Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2009, 00:15   #9
planstons
 
Reputacja: 1 planstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodzeplanstons jest na bardzo dobrej drodze
Uchu, słońce rzeczywiście grzało. Ale nie było aż tak gorąco żeby pocić się tak jak on się pocił. Chociaż… może nie była to robota kochanej gwiazdy ale Wielkoluda, który niebezpiecznie zmniejszał dzieląca jego i Johnego odległość. Sytuacji nie poprawiał fakt, iż ktoś tu ewidentnie pragnął krwi i świeżego mięsa. A tym kimś nie był Walker. Oj nie. On nie lubił mięsa. Zawierało w sobie za mało cukru. Zdecydowanie. Okulary zsunęły mu się na czubek nosa. Nie próbował ich nawet poprawiać, wyglądałby zapewne bardzo głupio próbując ciasno skrepowanymi dłońmi wykonać tą czynność wymagająca jednak pewnej wprawy. I pewnych rąk. Świat stracił ostrość. Ale może to i lepiej? Mrugnął nerwowo kilka razy i gdy po raz n-ty otworzył oczy ujrzał przed sobą górę metalu. Góra sięgała w kierunku jego głowy. Au! Do cholery! Nie dość, że przeżył tutaj przed chwilą taką traumę, nikt mu nic nie wyjaśnił to jeszcze na dodatek pozbawiają go jego cennego naskórka. No ale przynajmniej znajdował się teraz w cieniu. Z drugiej strony było trochę zimno. Przez ten pot jeszcze się przeziębi! Babcia zawsze mu powtarzał żeby nie wychodził mokry na przeciąg. Ale nieważne: mógł znów robić cukierki! Pyszne cukierki! Truskawkowe, wiśniowe, malinowe i jakie sobie tylko wymarzył! Jeszcze chwila i mógł poprawić okulary. I podrapać się po tyłku, który znów dał o sobie znać. Co zrobić najpierw? Otóż jedno i drugie w tej samej chwili! Ludzie nie doceniają swoich rąk dopóki ich nie stracą. No i teraz był pewniejszy siebie. To byłby wielki cukierek z tej kupy złomu! No ale chyba nie uwalniałby go po to żeby następnie próbować zabić, prawda? To by było nielogicznie. Tak więc nie dziwnym było dla mężczyzny, że został potraktowany czymś zielonym i przeniesiony „chujwigdzie” jak zwykł mawiać farmer, u którego pracował kilka lat temu. Z drugiej strony to było jednak dziwne. W końcu nie co dzień przenoszą cię w przestrzeni przy pomocy zielonych błyskotek. No i ta niepewność gdzie wyląduje! A naskórka nie daruje! O nie! To był… Ooo! Jaka piękna marmurowa sala! Taka duża. I jeszcze te błyskawice na zewnątrz, deszcz i zarysy gór. I kolumny. Ozdobne. Doryckie czy jońskie? Pies je drapał! Ważne, że było romantycznie. Wstał i otrzepał kombinezon. Pomarańczowy to nie był jego kolor. Hmm… i jakież słodkie towarzystwo tutaj mamy. Góra mięśni z torbą na głowie? Jest! Jaszczurka, która zmienia się w mężczyznę? Proszę bardzo! Wiedźminka? Żaden problem! O! I któż to jeszcze przybył? Kobieta w lateksie! Lubił lateks. Prawie tak jak cytrynowe ciągutki. Lateks to jest to co tygryski lubią najbardziej (zaraz po cytrynowych ciągutkach oczywiście)! A on tak niewyjściowo ubrany. No i znajdź tu żonę! Pff! Jego wzrok przykuł tymczasem tron stojący na końcu okazałego czerwonego dywanu. Siedzący na nim człowiek… istota… była zaiste imponująca. Miała na klacie więcej blizn niż on włosów na głowie. No i tak kamienna twarz. To jest sztuczka jakiej musi się nauczyć. Rozmowa toczyła się obok niego. Starożytny artefakt? Czemu nie? Indiana Jones zawsze mu imponował. Że jakieś modyfikacje wzorców? Nigdy nie lubił matematyki. Rozejrzał się ponownie po swych, jak się domyślał, przyszłych towarzyszach. Zjadłaby cukierka. Chciał zapytać kobietę w lateksie, ale nie wyglądała ona na kogoś kto nosi przy sobie słodycze. Z resztą gdzie ona by go schowała? W lateksie nie robi się kieszeni! Do tego dużego wolał nie pochodzić, z resztą miał ona na sobie podarty uniform więzienny, a więzieniu chyba nie dają cukierków. Jaszczurkom, szczególnie takim, które zamieniają się w przystojnych brunetów nie ufał. Bo z jaszczurkami jest taki problem, że łapiesz ją za ogon, cieszysz się, ze będziesz miał co hodować w słoiku a ta cholera ucieka bez ogona przez trawę. I co? Ogon to nie jest domowe zwierzątko marzeń. I z której strony w ogóle się go karmi? Pozostała więc ta siwa młódka (ależ paradoks!). Nie wyglądała zachęcając, ale co mu tam! Podszedł do niej z niejaką nieśmiałością. Która nawet nie była do końca udawana.
-Przepraszam.- uśmiechnął się. Może trochę głupkowato.-Masz może cukierka? Miętówkę chociaż…-czekał z nadzieją. W międzyczasie podniósł rękę do góry:
- Panie um…- chciał powiedzieć „panie Starszy” ale uznał, że mogłoby to zostać źle zrozumiane. Szybko przeszukał swoją pamięć. Cytryna? Pomarańcza? A tak!-Mandarin. Z całym szacunkiem, ale skończmy pieprzyć o tajemnych artefaktach i matematyce, którą robią. Lubię konkretne przykłady, bo to całe… modyfikowanie wzorca, znaczy dla mnie tyle samo co… coś czego nie rozumiem. Teoria względności na ten przykład. – czekał. Na odpowiedź. I na cukierka. Boże. Jakby zjadł coś słodkiego! Na hipersześcian Odyna! Cukru, królestwo za kostkę cukru!
 
planstons jest offline