Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2009, 13:36   #217
lopata
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Scoiatael, Blaz

Wszystko szło dobrze dla jednego i drugiego. Kontakt już jakiś został zaszczepiony, a współpraca do pewnego momentu miała sięwydawać korzystna. W karczmie poszło już nieco gorzej. Krasnoludy pomimo ciężkich już od "zmęczenia" głów twardo postanowiły siętargować. Kiedy jeden już zamierzałsię zgodzić wtrącał się inny krasnolud i podtrzymywał stawkę zachwalając produkt. Nie dało rady przekupić czy upić tych osobników. Za złotą koronę zamierzali sprzedać topór jednoręczny twierdząc, że ten zakup i tak jest korzystny. W międzyczasie Blaz poszedł realizować swój plan. Rzucanie bagiennych ogników było dość niepewne w skutkach. Nie mogłeś być pewien czy ktokolwiek widział je. Swoją robotę jednak wykonałeś i ruszyłeś do własnej kasty by móc sporządzić papier. Korzystając z dorobku biblioteki owego kolegium sporządziłeś dokument pozwalający Ci na wejście do domu, sprawdzenie go oraz na oczyszczenie ze złej magii. Korzystając z nieuwagi jednego z pracowników wykonałeś odlew pieczęci i ruszyłeś do dormitorium. Okazało się, że nie możesz nocować w nim nie będąc w kolegium pełnoprawnym członkiem. Nawet powołując się na sfałszowany dokument nic nie mogłeś zdziałać. Pozostała Ci jedynie karczma.

* * *


Grunzin, Pieter Hood

Pieter pierwszy się rzucił na istotę ucinając jej nogę, która i tak była złamana w stopie. Odrąbany człon odleciał w drugi koniec pomieszczenia, jednak istota stała nadal, chwiejąc się na jednej nodze. Światło rzucane przez kaganek przyniesiony przez Ottona ukazałCi obraz znowu przerażający. Ciało i ubrania zaczynały sięregenerować i odzyskiwać swój pierwotny stan do takiego momentu aż dało się rozpoznać w osobniku kapłana Sigmara. Spojrzał w stronę starca i zaczął wrzeszczeć w niebo głosy.
-POOOOMOCYY! RAAAATUNKUUUU!
Nagle skóra zaczęła palić się a istota powracać do stanu w jakim ją zastaliście pierwotnie, łącznie z nogą na swoim miejscu. Chwilę później noga zaginęła tak jakby była powietrzem a rzut oka pod przeciwną ścianę do wyjścia pokazał nogę tam gdzie ją odrąbałeś. Nagły huk odbijajaćy sięechem po malutkim pomieszczeniu sprawił, że musiałeś złapać się za zbolałe uszy. Poczułeś delikatnie płynącą krew, na tyle słąbo by zaraz zakrzepnąć. Do środka wpadł krasnolud zwalając się na żywego trupa. Słabo trzymające się członki i części ciałą rozprysły się po pomieszczeniu.
-Zbierzcie szybko to wszystko. Trzeba spalić to coś, może się więcej nie odrodzi.- Otto zaczął podnosić zgniłe i nadpalone ramię istoty, chwytając rękę położył ją na poprzednio podniesionym ramieniu i układał dalej jak drewno do palenia.


* * *


Gunter

Pomimo usilnych próśb kobieta nie chciała rozmawiać z Tobą już na żadne tematy. Ruszyłeś za mieszkańcem, który zdradził swoją żonę. Kiedy tylko złapałeś go wchodzącego do karczmy zadałeś mu pytanie. Mężczyzna spojrzał w ziemię szukając jakichkolwiek słów.
-Co ja tam wiem? Raptem kilka dni temu już ich odwiedził kapłan Sigmara. Podobno nigdy z tamtąd nie wyszedł, ale mógł urzyć jakiej magi boskiej lub wyszedł i nikt go nie zauważył.- Wzruszył ramionami smutno i spojrzał w Twoje oczy z błagalnym spojrzeniem.- Nawet gdybym chciał to nic nie wiem. Ten gość jest tajemniczy, nie ma przyjaciół ani znajomych. Nigdzie też nie pracuje. Skąd ma złoto na życie nikt chyba tego nie wie. Może posiada jeszcze spuścizne po przodku zasławionym, ale toż to mało prawdopodobne, bo na tyle lat by to starczyło. Proszę uniżenie Sługi Sigmara by nie rzucał na mnie uroków ani klątw. Powiedziałem wszystko co wiem.

* * *


Kerwyn Sedilay

Okolica nie wydawała się ani niebezpieczną dzielnicą ani w jakiś sposób bogatą. Nieliczne patrole były raczej spowodowane przymusową służbą aniżeli utrzymywaniem porządku. Może było to spowodowane bliskością do świątyni lub jeszcze innymi czynnikami, jednak niewiele Cię to teraz interesowało. Ważny był dom ofiary. Fundamenty postawione z kamieni, reszta ścian z ociosanych bloków skalnych. Osadzone okna w nich nie były myte już od dłuższego czasu i niewiele można było ujrzeć przez nie co znajduje się w środku. Piętro było wykonane z drewna a okien jako takich już nie było a znajdowały się jedynie drewniane okiennice. Przeciskając się przez liczne sragany i stoiska dotarłeś do świątyni i od razu zacząłeś poszukiwania Bergith. Zanim ją znalazłeś zdążyłeś rozejrzeć się po świątyni. Panująca czystość i biel kuła w oczy. W centralnym pomieszczeniu wycentrowana pod ścianą stała Shalyia, wykuta przez jakiegośzdolnego rzemieślnika lub rzemieślników. Kapłani i uczniowie to były w większości kobiety i od razu na myśl przyszły Ci Harpie wiedźmy. Wznowiłeś poszukiwania swojej toważyszki. Stała wśród wiernych przy jednej z zewnętrznych kolumn bacznie obserwując otoczenie w okolicy domu. Kiedy tylko znalazłeś się w bezpiecznej odległości do rozmowy zaczęła wyszeptywać.
-Ostatnio z drugiej strony przedostałam się na dach i dotarłam do pokoju jego najemników.- Nagle przerwała raport by z tłumem dołączyć siędo modlitw.- ŚWIEĆ NAD NASZYMI DUSZAMI, CGROŃ NAS PRZED CHOROBAMI I ZARAZAMI.- PRzerwała modlitwę pomimo, że inni ją kontynuowali i zaczęła ponownie szeptać.- Nie wiem dla kogo pracują Ci najemnicy więc nie chciałam go zabić by nie wywołać niepotrzebnych wojen między klanowych. Podobno jeszcze nikt się nie przyznał, że są tam ich ludzie, jednak mało prawdopodobne by szóstkę najemników było zwykłą zbieraniną włóczęgów chcących dla złota mu pomagać. PANI NASZA MIŁOSIERNA WSPOMÓRZ NAS W WALCE ZE ZŁEM I CHROŃ NAS PRZED PLUGAWYMI BOGAMI.- Znów przerwała raport by dołączyć się do modlących i równie szybko i niespodziewanie urwała dla dalszej rozmowy z Tobą.- Widziałeś już dom, czy masz jakiś plan? Jeśli zamierzalibyśmy dokonać ataku skrytobójczego powinniśmy sprawdzić czy nie strużują w nocy a jeli tak to ilu to robi, co ile się zmieniają i tak dalej. Chyba, że Ty masz inny pomysł to wal. SHALYII, WSPANIAŁA NASZA PANI MODLIMY SIĘ DO CIEBIE O UZDROWIENIE WSZYSTKICH CHORYCH I CIERPIĄCYCH Z POWODU BOGÓW CHAOSU I ICH SŁUG.

* * *


Gdzieś na terenie Imperium

Przewrócił się potykając o wystający fragment skały w grocie. Nie zwrócił teraz na nią uwagi pomimo, że wiedział o jej położeniu. Spieszył się i to tłumaczył sam sobie przyśpieszając coraz bardziej kroku, przyzwyczajając się do bólu w kolanie. Miał cenne informacje dla swojego pana, bardzo cenne. Kiedy wbiegł do środka komnaty, którą objął jego pan jako własne zacisze przypomniał sobie znów coś strasznego, co zapomniał a również dobrze pamiętał przedtem. Nie zapukał.
Zaczął kwiczeć z bólu kiedy zwierzoczłowiek ze szponami orlimi na dłoniach nie zwrócił uwagi kto wszedł i wbił je w podbrzusze posłańca. Zza kotary wyszedł na pozór zwykły człowiek z nagim torsem. Gdyby jednak stanąć z tyłu dostrzegło by się połamane lub ucięte snieżnobiałe skrzydła. Teraz były jedynie karykaturą tego czym były niegdyś. Widząc ostatnie chwile posła nie śpieszył się z pytaniem a jedynie dał rozkaz strażnikowi by wyciągnął już ręce z umierającego sługi. Uwolniona krew popłynęła jeszcze szybciej.
-Cycycycycycy.- Pokiwał głową godząc sięze stratą swojego maga, jednego z lepszych.[/b]- A tyle ray było mówione aby pukać. Zawiodłeś mnie. Przez twoją niekompetencję omal zapomniałbym zadać pytania. Co było...[/b]- Teatralnie zamilkł zaczynając robić kółka po pomieszczeniu.- Co było aż tak ważne, że zapomniałeś zapukać?
-Znalazłem... khem... khem... ją.- Zwierzoczłowiek z wielkim trudem dopełniał swojego obowiązku by przekaząc informację.
-GDZIE?!- Przywódca zatrzymał się wbijając lodowaty wzrok w maga.
-Khem... w stolicy.- Splunął krwią na ziemię i charknął ponownie odkrztuszając płuca z krwi.- Nasi... khem...khem... ludzie...tfu... już ją próbują... khem... khem... zdobyć.
-Znakomicie. Drugi tom.- Sam do siebie zadowolony zamruczał.- Kogo wynajęto?
-Te suki... Panie... Harpie...- Spojrzał na rękę umazaną własną krwią by potem błagalnym wzrokiem prosić o pomoc swego pana.
-Pomóżcie mu!- Machnął ręką od niechcenia w stronę strażników radując się zarówno wiadomościami dzisiejszego wieczoru jak i jękami nieszczęśnika, którego zaczęto szlachtować i wyrywać kawałki ciała w taki sposób by ofiara jak najdłużej żyła.- Wspaniale.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline