Jan nerwowo zamrugał oczami kiedy opuścił karczmę. Tak jak wszyscy dał się zwieść panującej tam atmosferze.
Idąc za swoimi towarzyszami jego oczy chłoneły widoki miasta jakby po raz pierwszy w życiu widział takie mury i głębie kolorów. W pamięci nadal miał sytuację z karczmarzem, dlatego całymi siłami starał się nad sobą zapanować by zachowywać się w miarę normalnie. Raz już by nie wytrzymał kiedy ciekawość sprowadziła jego wzrok w jeden z zaułków. Zauważył tam jak dwóch facetów bije jakiegoś dzieciaka nazywając mówiąc wyraźnie co sądze o nim i cnocie jego matki. Jan przystanął na chwilę i z uśmiechem malującym się na twarzy poprawił okulary. Już miał skierować swoje kroki w ciemność bocznej uliczki, gdy zauwazył, że jego towarzysze znacznie się oddalili. Przeklnął pod nosem swój los i ruszył biegiem za nimi. Gdy ich dogonił zrobił naiwną minę i z dziecięcą niemalże radością powiedział:
- Chyba wdepłem w coś nieprzyjemnego.
Po dotarciu na plac gwizdnął głośno. Odrazu, nie zważając na słowa towarzyszy ani na nawoływania kupców, skierował swoje kroki do estrady. Z fachową miną przyglądał się jak robotnicy uwijają się przy pracy, po czym odwrócił się w stronę placu i składając ręce w trójkąt zaczął przyglądać się jak będzie wyglądać widownia. "Ładnie przemyślane". Później na wszelki wypadek spojrzał na budynki za estradą i obliczył prawdopodobną odległość pomiędzy najbliższym a zapleczem sceny.
Gdy wrócił do towarzyszy, po drodze na prawdę wchodząc w coś brązowego i przepychając się przez tłum, usłyszał akurat końcówkę rozmowy.
-Występ szybko się nie rozpocznie wiec warto by to jakoś wykorzystać. A skoro już jesteśmy syci, a wam nie podobają się MOJE występy to pójdę sobie znaleźć bardziej rozrywkową publikę. Chętnie udam się do kapłana. Mam wrażenie, że znajdziemy wspólny język. - Już odwracał się chcąc odejść, gdy nagle coś go zastanowiło i w pół kroku spojrzał na towarzyszy. - Ma może któryś z was pojęcie w którą stronę do świątyni i gdzie znajduje się ten pijaczyna?
__________________ you will never walk alone |