QS Asasyn - Kpisz? - zapytał, w swoim mniemaniu retorycznie mężczyzna o wyglądzie dobrotliwego, rubasznego mnicha. - Przecież nikt się nie zgodzi na taka wyprawę, to zbyt niebezpieczne. I na dodatek nie wiadomo, czy możliwy jest powrót.
- Ty to wiesz, ale nie wszyscy są tak dobrze poinformowani o podróżach międzywymiarowych, czy jak je tam nazywają magicy - tykowaty, lekko zgarbiony, zupełnie siwy starzec wymierzył w swego rozmówcę szponiasty palec. - Twoja głowa w tym, by wysłać zabójcę. Rezydent zajmie się resztą.
Idź!
Deszcz zacinał od rana z przerwami, w czasie których udowadniał, że słowo "siąpić" jest synonimem wielu wulgarnych słów, a nawet zdań o wielce złożonej składni.
Prosty jak strzała trakt ciągnął się po horyzont, zupełnie jak bliźniacza połówka pozostawiona za plecami, czy też może końskim zadem.
Wokół płaska jak stół równina. Tu i ówdzie samotny głaz wielkości kamienicy, słabowity krzak, karłowate drzewo i trawa, trawa, trawa...
Zapadał zmrok.
Ostatnie promienie słońca z trudem przedarły się przez całun chmur, mamiąc oczy zmęczone przebijaniem się przez kurtynę wody, lub ujawniając z dawna wyczekiwane ludzkie siedlisko.
Czyliż to dym, samotny drogowskaz ku karczmie, czy może zlepek paru siwych słupów dobywająch się z kominów maleńkiej wioski, bo przecież nie miasta.
...
Zadania:
Przedstawić się szanownym czytelnikom.
Dojechać do źródła dymu (lub wykazać, że było to jeno mamidło), gdzie wieczerzać wypada, języka zasięgnąć można (dzień drogi na południe Daar Duann - miasto portowe, spore i pełne światowych ludzi; obcych ostatnio dużo przejeżdża, głównie ku morzu jadą) i o nocleg prosić. |