Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2009, 22:01   #50
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
"A może jednak utoniemy..." - pomyślał, patrząc na ilość wody spływającą z grubego szkła okienka, dzielącego zgromadzonych w jadalni od rozszalałego afrykańskiego nieba.

Później był tylko hałas i ciemność...

* * *

Kirk jęknął cicho i otworzył oczy. Nie odniósł chyba poważniejszych od siniaków i zadrapań obrażeń, poza problemem ze wzrokiem. Zamrugał kilka razy, chcąc pozbyć się dziwnego przeświadczenia, że ktoś poprzestawiał kierunki góra-dół.

Nadal nic. Poruszający się niemrawo pozostali uczestnicy wyprawy, leżący w najdziwniejszych, raczej nie mających nic wspólnego z gracją, pozach zdawali się potwierdzać całkowitą naturalność tego, że podłoga znajduje się zupełnie gdzie indziej, niż powinna, zastąpiona przez jedną ze ścian.

Delikatne kołysanie konstrukcji zwróciło jego uwagę na wystający ze ściany, która jeszcze niedawno była podłogą, solidny fragment drewna, dziwnie kojarzący mu się z konarem drzewa. Skrzypienie i trzeszczenie konstrukcji okrętu i jego chybotanie potwierdzało tę hipotezę.

Nadal w półleżącej pozycji rozejrzał się dookoła. Jego wzrok napotkał leżący wśród bagaży i porozrzucanego wyposażenia Dedalusa melonik. Sięgnął po niego dosyć gwałtownie, co wywołało poruszenie niestabilnego statku. Zastygł bez ruchu, wstrzymując oddech i wsłuchując się w odgłosy wydawane przez konstrukcję. Gdy niebezpieczne kołysanie uspokoiło się, już znacznie wolniej strzepnął kurz z melonika i założył go na głowę. Gdy nie spowodowało to żadnych niepożądanych konsekwencji, zdecydował się wypuścić powietrze, składając usta w trąbkę.
- Tak już lepiej... - mruknął.

Sir William i Mark rozpoczęli zbędną w mniemaniu Belga dyskusję o sposobie ewakuacji z zagrożonego upadkiem Dedalusa.
Patrząc na tych dwóch pomyślał, że lepiej by zrobili, gdyby wszyscy zeszli na dół, zamiast dyskutować. Postanowił się jednak nie mieszać, by nieopatrznym słowem nie rozpalić kłótni, miast ją zgasić.

Uwaga sir Pattera na temat kondycji, w jakiej się znajdował, zwróciła jego atencję na oczywisty fakt, że towarzystwo musiało się nieźle poobijać w trakcie tego, było nie było, lądowania.

- Jeśli doktor Wilburn nie będzie miał nic przeciwko, mogę pomóc trochę w opatrywaniu urazów - powiedział. - Nie jestem, co prawda, lekarzem, a weterynarzem, ale... - tu urwał uśmiechając się, tylko jego mina zdawała się mówić "przecież nie różnimy się aż tak bardzo".

Kirk dobrze wiedział, że praca naukowa Charlesa Darwina - The Origin of Species by Means of Natural Selection mimo, że opublikowana jakieś 12 lat temu, była przyjmowana przez wielu ludzi za zwykłe bajdurzenie i stek bzdur godzący w ustalony porządek świata. Książka wciąż dzieliła środowisko naukowe, dlatego Belg nie zamierzał wdawać się w dyskusję z kilkoma wysoko urodzonymi personami wśród uczestników wyprawy, którzy zapewne mieli zupełnie inne poglądy na rzecz pochodzenia człowieka i zwierzęcia od wspólnego przodka.
Dla niego nie stanowiło różnicy, czy leczy złamanie nogi bydlęcia, czy też kilkunastoletniego chłopaka. Anatomia ssaków, poza niektórymi oczywistymi szczegółami, naprawdę była zbliżona i metody leczenia całkiem podobne. Problem stanowiła psychika i czasami Kirk dziękował Bogu, że wybrał właśnie weterynarię, miast medycynę. Zwierzęcy pacjenci byli wielokroć bardziej wyrozumiali oraz naturalnie i szczerze wdzięczni za opiekę, czego nie można powiedzieć o ustyskujących na wszystko ludziach.

- Panno Wodehouse, jak już znajdziemy się, miejmy nadzieję bez dalszych niespodzianek, na ziemi, chciałbym rzucić okiem na Voltę. Wydaje się, że latanie nie jest ulubionym zajęciem tego psiaka - powiedział spoglądając w kierunku zwierzęcia. - I moim również... - dodał ciszej, jakby do siebie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline