Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2009, 00:19   #6
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Mimo wszystko wolałby siedzieć teraz pod drzwiami staruszka Goethe. Od samego rana nic nie szło po jego myśli. Znalazł się pod kreską, a w takim wypadku trudno o dobry humor. Nie chciał się rozpraszać, w tej chwili bardziej dokuczała mu jednak świadomość, że kolejnej okazji może już nie mieć.

- Wróć do mnie. – Cichy szept i oddech Mariki, który poczuł na karku, sprowadził go na ziemię.

Wystarczył tylko moment zapomnienia. Siedziała tuż obok i opierała głowę na jego ramieniu. Jej dłoń leniwie wędrowała po plecach Berna. Szybko zapomniał o zabójstwie, ucieczce i reszcie swoich problemów. Chciał ją pocałować, jednak ona miała inne plany. Zręcznie wywinęła się z jego objęć i przesunęła w kierunku niewielkiej szafki stojącej tuż przy łóżku, na którym się znaleźli.

- Nie spieszmy się, w końcu dawno mnie nie odwiedzałeś. – Ustawiła obok siebie dwa kielichy i butelkę czerwonego wina, którą od razu otworzyła.
- To nie jest dobra pora na picie.
- Wino musi trochę pooddychać, w tym czasie nacieszmy się sobą. – Słowa jej towarzysza zdecydowanie jej w tym momencie nie interesowały. Puściła je mimo uszu i szybko zaczęła skracać dystans, który ich dzielił.

Znał Marikę nie od dziś. Była całkowicie inna niż kobiety, które miał do tej pory. Egzotyczna uroda, niespotykany temperament i oczywiście to ciało. Nigdy się w niej nie zakochał, nigdy nawet nie patrzył na nią w kategorii osoby, którą można by pokochać. Sam nie widział siebie w szczęśliwym, stałym związku, a ona …
Ona była po prostu nie z tego świata.

Milion głosów w jego głowie, a każdy nieustannie próbuje wrzeszczeć głośniej niż reszta. Czuje, że traci kontakt ze światem. Ten jeden łyk wina i usta Mariki. Właśnie w tej chwili zdał sobie sprawę z faktu, że ich smak był całkowicie inny.

- Jesteś taki stary, tak doświadczony i cwany bardziej niż większość ludzi, których tak sowicie opłacam. Niestety nawet ty nie oprzesz się wdziękom tej bogini. – Zachrypły głos i śmiech podrażniły jego stępione zmysły.
- Redgarth. – Jak przez mgłę dostrzegał postać niziołka. – Co ty kombinujesz?
- Nie martw się Bern. Stary z ciebie zabijaka, więc niekomfortowo czułbym się rozmawiając z tobą na osobności. Co oczywiste równie niekomfortowo czułbym się rozmawiając w towarzystwie przynajmniej czwórki ochroniarzy.
- Ty… – Jego głos był słaby, a on sam na tyle oszołomiony, że miał duże trudności nawet z komunikowaniem się.
- Nie martw się, od paru ziółek nie umrzesz. Widzisz, wbrew temu co się o nas mówi, my niziołki również lubimy spojrzeć śmierci w oczy. Z tą tylko różnicą, że jesteśmy przede wszystkim ludźmi, o przepraszam, istotami interesu. – Ten śmiech powoli irytował Berna, niewiele mógł jednak na to poradzić. – No więc, z jakim interesem ty do mnie przychodzisz?
 
__________________
And the dance continuous.

Obecnie nieobecny.
Rusty jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem