Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2009, 14:20   #42
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Trzasnął drzwiami. Prędko obróciła się, spoglądając na odskakującą na miejsce klamkę. Nie tak to wszystko miało wyglądać... Ze złością rzuciła trzymane w ręku sztućce do zlewu i wytarła dłonie w białą chustę. Pośpiesznie wrzuciła wszystkie talerze do zmywarki i wcisnęła odpowiedni guzik. Nie tak to miało wszystko wyglądać. Przetarła jeszcze blat stołu i zmieniła wodę w wazonie, następnie opadła na fotel i oparła czoło na dłoni, nie wiedziała już co ma myśleć, a tym bardziej co ma robić... Seth ze szczenięcym urokiem podszedł do niej i zaczął podgryzać jej stopy, byle pani okazała mu swoje zainteresowanie. Przynajmniej pies jeszcze zauważał, że Sara istnieje, z czułością więc wzięła zwierze na kolana i zaczęła drapać za uchem, następnie, gdy psisko zgrabnie przewróciło się na plecy, drapała go po puszystym, pełnym brzuchu. Przynajmniej on był szczery w swych uczuciach, merdał ogonem gdy mu było dobrze, a gdy już miał dość pokręcił nienaturalnie dużym łbem i zarządził, by zdjęła go z kolan. Kobieta westchnęła cicho i spojrzała na zegar. ~ Gdzie on poszedł...?~ pomyślała, sięgając po swoją komórkę. Wybrała szybko numer swego narzeczonego i jakie było jej zdziwienie, gdy usłyszała stłumiony, dobrze znany dzwonek, dochodzący z ich sypialni. Wstała prędko i weszła do pokoju, na półce z książkami odnalazła komórkę Willa, jednak co bardziej przykuło jej wzrok to rzucona niedbale koszulka leżąca na półce niżej. Może i jej narzeczony nie należał do pedantów, jednak nie rozrzucał swych ubrań od tak po półkach. Sięgnęła do koszulki i pod palcami poczuła coś cienkiego i twardego. Szybko cofnęła rękę, nie wtrącała się w prywatną część życia swego narzeczonego, nawet nie otwierała jego listów (co często dla odmiany robiła jej matka z korespondencją ojca). Chociaż... Może powinna zacząć?

Samochodu nie było pod kamienicą, więc Wilhelm raczej nie poszedł jedynie do sklepu. Sama świadomość, że tak naprawdę nie wiedziała dokąd, ani na jak długo poszedł zdenerwowała ją już wystarczająco, zwłaszcza, że dzisiaj mieli spędzić dzień razem. Wreszcie. Zawsze jednak coś musiało pójść inaczej, niż ona sama by sobie tego życzyła. Wychodząc z sypialni trzasnęła głośno drzwiami, to przynajmniej trochę pozwoliło jej sie wyładować. Szybko jednak cała złość znów w niej buzowała, nawet program w telewizji niezbyt ją zainteresował, sięgnęła więc po laptopa, zalogowała się na swoje konto i sprawdziła pocztę. W oczy od razu rzucił się jej mail z galerii, z uśmiechem na twarzy przeczytała, że przyjęto jej projekt. Nie mogła się już doczekać kiedy obiecane pieniądze wpłyną jej na konto, chociaż powoli już wątpiła, czy zasilą one przygotowania ślubne. Powoli wątpiła, czy w ogóle do ślubu kiedykolwiek dojdzie. Zrezygnowana i znudzona weszła na stronę swojej internetowej galerii, a na sprawdzaniu wszystkich nowych komentarzy i galerii zeszło jej całe południe. Dopiero drapanie w okolicach kostek sprowadziło ją na ziemię, zerknęła na psa, następnie na zegarek. Bylo po drugiej...

- No dobrze, wygrałeś.- założyła psu szelki i podpięła smycz. Wskoczyła jedynie w klapki i zjechała windą w dół. Zapewne gdyby nie pogoda, puszyste psisko dłużej chciałoby siedzieć na dworze, jednak gruba sierść robi swoje, po dwudziestu minutach spaceru mały już zaczął ciągnąć do domu. Nie dało się jednak ukryć, że mieszkanie naprzeciwko parku znów okazało się mieć jakieś plusy, malamut wybiegał się, wyszalał i załatwił swoje potrzeby gdzie trzeba, oszczędzając domowy parkiet. Gdy wróciła do domu od razu podała psu wielką michę zimnej wody, sama natomiast sięgnęła po swój telefon, wybierając numer do Ivonne

- Kochana, jaka jest szansa, że w niedzielny wieczór nie masz co ze sobą zrobić i wyjdziesz gdzieś ze swoją najlepsza i jedyną w swoim rodzaju, przyjaciółka od serca i w potrzebie?- zapytała prędko Sara gdy tylko usłyszała głos koleżanki w telefonie.
- To zależy... Jak chcesz mnie ciągnąć do kina na ten nowy film z Jolie to zapomnij, wolę torturować się w bardziej wysublimowany sposób.- odparła Ivonne.- W sumie to wiesz... Mam dwie wejściówki do tej całej „XI”, miałam iść z Jakobem, ale on ostatnio złamał nogę i wiesz, niezbyt jest mobilny.
- Ah... No nie specjalnie przepadam za klubami...- zaczęła Sara, jednak po szybkim rachunku sumienia uznała, że raz jeden to ona może wyjść z domu bez słowa i nie czekać na nikogo.- Ale wiesz, słyszałam, że to fajne miejsce. To słuchaj, wpadniesz do mnie? Ode mnie jest bliżej, zaoszczędzimy na taksówce.- zaśmiała się .
- No, jasne. A to jest jakaś okazja?
- Można ak powiedzieć. Znaczy, w sumie tak. Pamiętasz o tym folderze co Ci mówiłam? Przyjęli mój projekt. – kobieta starała się brzmieć na maksymalnie zachwyconą.
- Wspaniale! A Will? Idzie z nami?
- On? Ech, nie... On, musiał wyjść. W każdym razie, nie wiem kiedy będzie bo oczywiście zostawił komórkę w domu.-
- Mhm... Ok, rozumiem. Nie mów nic więcej. Wystrój się, a ja za godzinę będę. Całuski!

Sara odłożyła słuchawkę i odrzuciła komórkę na sofę. Jeżeli jej narzeczony wychodził bez słowa, to czemu i ona miałaby sobie odpuszczać zabawy? Chociaż zabawa w klubie była dla niej raczej wątpliwa to i tak szybko wskoczyła pod prysznic, ułożenie włosów nie zabrało jej tak wiele czasu, w końcu nie za wiele też można było z nimi zrobić. Nie była wielka strojnisią, umalowała się normalnie, lekko przydymione czarnym cieniem powieki, wytuszowane rzęsy i pociągnięte jasną, cielista pomadką usta. Co do ubrania tez nie miała za wielkiego wyboru, wyciągnęła z szafy jedną z dwóch bardziej wyjściowych sukienek i rzuciła je na łózko. Jedna była prosta, małą czarną, którą każda kobieta musiała mieć w szafie, druga natomiast była bardziej w stylu lat pięćdziesiątych, niebieską sukienką z rozkloszowanym dołem i haftką pod spodem. Bez zastanowienia wybrała czarną sukienkę, niebieska tez byla śliczna, jednak bardziej nadawała się na popołudniowy spacer czy zakupy, niż do klubu.

- Już!- krzyknęła, w biegu do drzwi zakładając długie, srebrne kolczyki.- Miała być godzina!- krzyknęła na widok twarzy Ivonne- I miałaś być sama!- dodała, witając się z Lottą.
- No co? Myślisz, że jak idziecie gdzieś to możecie mnie tak pominąć? Mowy nie ma. Poza tym mam dość siedzenia w domu przy garach i pieluchach.- mruknęła koleżanka. Lotta była w tym samym wieku co Sara i Ivonne jednak z uwagi na wcześniejszy, niezbyt stacjonarny tryb życia nawet się nie obejrzała, gdy siedziała w domu bez męża, za to z małymi, rozwrzeszczanymi bliźniakami. To był scenariusz, którego Sara natomiast wolała uniknąć, chociaż dawno już na widok wózków z dziećmi rozpływała się jak lody czekoladowe przy 40 stopniowym upale.

* * *

- Nie mogę uwierzyć, że masz wejściówki do „IX”. Powiedz, kogo musiałaś zabić, żeby j mieć?- zapytała podekscytowana Lotta gdy cała trójka podchodziła do drzwi wejściowych.
- Jeju no... Nie wiem, mój chłopak je przyniósł, dostał w pracy. Wiecie jak to jest, u niego w redakcji ciągle coś dostają, jakieś wejściówki. Ostatnio dostaliśmy jakieś do muzeum. Jakby kogoś interesowały skamieniałości...
- Przepraszam, proszę kartę.- dziewczyny popatrzyły na rosłego ochroniarza, a Ivonne szybko sięgnęła do torby.- Na nazwisko Huber, Jacob Huber. A tu wejściówki jeszcze.- pokazała wszystko. Ku ich uldze chwilę później mężczyzna wpuścił je do środka.

Muzyka nie była nawet taka głośna, może głównie dlatego, że tak naprawdę wszystko rozkręcało się tu dopiero w okolicach godziny dziewiątej. Cóż, miała całą noc... Sara zajrzała jeszcze do torebki, wyjmując z niej telefon. Przez chwilę zastanawiała się co ma zrobić, co prawda zostawiła w widocznym miejscu kartkę dla Willa z wymowna, acz krotką wiadomością „Wyszłam. Nie czekaj na mnie. Wyjdź z psem.”, jednak miała nadzieję, że narzeczony przynajmniej zadzwoni. Zdenerwowana wyłączyła głos i wibracje i wrzuciła telefon z powrotem do torebki.

~Niech dzwoni~
 
Suryiel jest offline