Alice przekrzywiła głowę przyglądając się szczebioczącej blondynce, a jej wyraz twarzy był raczej łatwy do odgadnięcia.
„ Może i jestem samobójem, ale przynajmniej nie wariatką jak niektórzy tutaj.”
Wysłuchując słów Płomienia, ogarniał ją irracjonalny spokój. No bo w sumie, czym takie przeniesienie różniło się od śmierci? Swój cel osiągnęła: oddaliła się od tego szarego, pełnego agresji świata, od bliskich, którzy bliskimi ludźmi byli tylko z nazwy, uciekła od wszelkich zobowiązań i powinności... I byłaby wolna, gdyby nie ostatnia więź z Nowym Jorkiem, która bynajmniej nie została zerwana: głód. Głód narkotyków.
Nerwowo podrapała się po wewnętrznej stronie łokcia, w miejscu, gdzie nieraz miała sińce od nakłuć igły. Od pewnego czasu była co prawda "czysta", bowiem zrezygnowała z dożylnego stosowania używek, wiedząc, jak wysokie jest prawdopodobieństwo nakrycia jej przez rodziców... a może po prostu nie chciała, by poznali prawdę, kiedy przyjdą zidentyfikować jej martw ciało do kostnicy? Może chciała pozostać w ich świadomości idealną córką? Może...
Ruszyli za blondynką jakąś ścieżką. Bo i co mieli robić? Ktoś na nich czekał... coś było do zrobienia... Dlaczegoż by nie? Przecież i tak nie miała nic do roboty.
Uwagę Płomienia na temat swojego stanu przyjęła z kamienną twarzą, nie chcąc pokazać, jak bardzo ją zaintrygowało to, że blondynka odgadła, o czym myśli.
Chcąc odwrócić uwagę od zawartości swojej kieszeni oraz własnej historii, Alice postanowiła spróbować odgadnąć problemy pozostałych „Wybrańców”.
Zapuszczony facet przy kości bezsprzecznie wyglądał na gościa związanego z nielegalnymi interesami. Pewnie pijak, a może i gwałciciel? Od niego zamierzała się trzymać jak najdalej. Ten drugi, który do niej zagadnął, był stosunkowo młody i nawet przystojny. Wyglądał na Jamajczyka, przez co od razu skojarzył jej się z narkotykami. Może był dilerem? W sumie... warto go mieć na oku, bo tutaj raczej towaru nie będę mieli. Była też ładna kobieta, która zdawała się przeżyć największy szok z nich wszystkich. O niej trudno było coś powiedzieć, na tę chwilę wydawało się po prostu, że nie wszystkie klepki w jej głowie są na swoim miejscu. I był jeszcze mężczyzna... niby całkiem przeciętny, a jednak... w jakiś sposób intrygujący. Wyraz jego oczy, gdy patrzył na klif, ten smutek i brak nadziei... czy nie widziała tych uczuć we własnym spojrzeniu każdego ranka, gdy zerkała na odbicie w lustrze?
Wątła nić poczucia jakiejś wspólnoty, sprawiła, że Alice szła blisko Emila, jakby przy nim czując się najbezpieczniej.
__________________ Konto zawieszone. |