Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2009, 15:59   #29
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Mistrza Aureliusz pobiegł w stronę Ravny o Siergieja. Teraz dopiero przez te kilka chwil dane było zaobserwować jego połatany płaszcz, te samo okrycie którym zachwycał się Jon. Kule się od owego ubrania wprost odbijały. Mag który nosi tak wulgarną rzecz musi być chamem. I trzeba przyznać, że Mistrz Aureliusz był bardzo dystyngowanym chamem. Zsunął się do dwójki prujących rękawicę magów i kreśląc ręka po śniegu pentagram.

-Ci dżentelmeni najwidoczniej chcą nas zabić. Pozwólcie, że się przyłączę.

Jon milczał. Echo karabinów pobrzmiewało wieczornym lasem. Zupełnie załamy Grigorij mamrotał pod nosem.

-Krew jak śnieg... Opamiętajcie się... Ateiści, Marksiści, Komuniści, Kapitaliści.. Wy... Jeden głupszy od drugiego.

Rękawica pulsowała pod tętnem świata wraz z wysiłkami trójki. Powoli pękała lecz trwało to długo, o wiele za długo. Amy w swym porywie złości próbowała i poczuła tylko zewnętrzna sile która zupełnie wyrwała jej rzeczywistość z dłoni. W tej chwili Inna potężnym bo mistycznym gestem woli porwała tumany śniegu i wicher w stronę żołnierzy. Ogłuszający świst wiatru przytłumił gromy i blask broni. Siergiej i Ravna poczuli coś niepokojącego. Mistrz Aureliusz przerwał kreślenie pentagramu. Świst wiatru i łkanie Grigorija. Rękawica była szarpana ale nie było wyrwy. W tych chwilach wydała się monolitem pośród centrum miasta, z dala od duchowej cząstki świata.

-Jeden głupszy od drugiego, uciszcie się! Na Boga...

Odstanie słowa które pobrzmiały nim nadszedł grom. Amy naszedł potworny ból nogi. Coś trzasnęło. Nici rzeczywistości wyrwały się z dłoni trójki magów i uderzyły ich wprost w twarz czyniąc na licu każdego potężny cios niczym łapa niedźwiedzia. Kolejny trzask. Coś pękło, coś ukruszyli. I chociaż nie uczynili tego do końca, chociaż popełnili błąd to się udało. Mistrz Aureliusz pomógł Amy, Jon klnąc pod nosem zatargał zrezygnowanego [b[Grigorija[/b]. Wszyscy pobiegli, tumany śniegu i wicher powoli podały, a pierwszy żołnierz otworzył ogień. Wbiegli. Ale najstraszniejsze było to, że nie mogli za sobą zamknąć wyrwy. Było gorzej ona się powiększała pnąc na boki i ku księżycowi.

Centrum Moskwy

Anna Flyborn brodziła w wieczornym śniegu pośród biurowców centrum Moskwy. Samochody jechały powoli rzucając dwa stożki światła przed siebie. Niebiańska Chórzystka nie śpieszyła się zbytnio. Od chwili, kiedy Samuel odezwał się do niej mentalnie. Nie stawiała oporu lecz błyskawicznie wzniosła obwarowania światłej woli aby w dowolnej chwili zerwać kontakt. Na jego słowa odpowiedziała zarówno słowami pod nosem jak i w myślach.

-Nie bądź dupkiem Szamil jak inni. Ktoś nie chce rozmawiać to on tego nie chce. To wasza sławiona wolność.

Poprawiła torebkę i przeszła przez jednię. Tymczasem Wirtualny Adept leżał już w swoim łóżku na bieżąco dostając przesyły do mózgu z oprogramowania stróża.

Obrzeża Moskwy

Nie dane im było rozkoszować się cudownym uczuciem wchodzenia do Umbry. Pośpiech, mroź i równie mroźny dech oprawcy na plecach. Wicher ustał, świat rzeczywisty był jakby oglądany zza oszronionej szyby która ciągle się powiększała i ciągle ze świstem przebywały ją pociski. Ze świata fizycznego dało się dostrzec tylko niewyraźne sylwetki żołnierzy przysłonięte ogniem wylotowym karabinów.
Za to tutejsza Umbra. Mróz, mróz ściskał całym swym majestatem, śnieg sięgał aż do pasa utrudniając ucieczkę. Drzewa rozpięte, dumne i potężne niczym milczący świadkowie wydarzeń byli tutaj będą długo po magach. Złowieszcza mgła przysłaniała widoczność, a przypadkowo rozrzucone po nieboskłonie rzucały przyjazne promyki niczym tysiące rozbawionych dzieciąt wokół księżycowej mateczki. Pęknięcie w Rękawicy rozszerzało się, a wszyscy wyczuli drgania Paradoksu po niedawno źle uczynionej magii. Mistrz Aureliusz nie bacząc na nic tylko ruszył dłonią osłaniając uciekających przed kulami, wpadały one przez wyrwę i uderzone niczym piłki pingpongowe leciały na boki. Biegi przed siebie, Amy bolała noga ale coraz mniej krwawiło. Coraz mniej., Może to mroźny śnieg w którym brodzili albo pomoc ramienia Ravny? Abraham przeklinał pod nosem na Grigorija wyzywając go od szaleńców i z niemałym wysiłkiem ciągnąc go na końcu grupy. Przestano do nich strzelać.

-Kurwa, Grigorij, biegnij rzesz!

Abraham rzucił pod nosem. Świat mijał niczym w przyśpieszonym tempie. Takie same chociaż inne duchowe odbicia drzew, potężne zaspy i mroźny wiatr bielący włosy śniegiem. Siergiej obejrzał się za siebie i nie był to najlepszy widok. Goniono ich. Na oko dziesiątka szeregowych wraz z dowódcą. Mundury armii rosyjskiej pokrywał śnieg, a dowódcę aura Kwintesencji promieniująca słabiej na pozostałych żołnierzy, okalająca ich niczym jego płaszcz. Ośnieżony krzak jeżyn niemalże zachichotał.
Zostawili za sobą olbrzymią wyrwę która była widoczna nawet teraz, przez mgłę. Nie mieli już sił, nie woli lecz sił w dosolonym znaczeniu. Chcieli biec, a nogi same opadały bezwiednie. Wycie wilka. Kilku wilków. Wilcze stado wygrało symfonię nim pierwsze strzały z broni maszynowej dobiegły zza waszych pleców.
Nie byłe wiadomo kiedy w duchowym świecie wpadli na zamarznięte jezioro. Niczym wielka lodowa pustynia której śnieg się nie imał. Niczym Szelok smagany mroźnym wiatrem który niósł tylko wycie śmierci. Pod lodem coś stukało, biło i jęczało. Oto przedsionek piekła szamanów mroźnej północy.

-Kurwa!

Jak myszy w pułapce wbiegli na środek lodowej pustyni wiecznej zmarzliny jeziora. Grigorij zapłakany położył się na ziemi wsłuchując się w stukania, polerując lód aby ujrzeć taflę wody.
Byli też oni. Żołnierze uklękli mając zaspy za plecami, uklękło na lodzie aby lepiej wymierzyć kałasznikowami. Dowódca stał, wymierzył pistolet. Oczy zabłysły mu lekko.
Tęcza barw ognia wylotowego nie nastała. Czekali na coś. Powyżej Was krążył wili puchach. Szary duch huczał w nieznanej mowie o wydarzeniach które nigdy nie nastały i o chwale która nie nadeszła. Ravna spojrzała w lód i ujrzała niewyraźny kontur czegoś pod nim płynącego, próbującego się wydostać. Ujrzała swą własna twarz. Wycie wilków. Nasiało się. Żołnierze odwrócili się tyłem.

-Osłaniać się przed kulami jak się da!

Rzekł Mistrz Aureliusz dalej wsłuchujący się w echo wycia i strzały które nie nadeszły.

Wilkołaki. Różne. Tak samo postawne, majestatyczne i noszące dumnie blizny. Były wszędzie, dokoła jeziora. Białe, czarne, rożnej barwy. I te najbliżej jak jeden mąż rzuciły się na żołnierzy. Strzelali do niech. Szansy nie było. Piętnaście członków zmienoksztaltnego ludu zaczęło szarpać już trzech z nich. Pozostałych kilkudziesięciu dokoła jeziora patrzyło tylko na magów. Inna poczuła się nie swojo, poczuła mroźne i złowrogie spojrzenia. Coś strasznego. Mistrz Aureliusz zatrząsł się z ziemna pod lodowatym wichrem.

-To chyba ich łowisko. Ale ilu? Nigdy tylu na raz nie widziałem. Tylu nie ma w promieniu kilkuset kilometrów.

Jeden wilczy dech. Oficer najdłużej się opierał. Pomimo ran strzelał precyzyjnie, jego ruchy były płynne, a siła pokaźna. Jednym ciosem złamał kark jednemu wilkołakowi. Ale już tracił siły.

Szpital Moskiewski nr 3

Nudy. Anna najwidoczniej nie znała się na kunsztach przestrzeni i nie wiedziała nic o śledzeniu. Bezmierne nudne raporty o tym jak poszła do butiku i spacerowała aktualnie po parku nagła się przerwały. Jakby zewnętrzna istota wzięła nożyczki i coś popsuła w metafzycznym okablowaniu łączącym Szamila i Annę. Tedy ktoś przyszedł do Wirtualnego Adepta. W drzwiach stał wysoki, postawny mężczyzna niczym trzydrzwiowa szafa. Ponad dwa metry, stos ciepłych ubrań oraz wielki, srebrny krzyż zwisający u piersi. Czerwony nos i uszy, gęsta, kruczoczarna broda oraz równie smoliste włosy. Osobnik srogi lecz przyjazny. Najciekawszy był jego wzorzec. Niezwykły. Nie zagłębiając się w poszczególne żęci, Życie oplatały nici Ducha przez które jakby drugi układ krwionośny płynęła Kwintesencja. Ten gęsty układ poplątania Życia i Ducha uzupełniał wzorzec uniwersalnej Siły, dopiero plastyczny aby czymś się stać. Dało się poczuć pewne wibracje Paradoksu. Gość swym mocarnym głosem nawet się nie przedstawił tylko wszedł do sali i powiedział:

-Czego chcesz od niej?

Z każda głoską wyciekła drobina Kwintesencji, mniejsza niżeli miarka lecz jeśli by to odpowiednio zbierać... Człowiek bez słowa usiadł na krześle poprawiać kożuch i płaszcz. Oparł swą twarz na wielkich dłoniach i spojrzał na Samuela w oczekiwaniu wyjaśnień.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline