…- Żeby nie trzeba było długo iść, załatwimy porachunki ze stajennym u którego zostawiliśmy wóz. I przy okazji, witam w drużynie Vladimira.
Elf zdziwił się słysząc te słowa, jeszcze przed chwilą łowca czarownic był gotów go zabić a teraz pracował razem z nim…w jednej drużynie. Swoją drogą elfa zaciekawiło dla kogo pracuje teraz łowca, czyżby dał się wynająć assasinowi?? Jeśli działał sam a tylko zbieżność celów skrzyżowała ich drogi, to elf wolał raczej nie widzieć go przy swoim boku. Czarowanie przy nim byłoby co najmniej utrudnione, choć z drugiej strony elf ciekaw był miny łowcy gdyby ten faktycznie potrzebował pomocy elfa… pomoc mogła być jedynie magiczna a takiej formy łowca nie popierał. „ Ciekawe czy zmieni zdanie jak to jego dupsko będzie zagrożone?” Zastanawiał się elf, jednak obecnie ważniejszą sprawą było zawleczenie krasnoluda do lekarza. Nie dość iż wątpił, żeby krasnolud długo był w stanie chodzić o własnych siłach bez odpoczynku, to jeszcze jego rany kierowały uwagę przechodniów na całą grupkę.
Syknął w duchu na asassina który nie zrozumiał rozpoczętej przez elfa gry, pomimo więc wyraźnej deklaracji o ruszeniu do Stromscherniga elf zamierzał i tak zrobić po swojemu. Szukał okazji by skierować grupę do lekarza niezależnie od tego czy podobało się to Snorriemu czy nie. Był prawie pewny, że gdy ten już znajdzie się u medyka to przestanie marudzić i da się opatrzyć – tym bardziej , że na ten moment elf szykował argumenty. Obecnie przekonywanie Snorriego nie miało żadnego sensu, gdyż w każdej chwili mógł na nowo zmienić zdanie. Po sprawie w stajni – w którą nie zamierzał się mieszać, po prostu ruszył w stronę najbliższego doktora. Oczywiście nie mówił gdzie idzie, ale gdyby asassin próbował iść do Stromscherniga elf gotów był nawet kłamać. – tędy będzie szybciej, tu możemy natknąć się na stwora itp. Każdy blef był dobry o ile pozwalał zrealizować zamiary elfa, oczywiście gdyby asassin z uporem chciał prowadzić drużynę inną drogą – do Stromscherniga nie do lekarza, elf był gotów postawić na swoim idąc tam gdzie chciał niezależnie od kierunku pozostałej reszty. Póki co mógł liczyć na to, że asassin ruszy za nim – choćby po to by nie tracić z oczu największego ze sprzymierzeńców. |