Imć Głodowski stał i patrzył z grymasem niezadowolenia na te czułostki kozacko – tatarski. Wyobrażając sobie jak to Chmiel z Chanatem się wącha. - Znać, że wasze słowa zmienne jak wiatr w stepie. Raz to mości Dymitriju o wielkiej wrzawie na Ukrainie gadasz i nas przestrzegasz przed nią. By po chwili dodać, że o żadnym buncie ni to słychu ni to widu. A co do twojej lubości do tej panny to z nieba mi waść spadasz. Jako Bóg na niebie mam nadzieję, że tu zmiennością mnie raczyć nie będziesz. Po bisurmańsku nijak mi z nią czynić bom ja nie z tych. Ale jak ty mi tańce proponujesz rad potańczę. I zawierzaj mi co bym z nią czynić mógł nijak się ma do tego co z tobą bym Asan czynił. Bo to insze tańce są. Rozumiesz?
Tu szelmowsko się uśmiechną białe zębiska okazując. Pod boki się złapał i tak popatrywał raz na Kozaka raz na Tatarkę. Bo zarówno jedne i drugie tańce to miód dla jego duszy.
- Tedy Waść po szlachecku to załatwić możemy. Szabliskiem albo gorzałką. - A ty mościa panno uważaj jak ten kindżał dobywasz, bo jeszcze sobie przypadkiem pierś przytniesz. A widzisz na mojej kolejna blizna gładkości nie ujmuje, a u ciebie…
Zrzucił rozpięty żupan na ziemię ostając jeno w hajdawerach i nasiąkniętej krwią koszuli. Popatrzył na nią z dużym niezadowoleniem, bo pomimo tego, iż jeno draśnięcie to było z koszuli już nic nie będzie. Rzucił spojrzenie na Dymitrija odpowiedzi czekając, bo tej koszuli już nic zaszkodzić nie może, a kolejna niech sobie leży w jukach póki Kozak się nie zdecyduje. |