Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Warsztaty Pisarskie Last Inn
Zarejestruj się Użytkownicy

Warsztaty Pisarskie Last Inn Jeśli chcesz udoskonalić swój warsztat pisarski lub wiesz, że możesz pomóc w tym innym, zapraszamy do naszej forumowej szkoły pisania! Znajdziesz tu ćwiczenia, porady, dyskusje i wiele innych ciekawostek dotyczących języka polskiego.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2009, 17:59   #1
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
[Opowiadania - Warhammer]

OPOWIADANIE WFRP


ZASADY PISANIA:


1. Piszemy w granicach strony A4. Nie więcej. Minimum tekstu to połowa A4.

2. Przestrzegamy zasad pisowni i piszemy estetycznie. Dialogi oddzielamy od reszty jednym wersem. Piszemy je od myślnika i kursywą. Imiona pogrubiamy boldem.

3. Nie wklejamy obrazków i muzyki. Tu piszemy opowiadanie.

4. Trzymamy się realiów i podręczników do drugiej edycji. Proszę nie wymyślać jakichś portali do innych światów, latających statków itp. Od tego są inne tematy. To jest WFRP. Pamiętajcie o tym.

5. Zainteresowani proszeni są o kontakt przez PW lub GG (w podpisie posta). Pod zasadami zostanie umieszczona lista ludzi i według niej dodajemy posty. Ja dodaje zawsze swój w niedziele i od razu zmieniam kolejność osób na liście (żeby nie dodawać zawsze po tych samych osobach). Czyli przypada post na tydzień dla każdego. Jeśli ktoś nie może dodać posta, to pisze do mnie i jest zwolniony z obowiązku bez konsekwencji. Osoba, która nie da takiej informacji i blokuje kolejkę, zostaje automatycznie usunięta z zabawy.

6. Pytania i skargi na PW.


AKTUALNA LISTA UCZESTNIKÓW:


1. Mistrz Gry - DrHyde
2. Lhianann
3. Rusty

Zaczynajmy opowieść!


* * *

Blask błyskawicy rozjaśnił pomieszczenie. Burza szalała już kilka godzin od zachodu słońca. Mężczyzna siedział przy biurku z dębowego drewna. Zdobienia wykonane dłonią samego Heinricha Luitpolda Heiligera świadczyły o dobrym guście posiadania takiego mebla i o bogatej sakwie właściciela. Światło świecy migotało niespokojnie. Staruszek wyciągnął z szuflady dwie czyste kartki papieru. Pospiesznie zamoczył pióro w atramencie. Już zabierał się do pisania.

- Dobry wieczór Herr Goethe.

Przy łożu z baldachimem rozbrzmiał głos mężczyzny. Nieznany głos. Starzec zamarł przy biurku. Zaczął się trząść ze strachu. Pióro wyleciało mu z dłoni i upadło na kartkę, malując przy tym kilka kleksów. Nie odwracał się. Usłyszał jak nieproszony gość zrobił krok w jego stronę.

- Czyżbyś się mnie nie spodziewał? Teraz już nikt ci nie pomoże.
– Napastnik wyłonił się z cienia, robiąc kolejny krok. Wyciągnął miecz.

- Bern! – Krzyknął staruszek i złapał ponownie pióro.

Zaraz po tym wszystko potoczyło się bardzo szybko. Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Nowy ochroniarz imieniem Bern nie zadawał pytań w takich sytuacjach. Pistolet, który zakupił od krasnoluda w Nuln i tym razem go nie zawiódł. Rozbrzmiał huk. Kula przebiła się przez kłębek dymu, który wydobył się z lufy i uderzyła gruchocząc kości przeciwnika. Niestety napastnik zdołał przedśmiertnie zatopić ostrze miecza w ciele Goethego. Zaraz po tym padł ciężko na ziemię bez życia. Bern rozejrzał się uważnie.

- No i się doigrałeś staruszku. Ciekawe kim był twój zabójca… - Ochroniarz podszedł do starca i podniósł jego bezwładną głowę z blatu. – Chciałeś coś napisać? - Hendricksen przyjrzał się dokładnie kartce i poza kleksami dostrzegł rozmazany napis:

opactwo T
von W

Bern Hendricksen jako łowca głów, zabijaka, ochroniarz i ogólnie najemnik wiedział, że pakowanie się w takie sprawy przynosi tylko problemy. Jego podstawowym problemem był fakt śmierci tego starego pryka. Facet był jakimś Plenipotentem z ręki samego Cesarza. Na podłodze leży drugi denat i za chwile będzie tu cała straż jaka pilnuje domu. Takie sytuacje dodawały mu ochoty do życia.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 07-02-2009 o 15:32. Powód: Dodanie uczestnika zabawy
DrHyde jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-02-2009, 21:01   #2
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Opanował poziom adrenaliny, który przychodził ilekroć zaciskał palce na kolbie swojej broni. Spróbował na trzeźwo przeanalizować sytuację, na wyciągnięcie ręki miał dwa trupy. W tej chwili znacznie bardziej interesowały go zwłoki byłego pracodawcy. Nieproszony gość nie poprawiał jego sytuacji w żadnym wypadku. Miał tylko chwilę zanim do pokoju wpadnie ktoś kto bez względu na okoliczności, za śmierć takiej osobistości obwini tego kto został przy życiu. Zwłaszcza jeśli zbiegiem okoliczności jest to ten sam mężczyzna, który był odpowiedzialny za bezpieczeństwo świętej pamięci Goethego.

- Tyle z przyjemnej posady. – Nie był w najlepszym humorze, a jego głos nawet tak cichy, doskonale na to wskazywał.

Jego samopoczucia nie poprawiły trzeszczące schody, po których bez wątpienia taszczył się potwornie otyły majordomus Lennard. Od tego zrzędliwego grubasa nie mógłby oczekiwać nawet najmniejszej szansy na jakąkolwiek obronę. Bern natomiast, zdecydowanie nie miał talentu do odgrywania roli kozła ofiarnego. Stał naprzeciw okna, wysokość pierwszego piętra nie była wcale taka straszna, kalkulacja przebiegła szybko. Ruszył przed siebie, wcześniej zabierając kartkę z tą cząstką informacji jaką pozostawił mu cesarski pełnomocnik.

Mimo tak niekorzystnego położenia nie powstrzymał lekkiego uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Zdał sobie sprawę, że całkowicie zapomniał o niewielkiej przybudówce znajdującej się tuż pod oknem, z którego planował wyskoczyć. Dobry humor zniknął jednak równie szybko jak się pojawił. Nastąpiło to dokładnie w momencie kiedy zeskoczył na nieco spadzisty dach. W tym samym, w którym zdał sobie sprawę, że popełnił kolosalny błąd. Obfity deszcz sprawił, że podłoże po którym miał zamiar dotrzeć na ziemię stało się śliskie niczym tafla lodu. W mgnieniu oka znalazł się na samej krawędzi by po chwili runąć z wysokości jakiegoś metra na stertę beczek. Na jego szczęście szalejąca burza zagłuszyła nieco dźwięk pękającego drewna.

Jedyne co w tym momencie napawało go optymizmem to fakt, że wydostał się z pułapki. Stojąc na śliskiej od deszczu drodze wyłożonej kostką brukową, zrozumiał że wpakował się w coś co może go przerosnąć. Nie zamierzał się jednak poddać. Upewnił się, że doskonale pamięta słowa zapisane na kartce, którą trzymał w kieszeni. Nie chciał ryzykować jej zniszczenia, była jego jedyną wskazówką.
W tej sytuacji mógł zwrócić się tylko do jednej osoby …
 
__________________
And the dance continuous.

Obecnie nieobecny.
Rusty jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-02-2009, 18:41   #3
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Beczki dzięki którym jego upadek został zamortyzowany leżały dookoła niego w postaci kupy klepek i powyginanych obręczy. Ostro zacinający deszcz i pomruki burzy dawały gwarancję, że za szybko nie natknie się na patrol straży miejskiej, ale i tak należałoby jak najszybciej się stąd ruszyć.

Naciągając głębiej na czoło kaptur ciemnoszarego płaszcza Bern ruszył przed siebie.
Podczas szybkiego marszu przez przemoknięte uliczki Altdorfu, kiedy jego nogi prowadziły go do celu praktycznie same z siebie w jego głowie zaczęło się z przeraźliwą jasnością kształtować to, jak przez biegłych śledczych jacy na pewno w przypadku nagłego, a drastycznego pożegnania się z życiem jego byłego pracodawcy zostaną powołani zostanie zinterpretowana sytuacja w kancelarii Goethego.

Zapewne zostanie uznany za wspólnika osobnika z mieczem. Niechęć do podziału ewentualnego łupu- i śmierć domniemanego wspólnika. Gdyż przecież po cóż w innym wypadku miałby uciekać, i to tak gwałtownie, przez okno. Przecież mógłby zdać się na łaskę kapłanów Vereny, Pani Wiedzy i Tajemnic.
Tak, mógłby, lecz teraz i tak było na to za późno.
Teraz mógł tylko w cichości ducha prosić o wsparcie Ranalda, gdyż powodowany dziwnym impulsem stał się wyjętym spod prawa, a na takich często właśnie Pan Oszustów lubił spoglądać przychylnym okiem.

Skręcił w zaułek, mimo mocnego deszczu wydzielający mało ciekawe zapachy.
Stanął przez wysoką, z pozoru ledwo trzymającą się kamienicą, której okna dawno zostały pozabijane grubymi deskami, resztki tynków zdawały się cudem jeszcze czepiać ścian.

Trzykrotnie mocno zastukał w odrzwia. Po chwili zrobił to jeszcze cztery razy.
Gdy w drzwiach odchyliła się maleńka klapka wyszeptał prawie bezgłośnie kilka słów.
Wejście do Błękitnej Róży stanęło przed nim otworem.
Wnętrze niczym nie przypominało obskurnego frontu.
Cóż w mieście pełnym kapłanów Sigmara było lepiej miejsca w których można było doświadczyć pewnych zbyt …egzotycznych przyjemności trzymać ukryte.
Berna szczerze nie interesowało, czy zgodnie z miejską legendą znajduje się tu utajona kaplica Slaanesha czy nie. Interesowało go to, że w tym, ponoć jednym z lepszych burdeli w miesicie pracuje Redgarth.
Kiedyś, przy jednej z rzadkich okazji do żartów Niziołek stwierdził, że gdyby w miesicie była jakaś kaplica Slaanesha ukryta w burdelu, to dawno Sigmaryci puścili by ją z dymem, a tak tylko Błękitna Róża zapewnia sobie klientów którzy szukają surowo zakazanych podniet.

Czemu tak dobry fałszerz, żywe źródło informacji, i jak Bern mógł tylko podejrzewać, szpieg obrał sobie za siedzibę zaplecze Róży nikt nie wiedział. Chyba że ten zamtuz w całości był czymś więcej niż tylko zamtuzem. Chodź wyobraźnia buntowała się przeciwko wizji słodkiej jak miód Mariki w roli bezdusznej zabójczyni czy wywiadowczyni. Dziewczyna miała piękne ciało, talent do tego by go używać i ani krzty rozumu.
Ehh, a talent miała, oj miała…
Bern otrząsnął się z rozmarzenia zbliżając się do drzwi za jakimi rozciągało się królestwo Niziołka.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-02-2009, 16:28   #4
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Błękitna Róża nawet w taką pogodę była oblegana przez spragnionych rozpusty i przyjemności klientów. Co ciekawe można tutaj spotkać nie tylko plebs i pospolite mieszczaństwo, ale też szlachtę i co bogatszych mieszkańców Altdorfu. W powietrzu unosił się delikatny zapach z rozwieszonych kadzideł. Wielu ludzi twierdziło, że to dzięki tej woni zamtuz ma tylu klientów. Ponoć pobudza zmysły. Sala była połączona z tarasem na piętrze. W zasadzie każde wolne miejsce było zagospodarowane stolikiem i krzesłami dosyć dobrej jakości. Na górze znajdowały się pokoje dla nieco bogatszych i wymagających klientów. Dolna część przybytku zajęta była przez pospolite ladacznice. Podobno specjały trzymano w specjalnej części zamtuza w podziemiach. Tylko wybrani tam trafiali. Bern ruszył przez zatłoczoną salę. W szparkach między deskami, którymi pozabijano okna, błyszczały smugi od blasku piorunów. Świeczniki zamontowane w ścianach zaraz przy kadzidłach dawały nikłe oświetlenie tak dużego pomieszczenia. Migoczące płomyki tańczyły swój niespokojny taniec. Było coś niepokojącego w tym miejscu. W drodze do kontuaru zaczepiały go w połowie nagie kobiety, które były gotowe na wszystko za odpowiednią sumę. W końcu dotarł do lady i spojrzał na pucującego kufle niziołka.

- Potrzebuje schronienia na noc… - Skwitował bez przywitania. Bern Hendricksen pochodził z północy Imperium i nie zwykł wdawać się w milutkie pogaduszki. Kiedy czegoś chciał lub potrzebował, walił prosto z mostu. Niziołek uśmiechnął się. Znał go dobrze i nie zadawał w takich sytuacjach zbędnych pytań, bo wiedział, że nie uzyskał by odpowiedzi. Zdobione drzwi, do których klucz miała tylko obsługa, otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Bezpośrednio za progiem zaczynały się schody w dół, oświetlone blaskiem świec. W połowie drogi niziołek złapał za jeden ze świeczników i pociągnął lekko w dół. W ścianie otworzyły się ukryte drzwi do wnętrza małego pomieszczenia. Tajny pokoik dla gości. Tak to nazwał w swojej głowie Hendricksen. Wnętrze było w dobrym guście. Piękne łoże, obrazy, duże świeczniki i ten zapach… Marika
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 07-02-2009 o 19:04. Powód: Nieścisłość.
DrHyde jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-02-2009, 18:44   #5
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie w jakim się znajdował rzeczywiście nie było duże, lecz dzięki temu nabierało cech przytulności. Wystrój utrzymany był w kolorystyce ciemnego orzecha i zgaszonej czerwieni. W centralnym miejscu stało duże łoże zasłane gładką kapą.
Pomieszczenie bez okien było oświetlane światłem wysokich woskowych świec, rzucających chybotliwe cienie na kamienne ściany.

Marika siedziała przy niewielkim stoliku przeglądając jakieś zapiski.
Gdy w drzwiach ujrzała Berna lekko zmarszczyła brwi, zaraz jednak jej czoło wygładziło się, a na usta wypłynął uśmiech.
-Bern, dawno cię tu nie było. Aż dziw, że w taka noc chciało ci się opuszczać ciepłe lokum twego chlebodawcy.
-Witaj, kwiatuszku, nie wiesz kiedy będę mógł porozmawiać z Redgarthem?
-A już miałam nadzieje, że to dla mnie przebrnąłeś zalane deszczem uliczki…

Dziewczyna westchnęła teatralnie, zakładając za ucho kosmyk włosów.
Bern po raz kolejny złapał się na zastawianiu się nad tym które z rodziców, czy może oboje tej pięknej dziewczyny było Estalijczykami.
Delikatna uroda dziewczyny, włosy i oczy ciemne jak pióra kruka, miodowa cera zdecydowanie nie pasowały do kanonu standardowej urody Imperialnej.
-Redgartha nie ma, dziś wróci, lecz nie wiadomo o której. Czekanie na niego można zawsze sobie umilić…

Z tymi słowami kobieta wstała zsuwając lekko z krągłego ramienia rąbek ciemnobłękitnej tuniki w jaką była odziana.
Gładkie, jędrne ciało Mariki które wyłaniało się spod coraz niżej zsuwającego się po jej skórze materiału bez reszty przykuło uwagę Berna.
Tak, zdecydowanie był to dobry sposób na odreagowanie ciężkiego wieczoru jaki miał za sobą, a i tak przecież musi poczekać na niziołka…
Mężczyzna przysiadł na skraju łoża wpatrując się w zbliżającą się do niego powolnym, rozkołysanym krokiem Marikę.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-02-2009, 00:19   #6
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Mimo wszystko wolałby siedzieć teraz pod drzwiami staruszka Goethe. Od samego rana nic nie szło po jego myśli. Znalazł się pod kreską, a w takim wypadku trudno o dobry humor. Nie chciał się rozpraszać, w tej chwili bardziej dokuczała mu jednak świadomość, że kolejnej okazji może już nie mieć.

- Wróć do mnie. – Cichy szept i oddech Mariki, który poczuł na karku, sprowadził go na ziemię.

Wystarczył tylko moment zapomnienia. Siedziała tuż obok i opierała głowę na jego ramieniu. Jej dłoń leniwie wędrowała po plecach Berna. Szybko zapomniał o zabójstwie, ucieczce i reszcie swoich problemów. Chciał ją pocałować, jednak ona miała inne plany. Zręcznie wywinęła się z jego objęć i przesunęła w kierunku niewielkiej szafki stojącej tuż przy łóżku, na którym się znaleźli.

- Nie spieszmy się, w końcu dawno mnie nie odwiedzałeś. – Ustawiła obok siebie dwa kielichy i butelkę czerwonego wina, którą od razu otworzyła.
- To nie jest dobra pora na picie.
- Wino musi trochę pooddychać, w tym czasie nacieszmy się sobą. – Słowa jej towarzysza zdecydowanie jej w tym momencie nie interesowały. Puściła je mimo uszu i szybko zaczęła skracać dystans, który ich dzielił.

Znał Marikę nie od dziś. Była całkowicie inna niż kobiety, które miał do tej pory. Egzotyczna uroda, niespotykany temperament i oczywiście to ciało. Nigdy się w niej nie zakochał, nigdy nawet nie patrzył na nią w kategorii osoby, którą można by pokochać. Sam nie widział siebie w szczęśliwym, stałym związku, a ona …
Ona była po prostu nie z tego świata.

Milion głosów w jego głowie, a każdy nieustannie próbuje wrzeszczeć głośniej niż reszta. Czuje, że traci kontakt ze światem. Ten jeden łyk wina i usta Mariki. Właśnie w tej chwili zdał sobie sprawę z faktu, że ich smak był całkowicie inny.

- Jesteś taki stary, tak doświadczony i cwany bardziej niż większość ludzi, których tak sowicie opłacam. Niestety nawet ty nie oprzesz się wdziękom tej bogini. – Zachrypły głos i śmiech podrażniły jego stępione zmysły.
- Redgarth. – Jak przez mgłę dostrzegał postać niziołka. – Co ty kombinujesz?
- Nie martw się Bern. Stary z ciebie zabijaka, więc niekomfortowo czułbym się rozmawiając z tobą na osobności. Co oczywiste równie niekomfortowo czułbym się rozmawiając w towarzystwie przynajmniej czwórki ochroniarzy.
- Ty… – Jego głos był słaby, a on sam na tyle oszołomiony, że miał duże trudności nawet z komunikowaniem się.
- Nie martw się, od paru ziółek nie umrzesz. Widzisz, wbrew temu co się o nas mówi, my niziołki również lubimy spojrzeć śmierci w oczy. Z tą tylko różnicą, że jesteśmy przede wszystkim ludźmi, o przepraszam, istotami interesu. – Ten śmiech powoli irytował Berna, niewiele mógł jednak na to poradzić. – No więc, z jakim interesem ty do mnie przychodzisz?
 
__________________
And the dance continuous.

Obecnie nieobecny.
Rusty jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172