Obudziły ją krzyki dochodzące z zewnątrz. Po kilku minutach przewracania się po łóżku zdenerwowana, faktem, że ktoś śmiał ją obudzić podeszła do okna wychodzącego na tyły karczmy. Nie działo się tam nic ciekawego, a z pewnością nic, co wydawało te okropne dźwięki. Boże jak ona nienawidziła, kiedy ktoś wyrywał ją ze snu z samego rana!!
Ogarnęła się trochę, po czym wyszła na korytarz. Przy oknie stał wysoki mężczyzna wpatrując się z zainteresowaniem na to, co dzieje się na zewnątrz. Podeszła do niego bez słowa, nieznajomy zaczął rozmowę…
......................
Gdy zatrzasnęła z sobą drzwi zaczęła chaotycznie krzątać się po pokoju zbierając swoje rzeczy do dużego, skórzanego wora. Na samym końcu wzięła miecz, narzuciła pelerynę i wybiegła z pomieszczenia. Nieznajomego już nie było, zostawił za to po sobie dziurę w suficie. „Biedny karczmarz, przenocował nas a teraz ma same problemy” przeszło jej przez myśl.
W tym momencie, na korytarzu pojawił się syn gospodarza zaaferowany pewnie hałasem spowodowanym wybiciem w suficie dziury, biedak pewnie pomyślał, że chłopi wdarli się już do budynku.
-Zaprowadź mnie do tylnego wyjścia, tylko szybko – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu – muszę zabrać konia. – Chłopak tylko skinął głową i ruszył biegiem schodami w dół. Juliiette pobiegła z nim. Po kilkunastu sekundach znaleźli się w czymś na kształt zaplecza.
- Tędy- zawołał chłopiec otwarłszy drzwi, które jak się zaraz okazało wychodziły na plac widziany przez okno pokoju. Po przebiegnięciu kilkudziesięciu metrów dotarła do stajni, gdzie z pomocą młodzieńca szybko osiodłała swojego konia.
- Podziękuj ojcu i przeproś go ode mnie – zawołała wyjeżdżając ze stajni. Zauważyła jadącego w ich kierunku mężczyznę. – Na południe – zawołała popędzając konia. Póki, co, chciała jak najszybciej znaleźć się z dala od bandy wściekłych mieszkańców wioski.
Galopowała w nieznane przeszywając jak strzałą chłodne powietrze rozwiewające burzę niesfornych włosów.
Ostatnio edytowane przez Vivianne : 27-02-2009 o 10:44.
|