasłaniając się swoim ciałem przed innymi, odcięła mu prawą dłoń i wycisnęła z niej krew. Razor już czekał na brzegu lasu ze skrzynią. Esti dotknęła martwą dłonią w pulpit czytnika i wkrótce skrzynia otworzyła się. Była to dość niebezpieczna chwila. Starała się być opanowana choć doskwierał jej ból głowy. Ręce miała w pogotowiu do użycia broni. Obserwowała sytuację. Odsunęła się dwa kroki w tył, ustępując miejsca Liz i Hopkinsowi.

Tak jak przypuszczała Esti, zainteresowali się oni zawartością skrzyni. Dziewczyna wiedziała co robić. Ani chwili nie straciła na wahanie. W chwili kiedy poczuła dopał adrenaliny w swoim ciele, wyciągnęła oba Arna i strzeliła prosto w głowę byłej pani doktor i niedoszłemu dowódcy grupki ratunkowej. Krew siarczyście trysnęła na skrzynię a w powietrzu uniósł się swąd spalonych włosów. Esti pochwyciła lewą ręką, upadające swobodnie ciało Hopkinsa i zasłaniając się nim, zaczęła wrzeszczeć do Razora, który zareagował chowając się za drzewo. Nie celowała w niego, trzymała swobodnie pistolet, lufą skierowany w powietrze.
- Razor!!! Nie chcę cię skrzywdzić. Nie o ciebie chodziło. Jesteś spoko koleś, razem możemy stworzyć produktywny sojusz. Sztama?
- Sztama.
– odpowiedział po dłuższej chwili i bardzo ostrożnie wyszedł zza drzew.

Estella opuściła ciało Hopkinsa na ziemię i schowała broń. Wciąż miała na oku Razora, ale zbliżyła się do skrzyni aby zaaplikować serum.
- Thorn przeżył. Widziałam zruszoną na brzegu jeziora, trawę.- przełamała krótką chwilę ciszy – Odnajdziemy go i damy mu serum. Zobaczymy w jakim jest stanie. W obecnej sytuacji każda nieskorumpowana para rąk, jest na wagę złota.

Wsunęła ampułkę z serum do automatycznego dozownika i podała Razorowi. Swoją przyłożyła sobie do szyi i wcisnęła...
Antidotum popłynęło w jej żyłach.

Poczuła jakiś dziwny niepokój. Od dłuższej chwili nie słyszała odgłosów zwierząt. Robiło się już coraz ciemniej.... może poszły spać? Tak, z pewnością... Nastawiła w zegarku alarm na 48 godzin. Teraz tylko to się liczyło. Szpony korporacji po raz kolejny zakleszczały się na jej życiu. Ale po raz pierwszy od długich lat pomyślała o wolności. Serce zabiło mocniej kiedy usłyszała to słowo w swoich myślach. „Wolność!”.

Teraz, kiedy krew rozlana była po całej okolicy, nie było już sensu sprzątać ciał. Esti zabrała najpotrzebniejsze rzeczy, broń i magazynki. Sprawdziła co jest w torbach Hopkinsa i co jeszcze skrywa skrzynia Militechu. Zabrała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, które są w stanie unieść dwie osoby, w tym laptopa. Poświęcała część uwagi na obserwowanie Razora. On odwdzięczał się jej tym samym.
- Spadamy.
 

Ostatnio edytowane przez Shathra : 28-02-2009 o 01:39.
Shathra jest offline  
Stary 03-03-2009, 15:27   #46
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Scott posadził rannego na ścieżce opierając plecami o drzewo po czym cicho i szybko jak duch sprawdził pobliskie zarośla posiłkując się wszczepami. Gdy był pewien że najbliższa okolica jest bezpieczna przyklęknął obok nieznajomego nie zdejmując nawet plecaka. Z jednej z ładownic kamizelki wydłubał paczkę fajków i zapalniczkę, poczęstował siedzącego przed nim mężczyznę i sam zapalił starannie osłaniając żar dłonią. Zaciągnął się głęboko i zaczął mówić.
-Dobra mamy chwilę żeby pogadać. Moja historia zabrzmi średnio prawdopodobnie ale nie lubię zmyślać. Mieszkam w okolicy, słyszałem jak wyglebił się w górach helikopter. Wyszedłem się rozejrzeć i sprawdzić czy nie będzie potrzebna pomoc. "Łanię" znalazłem jakieś trzydzieści minut temu, była pusta. Potem usłyszałem wybuchy granatów, poszedłem sprawdzić i zobaczyłem twoje problemy ze snajperem. Resztę już znasz. Mam dziwne przeczucie ze Twoja historia będzie dużo ciekawsza...
Scott nie lubił ceregieli, lata służby wyrobiły w nim nawyk przyjmowania wszystkiego takim jakim jest i nie wgłębiania się dalej. Był spokojny i skoncentrowany nawet rozmawiając i paląc co chwila omiatał wzrokiem teren dookoła, węszył, nasłuchiwał. Syndrom "oczu w dupie" raz wyrobiony nigdy nie znika. Akurat w takich sytuacjach był plusem ale w normalnym życiu sprawiał że wszyscy dookoła uznawali go za paranoika a nawet wariata. Między innymi dlatego wyniósł się na odludzie. Poza tym wolał góry od miejskiej dżungli. Chyba dlatego ze zbyt wiele innych dżungli widział już w swoim życiu. Co chwila ogniskował wzrok na swoim nowym towarzyszu z przypadku czekając na jego odpowiedź. Poruszył lekko szerokimi barkami lepiej układając na nich szelki dużego wojskowego plecaka, przesunął trochę pas nośmy na którym wisiała na jego karku niemłoda już ale wciąż ceniona emszesnastka która własnoręcznie pokrył maskującym malowaniem. Poprawił odrobinę paski oporządzenia i zastygł w bezruchu.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 04-03-2009, 13:58   #47
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie tej drogi przez las Aidan stwierdził dwie rzeczy. Pierwszą było to, że niezbyt fajnie czuje się jako plecak, natomiast drugą to, że wcale nie czuje się lepiej, niż nad jeziorem. Uściślając - czuł się na tyle paskudnie, że przestawało mu zależeć na czymkolwiek innym, niż zapalenie i uwalenie się nieważne jakim alkoholem w trupa, do którego zresztą niewiele mu brakowało.

W spełnieniu tych podstawowych potrzeb, kiedy skończyli wreszcie bawić się w podchody po lesie, którego zaczynał zwyczajnie nie lubić, pomógł mu nieznajomy, częstując papierosem.
Jednak płuca, zmagajace się z działaniem nanotoksyny, zaprotestowały przeciwko dalszemu osłabianiu zdolności oddychania, co skutkowało atakiem kaszlu. Papierosa jednak z ust nie wyjął.

- Dzięki - wycharczał z wysiłkiem, próbując się uśmiechnąć. Wyszło słabo.
Odkaszlnął ponownie i spróbował raz jeszcze.
- Masz może coś do picia? Im mocniejsze, tym lepsze... - znowu uśmiech. Tym razem trochę lepiej, niż poprzednio.

Wysłuchał słów nieznajomego, który okazał się być jednym z tych dzikusów zamieszkujących poza granicami cywilizacji, czyli, zgodnie ze światopoglądem Becketta, poza betonową dżunglą miast.

"Świr" - ocenił go pobieżnie. To musiała być prawda - tylko świr mógłby mieszkać w takim miejscu. "Ale ma fajki i, przy odrobinie szczęścia, może pędzi gdzieś tutaj bimber..."

- Jestem Thorn - przedstawił się - I zgodnie z tą ksywką mam zamiar utkwić głęboko w dupie tych kolesi, którzy odpowiadają za ten syf. Na tyle głęboko, by przypominali sobie o mnie za każdym razem, kiedy spróbują usiąść w swoich wygodnych fotelach. - spojrzał na Scotta - Oczywiście pod warunkiem, że przeżyję... - wyszczerzył się.

- Śmigłowiec był Militechu. To już drugi o którym mi wiadomo, że przyglebił w tej okolicy - zaciągnął się dymem - Pierwszym leciał ważny korp, drugim ci frajerzy, którzy z polecenia, bądź za kasę chcieli go odnaleźć. Żywego lub martwego. Do wesołej bandy frajerów zaliczam się i ja - stwierdził cierpko.

- Do zabawy przyłączyła się inna firma, która podkupiła kilku ludzi Militechu, a reszcie wszczepili niefajną toksynę, która całkiem niedawno zaczęła działać. Po drodze mieliśmy małą sprzeczkę z miejscowymi i, co sam zauważyłeś, spotkaliśmy jakiegoś narwanego palanta ze snajperką. Całkiem prawdopodobne, że na liście płac laboratorium.

- Dlaczego miałbyś się przyłączyć do tej zabawy w berka? - zapytał po chwili - Po pierwsze, gdzieś tutaj, ukryte pod ziemią jest jakieś pieprzone laboratorium pracujące nad nanotoksynami. - wyjaśnił, nie czekając na odpowiedź Scotta - Nie muszę chyba tłumaczyć, co się stanie, gdy coś im nie wyjdzie i troszkę tego syfu wydostanie się przez ich szyby wentylacyjne. Marzenie o przytulnym domku w górach szlag trafi - spojrzał znacząco na rozmówcę.
- Po drugie, tylko wtedy będę miał okazję, żeby ci się odwdzięczyć, a ja naprawdę nie lubię mieć u kogoś długów - wzruszył ramionami i zgasił papierosa.

- To jak, poszukamy tego bunkra, czy poczekasz aż ten twój las cholera trafi? - zapytał.

- Tak przy okazji - gdzieś tam na górze została między innymi niczego sobie laska, której obiecałem, że przypilnuję jej tyłka - głupio byłoby nie dotrzymać słowa, co? Poza tym, tamci mają to samo gówno w żyłach, co ja. Jeśli gdzieś w stuffie jednego martwego palanta nie znajdzie się informacja, co z tym zrobić, to i tak będziemy gryźć glebę.

Aidan nie widział problemu w tym, że wyjawił przynajmniej część prawdy o kulisach "wyprawy ratunkowej". Jak na razie nieznajomy mu pomógł, więc raczej nie trzymał strony tych, którzy mieli zamiar ich zabić. Militech, Biotech, czy cholera wie jaka firma jeszcze też nie grały fair, więc lojalność nie obowiązywała. Gadka o rozprzestrzeniającej się po okolicy toksynie nie była co prawda potwierdzona, lecz zwyczajnie chciał przekonać gościa, by pomógł mu w dokopaniu paru osobom, które stały za tą sprawą.

W każdym razie piłeczka była po stronie nieznajomego.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 08-03-2009, 11:33   #48
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Sytuacja była kurewsko niezrozumiała dla Razora. Wiedział jednak, że im mniej ludzi tym większa szansa na przeżycie, a ta laska była dobra w tym co robi. Zaaplikowali sobie serum. Zawroty głowy i inne dolegliwości, zaczęły powoli ustępować. To był dobry znak. Znak, że jeszcze trochę pożyją. Spojrzeli na leżące zwłoki raz jeszcze i zabrali część przydzielonego ekwipunku. Szli w milczeniu i ciągłej wzajemnej obserwacji. Powoli schodzili ścieżką w dół. Razor prowadził. Nie miał zaufania do tej suki i nie miał pojęcia dlaczego wpakowała im kulkę w łeb. W zasadzie mało go to teraz obchodziło. Chciał się wydostać z tego syfu i to szybko.

Doszli na sam dół. Mrok ogarnął las. Gdzieś w oddali słyszeli szum wody i … rozmowy. Esti dostrzegła dwóch ludzi w głębi chaszczy gdzieś w okolicach ścieżki.

* * *

Beckett zaciągnął się papierosem. W ciemności zalśnił blask żaru. Czekał na podsumowanie ze strony „wybawiciela”. Nim ten się odezwał, wskazał mu ręką coś w głębi lasu. Jakieś dwie osoby zbliżały się do nich.
 
DrHyde jest offline  
Stary 08-03-2009, 20:53   #49
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Scott wskazał na dwójkę zbliżających się ludzi po czym stanowczym ruchem wciągnął Thorna za drzewo. Sam dwoma szybkimi susami odskoczył kawałek i przypadł za zwalonym pniem w gąszczu paproci- kamuflaż ujawnił swoje zalety, sylwetka byłego żołnierza zlała się z zielenią i brązami roślin i poszycia leśnego. Wyuczone odruchy kazały mu uspokoić oddech i naprowadzić kropkę celowniczą kolimatora na nadchodzących. Soczewka o małym powiększeniu była przydatna nawet dla korzystających z cybernetycznej optyki, taki celownik w zupełności wystarczał do prowadzenie ognia na bliski i średni dystans bez konieczności zmieniania jakichkolwiek ustawień i choćby myślenia o nastawach optyki. Dwoje ludzi, uzbrojeni, chyba coś słyszeli bo się rozglądają... Scott spokojnie umieścił kropkę celownika na klatce piersiowej faceta i czekał powoli zwalniając oddech. Teraz ich ruch, albo okażą się przyjaciółmi i pogadają... Albo okażą się wrogami i umrą...
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 10-03-2009, 19:56   #50
Banned
 
Reputacja: 1 Shathra nie jest za bardzo znanyShathra nie jest za bardzo znany
Bycie solosem to nie bycie kupą trzeszczącego złomu. Bycie solosem to nie myślenie* lecz reagowanie. Bycie solosem to nie refleks ślimaka.

...szum wody... rozmowa... cisza...

Esti od razu schowała się za drzewo i kucnęła. Razor, też nie był w ciemię bity. Od razu wyczuł, że coś się święci, sądząc po zachowaniu kobiety. Momentalnie zszedł z widoku.
Nikt z nich nie stał jak ćwok na środku przerzedzonych krzaków, aby dać sobie przycelować jakąkolwiek broń. Skrzynię wciągnęła w zielsko.

Sytuacja była prosta jak drut. Thorn miał kłopoty. Jakiś kolejny świr z buszu mógł go teraz szantażować, porywać i chuj wie, co jeszcze?

"Jaki tu kurwa ruch? Jak na dworcu?" - pomyślała odruchowo.

Thorn pewnie nie był w zbyt dobrej kondycji, więc ledwie zipał. Czas mknął do przodu. Nie potrzebowali go marnować na zabawy w chowanego.

- Tssssyyyyt, Beckett?
- wycharczała tak, aby mógł ją usłyszeć. Czekała na odzew.

*) myślenie przydaje się na chipie
 

Ostatnio edytowane przez Shathra : 10-03-2009 o 19:58.
Shathra jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172