W czasie wypowiedzi Franka, z nudów zaczęliście sie przyglądać autu.
Widać na pierwszy rzut oka, że jego celem nie było ładnie wyglądać a poprostu jeździć.
Tapicerki praktycznie nie było, zostały z niej tylko strzępki, dywaniki powycierane, z deski rozdzielczej wystawały jakieś kable, oby niepotrzebne. Fotele były w miarę wygodne, a silnik praktycznie niesłyszalny.
Skupiliście się na tym co mówił kierowca.
[i]No w sumie to już wszystko wam powiedziałem w barze. Urodziłem się na zadupiu w Arroyo. Matka umarła, nie wiadom jak, a ojca nie znałem. Nawet nie wiedziałem jak sie nzywał, chociaż wydaje mi się, że moja matka też nie.No i tak sobie żyłem biegając za gekonami z dzidą i patrząc jak się rozmazują na ziemi (krzywy uśmiech, który po chwili zniknął), aż któregoś dnia jeden mi uciekł do jakiejś świątyni, no i ja pobiegłem za nim, przeszedłem przez tą całą świątynie, trochę robactwa tam było, wyszedłem z niej, przebrali mnie w jakieś śmieszne ciuszki i kazali szukać G.E.C.K.A., który nie wiadomo nawet jak wygląda ani gdzie go szukać. Posłali mnie do Klamath i dali kasę. Powiedziałem sobie no dobra, kase dają to wyrywam się stąd. No i tak zwiedziłem jeszcze pare miast, powybijałem na zlecenie trochę robactwa, także tego podobnego do ludzi, przele... yyyy... zaprzyjaźniłem się z kilkoma kobietami, dorobiłem się tych ciuszków i broni no i potem do Modoc zawinąłem bo uznałem, że chyba czas zacząć szukać tego gówna, no i spotkałem was. A samochód no tak. A to to z jakiegoś złomowiska wyciągnąłem i naprawił mi go taki jeden miły gość... Tylko gdy doszło do płacenia to już mniej miły był ale to już tylko szczegół...
Za oknem zrobiło się w międzyczasie ciemno. O panowie, już chyba słyszę dźwięki kasyn. Zbliżamy się do największej dziury w tej części świata. Załadować broń i pilnować forsy.
Faktyczniee po kilkunastu sekundach zaczeliście widzieć powoli wynużające się światła miejskie... New Reno... |