Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2009, 21:33   #49
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Statek wśród... drzew.

Powrót do rzeczywistości był bolesny i trudny. Najpierw pojawiło się dzwonienie w uszach, które zdominowało cały umysł Nadii. Wszechogarniająca ciemność zaczęła się powoli rozjaśniać, choć kształty dookoła były niewyraźne i zamazane. A potem pojawił się ból pleców i nogi. Mulatka poczuła, że coś ją przygniata, zabierając jej cenne powietrze i przyciskając boleśnie do podłoża. Dopiero po krótkiej chwili, gdy jej zmysły zaczęły w pełni pracować, dostrzegła, że leży na niej jakiś spory pakunek – zapewne bagaż któregoś z pasażerów lub sprzęt, który leżał w pomieszczeniu. Spróbowała się unieść, lecz nie mogła się nawet poruszyć. Jej lewa noga była niebezpiecznie wygięta, Nadia obawiała się, że może byś skręcona, albo nawet złamana. Ktoś musiał dostrzec jej szamotaninę i usłyszeć jęki, bo mężczyźni szybko znaleźli się przy niej, pomogli mulatce pozbyć się ciężaru i wstać. Po szybkich oględzinach okazało się, że co prawda noga bardzo boli, ale nie jest poważnie uszkodzona, a oprócz wielu siniaków, zadrapań i lekkiego kołowania w głowie, nic jej nie jest.


Nadia rozejrzała się dookoła i gdy spostrzegła, że Williamowi nic się nie stało, odetchnęła z ulgą. Ich sytuacja wydawała się poważna, a kołysanie statkiem za każdym poruszeniem któregoś z rozbitków, sprawiło, że Nadia zaczęła bardzo szybko podejmować kolejne decyzje. Lata doświadczenia zdobyte w cyrku wreszcie mogły się na coś przydać. Doskonale wyczuwała balans powietrznej łodzi, mogła po chwili ocenić które miejsca są bardziej bezpieczne, a które grożą przesunięciem się wraku i upadkiem.


- Posłuchajcie mnie wszyscy! - powiedziała tak głośno, by każdy zwrócił na nią uwagę. - Przestańcie się ruszać i nie rozchodźcie się nigdzie! Nie czujecie, że statek za każdym waszym ruchem coraz bardziej się przesuwa? Musimy w miarę możliwości zgromadzić się w tym miejscu, by stworzyć przeciwwagę. I przede wszystkim nie wykonujcie gwałtownych ruchów, które mogą zmienić położenie wraku.


Nadia zrobiła pauzę, by wszyscy przetrawili jej słowa i zgromadzili się we wskazanym przez nią miejscu. Statek, choć trzeszczał i wydawał dziwne odgłosy, przestał się niebezpiecznie kołysać.


- Zgadzam się z panem Patterem. Zdaje się, że jestem najodpowiedniejszą osobą do tego, by sprawdzić w jakim dokładnie znajdujemy się położeniu. Z całym szacunkiem dla panów, lecz od kilkunastu lat ćwiczę w powietrzu, na trapezach, linach i równoważniach, do tego niewiele ważę, więc nawet jak opuszczę statek, to nic nie powinno się stać. Tak więc idę na zewnątrz. - powiedziała z całą stanowczością nie znoszącą sprzeciwu. - Czy któryś z panów ma przy sobie nóż? Sprawdzę, czy będziemy mieć możliwość zejścia na dół po drzewie, lecz panie i bagaże będą wymagały pomocy lin. Spróbuję przynieść ich tyle, ile będzie się dało odciąć na pokładzie statku.


Po chwili znalazł się ostry nóż, a Nadia rozmasowała nogę i rozciągnęła mięśnie na tyle, na ile pozwalały trudne warunki. Była gotowa do przedarcia się przez rozdarty kadłub i wyjścia na zewnątrz.


*


Choć ból nogi dawał się we znaki, mulatka poradziła sobie z balansowaniem na gałęziach rozłożystego drzewa i kilka razy wracała na zewnątrz, by odciąć jak najwięcej lin. Próbowała wybierać takie, których zabranie nie naruszy kondycji statku i nie spowoduje większej katastrofy. Kilkakrotnie wahała się, a piłowanie nożem potężnych splotów zajmowało trochę czasu, jednak wreszcie uznała, że to, co zdobyła, w zupełności wystarczy. Wróciła do środka, gdzie pan Wilburn kończył opatrywać pozostałych pasażerów pechowego lotu.


- Tyle lin musi wystarczyć. Obawiam się, że odcięcie większej ilości może zagrozić wrakowi i runiemy razem z nim na dół. Dobra wiadomość jest taka, że bez większych problemów możemy zejść po drzewie na ziemię, przynajmniej te osoby, które nie mają większych obrażeń, czy nie krępuje ich ubranie...


Zrobiła krótką pauzę i spojrzała na rannych, a szczególnie na panią Doullitel i panią Wodehouse.


- Statek cały trzeszczy i rusza się, dlatego proponuję nie tracić już czasu i zacząć ewakuację. Myślę, że bagaże, którym nie grozi roztrzaskanie, można zrzucić na dół od razu, na przykład plecaki z ubraniami, albo coś w tym stylu. Nie znam się na tym, ale może przyda się przepakowanie i selekcja rzeczy? Panowie na pewno będą wiedzieć co robić. Ja w tym czasie chciałabym jeszcze ruszyć w głąb statku. W sterowni jest jeszcze pan Piccolo, a być może uda mi się zbadać kondycję tego statku i sprawdzić, czy można się po nim bezpiecznie poruszać.


Rozległy się głosy sprzeciwu – dla kobiety może to być zajęcie niebezpieczne i zbyt trudne! Jednak Nadia tylko uśmiechała się i zapewniała, że jeśli cały ich ciężar nadal będzie znajdował się w tym jednym miejscu, to statek nie runie w dół. Jej waga jest zbyt mała, by mogła stanowić zagrożenie. Pan Ellis jednak nie dawał za wygraną i chciał towarzyszyć mulatce, nie pozwalając, by tak niebezpieczne zadanie spoczęło tylko na jej barkach. Pan Cook zapewnił jednak, że Nadia ma odpowiednie umiejętności, by dobrze ocenić sytuację i swoje możliwości, więc można jej zaufać. Dopiero to przekonało ostatecznie wszystkich, że jest to jedyne wyjście. Kobieta poruszając się powoli i ostrożnie, ruszyła w głąb statku.


*


Dojście do sterowni było trudniejsze, niż jej się wydawało. Konstrukcja statku była mocno nadwyrężona, gałęzie drzewa niemal rozpruły go na pół, co mogło świadczyć o ogromnej sile uderzenia. Dodatkowo zadania nie ułatwiał jej fakt, że wrak był przechylony bokiem i Nadia musiała chodzić po ścianie, omijając różne sprzęty i uważając, by strzaskane drewno po prostu się pod nią nie zawaliło. Teraz już miała pewność, że im więcej osób zapuści się w głąb statku, tym większe prawdopodobieństwo, że on tego nie wytrzyma i po prostu runie. Trudno będzie bezpiecznie wynieść na zewnątrz wszystkie potrzebne rzeczy. Mulatka jednak wzięła pod uwagę to, że mogłaby wrócić tutaj, gdy w środku nie będzie już żadnych osób. Wtedy nawet jeśli szybowiec spadnie... ilość ofiar będzie ograniczona.


Wreszcie Nadia stanęła nad drzwiami sterowni. Przez chwilę zawahała się i zamiast otworzyć drzwi – nasłuchiwała. Dopiero teraz poczuła ogromny lęk. A jeśli Salvatore... nie żyje? Jeśli otwierając drzwi zobaczy jakiś makabryczny widok? Przed oczami stanęło jej ciało leżącego dziesięć metrów niżej Samsona. Starała się z całych sił o tym nie myśleć. Nacisnęła klamkę i drzwi wpadły do środka z hukiem. Nadia zwinne wślizgnęła się do środka i od razu dostrzegła kapitana.


Wyglądał na oszołomionego i wystraszonego. Patrzał na nią, ale wydawało się, że nie do końca wie co się dzieje. Nadia uspokoiła go i profilaktycznie powiedziała kim jest i co się stało. Nie było z nim chyba tak najgorzej, choć rana na czole krwawiła, a to oznaczało, że musiał mocno uderzyć się w głowę. Jego słowa również wskazywały, że jest mocno oszołomiony:


- To ci okrutni, zawistni Anglicy! Zniszczyli mój wiekopomny wynalazek! To musiał być sabotaż, to na pewno był sabotaż. Sabotaż! To najdoskonalsze dzieło mojego życia, moja nadzieja na przyszłość właśnie się rozpadła! Nie daruję im tego, nigdy!

Nadia postarała się prowizorycznie opatrzyć ranę na czole i sprawdziła, czy Piccolo może się poruszać. Choć kręciło mu się w głowie, był w stanie chodzić, więc nie tracąc czasu Nadia postanowiła przetransportować go do reszty grupy. Szło im mozolnie, statek trzeszczał i chwiał się, lecz wreszcie udało im się dotrzeć na miejsce. Wszyscy przywitali ich z ulgą i radością. Ich kapitan żył i miał się dobrze – a to przynosiło nową nadzieję!


- Statek jest w opłakanym stanie... - raportowała Nadia. - Musimy się stąd szybko wynosić. Nie ma większych szans na to, że będziemy mogli dokładnie przeszukać statek i zabrać większość rzeczy. Na razie chyba lepiej będzie, jeśli opuścimy pokład. A później... może uda mi się tu wrócić? Nie wiem czy uda nam się przeżyć tylko z tym bagażem, który mamy przy sobie...
 
Milly jest offline