Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2009, 16:36   #7
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Piątka ciemnych kształtów bezładnie porozrzucanych na białej powierzchni plaży zdecydowanie nie pasowała do otoczenia: okutany obszarpanym szlafrokiem starszy, zapuszczony mężczyzna przy kości wołający wściekle: „-Dobra, kurwa. Co się stało. CO się tutaj dzieje. Hę? Może Ty mi laleczko wytłumaczysz, jakim cudem najpierw wpierdala się we mnie pędząca kupa złomu, a potem jestem tutaj w, zdaje się, raju na ziemi, a przyjmuje mnie cycata blond piękność, zdająca się mnie w dodatku oczekiwać? Od kiedy śmiem się mianować celebrytem tego świata?”, nieruchomy, spokojny, a jednak tak wstrząśnięty młody chłopak w czarnym t-shircie, z pozoru zdecydowana dziewczyna biorąca stronę wulgarnego typa, zdająca się mu odpowiadać pokrótce: „- Nie wiem o czym mówisz. Nazywam się Alice Blair i nie znam ani ciebie, ani nikogo... nie znam tez tego miejsca i... domagam się wyjaśnień.” i jej nerwowo macająca okolice kieszeni, jakby spotniała nagle dłoń, chłopak w za dużej wełnianej czapce, który w geście sobie tylko oczywistego pojednania mówi: „- Hej, hej Chubbaka i Alice Blair, wyluzujcie! Laska na pewno wytłumaczy nam co się dzieje, tylko dajcie jej szansę. Ja – imię brzmi Theo, tak w ogóle – zamieniam się w słuch." i wciąż wijąca się na mokrym piasku, stękająca cicho kobieta z czarnym strupem zamiast twarzy.

Do kręgu utworzonego przez te właśnie postaci, niemalże płynąc po białym, ziarnistym oceanie, powoli weszła stojąca dotąd na uboczu, z poirytowaniem śmiejąca się złotowłosa.

Słoneczny ciepły promień zalśnił na jej długich, puszystych lokach, kaskadami opadającymi na nagie, miodowo złote, gładkie ramiona. Zapatrzona w odległy horyzont, szybujące w oddali białe ptaki, z delikatnymi rumieńcami wykwitłymi na policzkach, ze swoistą niewinnością, w duży, błyszczących, orzechowych oczach otoczonych długimi zalotnie podkręconymi rzęsami. Poruszała się z gracją, lekko, nieznacznie wzdymając cienką, białą koszulkę, która sięgała zaledwie do połowy ud. Boso stąpając po gorącym piasku śmiała się cicho, ukazując białe, równe zęby.

- Nie, kurwa! – wrzasnęła nagle wykrzywiając się i wwiercając spojrzenie w faceta okutanego szlafrokiem z głębokim, nietypowym dekoltem odsłaniającym pewną wstydliwą część ciała. – Laleczka nie chcę wdawać się w dyskusję z wulgarna świnią w klapkach, która nawet przywitać jak człowiek się nie umie! Chętnie jednak porozmawiam z Wami – odwracając wzrok od Roberta Deweya przebiegła po twarzach pozostałej czwórki. – Witaj chłopczyku, witaj Alice, witaj Theo, a gdzie jest Gabriela? – rozglądając się niespokojnie natrafiła nagle na zwiniętą postać w cieniu palm, nieporadnie zasłaniającą czarną niemal twarz dłońmi. – Och... – wydarło się z rozszerzonych nagle ust.

Złotowłosa dziewczyna szybkim, płynnym krokiem wybiegła z grona nowo przybyłych i nachylając się nad skuloną postacią szepnęła cicho, tak żeby reszta usłyszeć mogła tylko splątane z szumem morza, niewyraźne echo wypowiadanych słów.

- Gabrielo, nie bój się, spokojnie. To nie jest żadna kara, tylko czyn zrodzony w chorej głowie człowieka nazywanego przez nas Magiem. Zaraz coś na to poradzimy.


Wyciągając przed siebie białą dłoń o długich palcach dotknęła nieregularnej, grubo pokrytej bąblami, ciemnej twarzy dziewczyny nazwanej Gabrielą. Nierówna masa skurczyła się w sobie, zadrgała i w formie ciemnej skorupy niemal natychmiast uleciała z wiatrem w stronę spienionego morza tchnącego zapachem soli.

- Już wszystko w porządku, tak jak dawniej. Wstań i nie martw się, Tu jest dobrze, lepiej niż TAM – usiadła na rozpalonym piasku oplatając swą ciepłą dłoń wokół dłoni dziewczyny. – Wypadałoby się przedstawić, prawda? – zapytała głośno swoim dźwięcznym głosem, obracając się w kierunku pozostałych postaci . – Imię moje, jak się zapewne domyślacie, w waszym języku zostać wypowiedziane nie może. Jeżeli chcecie nazywajcie mnie Lasair, lub Płomień, co w sumie znaczy jedno i to samo. Kim jestem? Ano wesołą dziewczyną cieszącą się życiem, minimalizującą problemy do zera, bo jak chyba słusznie mniemam termin Dziecię Snu niewiele wam mówi. Zaspokoję też waszą ciekawość i powiem, że nie mam nic wspólnego z nagłym przybyciem trzech samobójców i dwóch towarzyszących im osób. Mogę jednak powiedzieć, że oczekiwaliśmy Wybrańców, którzy pomogliby nam w rozwiązaniu takiego małego, toczącego nas problemiku. To, że Wy, to akurat wy jest czystym przypadkiem i niefortunnym zbiegiem okoliczności. Nie znaczy to jednak, że się nie cieszymy, przeciwnie wręcz. Jesteście TU i TERAZ i tylko to się liczy. Po prostu odrzućcie przeszłość i cieszcie się drugą szansą. Idziemy? Ściemnia się, a nas oczekują w mieście, o tam – śmiejąc się radośnie, wyciągając rękę ku północy i wskazała na wysoki, stromy, niemal gładki klif i wznoszącą się na nim, migocącą wszystkimi odcieniami zachodzącego słońca, bryłę zabudowań. - Jeżeli się pospieszymy będziemy tam przed północą. Porozmawiamy po drodze. Ruszajmy.

Wypuściła z ręki dłoń Gabrieli i w podskokach, podśpiewując pod nosem ruszyła w stronę zatartej ścieżki wtapiającej się w zielony, pagórkowaty trochę teren, jaki oddzielał obszerną plażę od ciemnej ściany lasu majaczącego gdzieś w oddali.

- Wstrzymaj się jeszcze z tym trochę
- przebiegła obok młodej dziewczyny, przedstawiającej się jako Alice, szepcąc jej do ucha i wymownie spoglądając na wypukłość kieszeni. – No, chodźcie!
 

Ostatnio edytowane przez Sulfur : 17-02-2009 o 20:12.
Sulfur jest offline