Po twoich wykrzyczanych słowach, po drugiej stronie ściany zapanowała cisza. Prawie całkowita, bowiem któreś z umierających jeszcze wydawało z siebie słabe dźwięki. Potem coś metalowego zaszurało po posadzce i usłyszałeś odbezpieczaną maszynówkę. Wtedy też odezwała się kobieta. -Jebło cię w łeb, koleś?! Może faktycznie z Krypty jesteś, tylko się żeś przebrał?!
Prychnęła głośno, nie mogąc chyba uwierzyć w to wszystko. Murzyn wszedł jej w słowo. -Kto ci tych bzdur naopowiadał, kretynie? Zwłaszcza o Bractwie. Słyszałaś go, Eve?
Roześmieli się oboje, z tego co się zorientowałaś niezbyt wymuszenie. Jakoś nie obeszła ich śmierć kumpli. -Mike'a i Koltera i tak nie lubiliśmy. Ale teraz to ci rozwalimy łeb, wiesz o tym? Wiesz co oni tu mają? My się tam pierdoliliśmy w tym gównie, żyjąc na skraju. A ci sobie siedzieli w Krypcie mając urządzenie do uzdatniania ziemi! Czaisz, stary?
Tu już była wściekłość w jego słowach, ale raczej nie na ciebie, a na tych, którzy tu żyli. -Nie było sensu ich ratować, oni swoje życie przegrali. A co do ciebie, to widać, żeś obcy. I to w dodatku jakiś jebany samobójca.
Usłyszałeś jakieś kroki. -Na tych terenach rządzi Ósemka, gościu. Zajebałeś dwóch naszych, więc możesz mieć wybór. Albo się do nas przyłączysz, albo nie wyjdziesz z tej metalowej puszki żywy, czaisz?
Usłyszałeś dźwięk, który do złudzenia przypominał ten, który następuje po wyjęciu zawleczki z granatu. -Masz mało czasu...
Tylko raz odważyłeś się wyjrzeć za róg. I zobaczyć celującą w twoją stronę Eve, skrytą za solidnym, metalowym biurkiem. Schowałeś się szybko, myśląc co dalej. |