Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2009, 22:42   #9
Epoche
 
Reputacja: 1 Epoche nie jest za bardzo znanyEpoche nie jest za bardzo znany
- Nie, kurwa!
Przez chwilę myśli Roberta studiowały wyraz twarzy blond-piękności.
– Laleczka nie chcę wdawać się w dyskusję z wulgarna świnią w klapkach, która nawet przywitać jak człowiek się nie umie! Chętnie jednak porozmawiam z Wami

Ładnie się urządził. Czemu nikt nie potrafi zrozumieć powagi problemu tej pieprzonej sytuacji? Czemu wszyscy, jak jeden mąż, mają pakować się w jakieś gówno, nie wiedząc nawet gdzie tak na prawdę są, do jasnej cholery!
Jezu, będzie musiał spytać się tego wyluzowanego człowieka, czy ten oniryczny wypadek jakimś cudem nie zmaterializował w jego kieszonkach nieco zdrowego hashu do podjarania. Jak bardzo tego teraz potrzebował... Albo kielicha, ale kielich wydawał się rzeczą oddaloną conajmniej o kilka tysięcy mil morskich. MORSKICH, do cholery! Kiedy on w latach dziecięcych bał się wody jak ognia, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. Nie czuł się najlepiej, to normalne w jego stanie. Daleki od aparatury, która podtrzymywała jego życie (czy wliczając w to butelkę taniej whisky, czy jakieś maszyny w szpitalu, które swoją istotę podsyłaly niemrawo tylko podświadomości), czuł się zadziwiająco dobrze fizycznie - co budziło w nim nie lada lęk.

- Dobra, wyluzuj. Zrozum, że takie rzeczy mi nie zdarzają się codziennie, ok? - powiedział już nieco leniwszym tonem Robert, podbiegając do dziewczyny gorącej jak Płomień (jak jej skóra pachnie! Czuć nawet przez te skorodowane aparaty węchowe Roberta!) - A że życie moje nie przejawiało się w radości i schludnej równowadze finansowej, to mam prawo być poddenerwowany sytuacją, która mnie przerasta, hę? Skąd wiem, że nie czekają nas tutaj jakieś niegodziwości i pojebaństwa? Oglądam telewizje, nie jestem małomieszczańskim naiwniakiem! - mówiąc to, Robert starał się prześcigać kobietę i patrzeć na jej oczy, zdające się być dla niego tak nieobecne, tak obce. - A na imię mi Robert...

Szczerze to dbał o własną dupę, własny przybytek, który miał w tym miejscu jakąkolwiek wartość. Życie, którego nawet nie był zupełnie pewien, choć oddychał, ruszał się i myślał, co zgodnie z poglądem kartezjańskim udowadniało jego egzystencję. Fakt ten jednak nie powalał, mało tego, niósł ze sobą pewne konsekwencję - życie te bardzo łatwo było stracić, tym bardziej w miejscu, którego zasady nie są znane.

Tymczasem piasek spod jego szpitalnych klapek rozsypywał się na boki, a całe piękno krajobrazu, zatapiało się w konfuzji Roberta, który jak najszybciej chciałby wydostać się z tego przerażającego miejsca. Przerażającego, bo perfekcyjnego i idealnego, jakiejś utopii usranej, o której on nigdy nie śmial nawet marzyć! To napawało go lękiem równie wielkim, jak problem śmiertelności. W głębi duszy czuł, że łatwiej chyba było zdechnąć, niż żyć w czymś na kształt snu. Snu! Właśnie o tym wspominała Lasair! Jezu, a jeżeli on rzeczywiście jest w wytworze własnej wyobraźni? Nie w jakimś wytworze Maga, a jeżeli tak to jest to koncept, jakieś wcielenie jakiejś części jego świadomości. Nie wiedział, czy kiedyś nie było takiego filmu nawet...

Ciężko było określić choćby fundament tych wszystkich myśli, jakąś myśl bazową, od czego wszystko by dalej wyszło. Pozwolenie, żeby wszystko się działo było może zgoła czymś niedorzecznym, ale tylko to nada jakąś alternatywę, ukaże drogę, którą będzie można podjąć i się nad nią zastanowić. Zdał sobie sprawę, że wszystkie te przemyślenia są warte tyle, co jego okrycie...

Problem ludzi podobnych do Roberta jest taki, że ukojenia w problemach szukają w używkach... Dlatego Theo zdawał się być osobą o pewnych predyspozycjach, które zainteresować by mogły Roberta....
 
Epoche jest offline