Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2009, 20:16   #71
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Isendir; Wezwana Flafie zjawiła się błyskawicznie przy tobie. Zatarła łapki, obejrzała cię oczkami fachowca, liżąc z namaszczeniem swój lizak, po czym w jej łapce pojawił się wielki plaster z żółtą, uśmiechniętą buźką. Zamaszyście polizała go niczym znaczek pocztowy, przyklepała do twojej rany i pogłaskała cię pocieszająco po głowie, do reszty drużyny wyciągając łapkę z uniesionym tryumfalnie kciukiem. Nie widziałeś jeszcze tak kosmicznej magii, ale... to działa. Rana wygojona!
* * *

- Krrr-a...
- Nigdy nie byli w tym dobrzy.
- W słuchaniu.
- Hmpf – poparł z pożałowaniem. – Nie przerywaj tego. Chcę zobaczyć jak cierpi. Przypominają mi się lata mojej młodości.
- Miałeś młodość?
- Mój Pan był bardzo łaskawy – odparł. – Wydał mi tylko jeden rozkaz.
* * *

Uzjel zręcznie odskoczył przed szponiastym odnóżem. Halabarda nie sięgnęła celu, za kolejnym razem uderzyła o nadstawione sejmitary bestii. Zaatakowała – miała wiele ostrzy do dyspozycji, podczas gdy dwa z nich zbiły ostrze halabardy i przesuwały się po trzonie roni, blokując ją. Cięła z góry, Uzjel odruchowo umknął pod drzewcem własnej broni, szybko zachodząc wroga z boku i odzyskując pole manewru halabardą. Widać było irytację na twarzy maszkary. Jej krótsze odnóża ze szczypcami wybiły Uzjelowi z głowy pomysł ataku z boku. Kolejny wprawny atak – wróg miał jednak osiem sejmitarów do dyspozycji i parada postawiona dwoma ostrzami nie odsłoniła maszkarona na cios. Uzjel był wyraźnie poirytowany i coraz bardziej zdesperowany. Wróg był dużo większy od niego, miał liczne odnóża wywijające zaciekle szczypcami, długie kończyny na których kroczył, zakończone ostrymi pazurami, a groteskowy łeb broniło osiem ramion i osiem niezależnie poruszających się ostrzy. Uzjel był jeden i miał jedną broń, a halabarda ma to do siebie, że nie można nią wyprowadzać serii błyskawicznych ciosów – zablokowana przez nacierającego wroga staje się przekleństwem unieruchamiającym jej właściciela, który staja się praktycznie bezbronny. Nieumarły miał mózg, o ile nie kilka rozmów, i doskonale wiedział, kiedy bezlitośnie i zdecydowanie atakować. Stawiał parady, jedna za drugą, sejmitary stanowiły tarczę nie do przebicia. Na nic zdało się ogniste wsparcie Szamila. Nieumarły champion znał takie sztuczki.

* * *

- Jest słaby...
- Jak my wszyscy kiedyś byliśmy – odparł, niewzruszony.
Kruk kiwnął energicznie głową.
- Ma przeżyć – oznajmił z naciskiem głos mężczyzny. – I dobrze zapamiętać, że zdejmowanie tej zbroi niesie ze sobą nieprzyjemne konsekwencje...
* * *

Uzjel próbował zajść stwora od tyłu, ale ten mając tak długie odnóża bez wysiłku odwracał się szybko i zwinnie, gdy tylko wojownik szykował się na cios w plecy. Uzjel był naprawdę dobrym wojownikiem i miał zacięcie, nie brakowało mu sił i werwy, ale walka ograniczała się do nieudanych ataków i wykonywania uników przed ostrzami wroga. Jeden z ciosów był naprawdę niezły, Uzjel włożył w niego całą wściekłość i energię. Ostrze halabardy minęło o centymetry pierś stwora. Maszkaron ryzykownie rzucił się do przodu. Uzjel nie miał czasu... Jedno z małych odnóży zatopiło kolec w ramieniu wojownika, a ten natychmiast wypuścił broń ze zdrętwiałej ręki i sztywno zwalił się na ziemię, zupełnie sparaliżowany.

Uzjel; Agggh...! Co to było?! Nie poczułeś nawet bólu, tylko pchnięcie w ramię, a sekundę później miałeś nogi jak z waty. Upadłeś, tracąc zupełnie czucie w całym ciele. Paraliżujący ból rozlał się po twoich żyłach. Twój wróg przyczłapał, skradając się jak drapieżnik i pochylił się, zbliżając swą mordę z wielkimi szczękami do twojej twarzy. PAC!!! – coś stuknęło o jego czoło! Stwór z wściekłym warknięciem wyprostował się; wielki lizak dyndał, przylepiony do jego łba. Flafie zaciekle pogroziła bestii pięścią i bojowo ruszyła w kierunku maszkarona. Zatrzymała się w ostatnim momencie, niemal dotykając twarzą mordy nieumarłego, zaciekle wpatrując się w jego ślepia. On patrzył na nią, warcząc, i dłuższą chwilę grali w „kto pierwszy mrugnie”. Flafie chwyciła patyczek lizaka i z błyskawicznym ruchem oderwała przylepioną słodycz od mordy stwora, na co ten ryknął wściekle. Pogapili się na siebie jeszcze chwilę. Flafie była nieugięta. Maszkaron warcząc zaczął się cofać. Flafie bojowo i tryumfalnie kiwnęła na niego głową, wsadziła lizak do zaślinionej mordki i pożegnała nieumarłego gestem Kozakiewicza.

Wszyscy;
- Pojedynek skończony – odezwał się pająkowaty, krążąc wokół Uzjela i Flafie, kiwając makabrycznym łepkiem.
- Jedna ze stron tryumfuje – usłyszeliście w myślach głos Kruka. – Nie wykonaliście pierwszej części waszego zadania. Pomnijcie moje słowa. Mówiłem, waszym pierwszym zadaniem będzie uzyskanie zgody tutejszego ludu na zapolowanie na święte zwierzę, Błysk Kłów. Musicie wywalczyć sobie to prawo w rytualnym pojedynku, nie możecie go kupić. Mówili wam wężowcy, Isendirze, Jędrzeju. Mówili...

„...jeśli chcesz ssstanąć do pojedynku, elfie, przyjacielu, musiszszsz być sssam. Ssssam z człowiekiem, przyjacielem. Musssicie pozbyć się tych, których Kirenna i bagna nie chcsssą tutaj! Musssicie ich zabiććććs! Jeśli nie możesz ich zostawić, ani przejśććć próby Kirenny, musisz kupić prawo do pojedynku, elfie, przyjacielu...”

- Nie podjęliście próby, tylko dwóch ją przeszło – kontynuował Kruk. – Kupiliście pojedynek. Nie wykonaliście zadania. To, że Uzjel przegrał, przypieczętowało tylko wasz los!
- Wstań, Uzjelu Lightfist – zaczepił wojownika pająkowaty.
Spojrzał na resztę.
- Była tu kobieta.
- Elfffka przyjaciółka – wyjaśnił wężowiec.
- Szukała drowa, który był z wami. Powiedziała, że jest Taka Jak Wy.
- Jeśśśli jest z wami, ma prawo do polowania na Błysssk Kłów.
- Możecie więc iść na polowanie z naszym błogosławieństwem – zabulgotał złośliwie pająkowaty.
- Iśśście więc.
- Błysk Kłów to duże zwierzę – ostrzegł pająkowaty. – Szukajcie w umarłym lesie na północy. Kiedy je schwytacie, musicie założyć mu uprząż, a jeden z was musi dosiąść święte zwierzę i okiełznać je, a potem przyjechać na nim wierzchem tutaj!
- To druga część waszego zadania – powiadomił Kruk. – Musicie schwytać Błysk Kłów tak, aby zwierzę nie zostało ranione, a w żadnym wypadku nie może zginąć! Musicie założyć mu uprząż, a jeden z was musi ujeździć to zwierzę i przyjechać wierzchem z powrotem na tę wyspę.

* * *
- Ej ty!
Fufi wstał, słysząc czyjś głos. Rozejrzał się bacznie, zjeżony wrogo.
- Tak ty, włochaty zadzie!
Fufi obrócił się w kierunku drowa leżącego na trawie, okrytego płaszczem elfki.
- Na co się gapisz?! Wyglądasz jakby cię w dzieciństwie karmili z procy! Jozim z bazim to twój stary!!! Pierdzę ogólnie w twoim kierunku. Twoja matka była chomikiem, a ojciec śmierdział skisłymi jagodami!
- Ssssqeurrrw...! – zawarczał zjeżony Fufi.
Drow miał zamknięte oczy i nie poruszał się, ale spod płaszcza dobiegał wyraźny męski głos!
- Jak byłeś mały, ta twoja elfka przez miesiąc dotykała cię patykiem, bo nie wiedziała co to jest! Nadajesz się tylko do zamiatania pustyni! Jakby mój pies miał taką twarz jak twoja to ogoliłbym mu tyłek i kazał chodzić tyłem!!!
- Sssswhhh!!!
- Nie podskoczysz mi, włochaczu, jestem Ray`gi z domu Terrrrr... Tetris... Tetrachaczi!... Jestem drowim dowódcą legionu czaszek i pająków, a ty masz półtora zwoja mózgowego i podskakujesz mi?! No chodź, zobaczymy czy jesteś taki twardy jak brzydki!!!
Fufi przydreptał i sycząc zajadle pochylił się nad drowem. Drow spał. Jaśniejący amulet wychylił się spod elfiego płaszcza.
- Noszszsz żgnij go, ugryź, znaczy tfu, ugryź mnie!!! Zabij drowa! Drowy są złe!!!
Fufi powąchał amulet i ostrożnie wziął go w szczęki.
- Puszczaj dziadu!!! Nie macaj mnie!!! Jestem Morcruchus, szlachetnego rodu el...!!!
- Burb!... – beknął Fufi.
* * *

Gość zwracał na siebie uwagę. Blady, wysoki. Na głowie nosił diadem. Długie, białe włosy lśniły dziwnym blaskiem, miał zamknięte oczy. Chyba był ślepy. Ubrany był w długi, czerwony kubrak. Nosił dziwny herb...

Kiedy stanął przy ladzie, karczmarz poczuł się bardzo nieswojo, ale starał się być miłym. Mężczyzna wyglądał na bogacza. Zadbany, schludny, te maniery i gesty...
- Piwa.
- Służę!
Mężczyzna położył na ladzie sporą sumkę, karczmarz zastygł w bezruchu, zdumiony. Czyżby ślepiec źle przeliczył...?
- Szukam kogoś... – mężczyzna skinął wymownie na monety.
- Kogo, szlachetny panie? – monety natychmiast zniknęły z lady.
- Wygląda jak elf.
- Elfa szukasz, panie... Ano, wielu elfów tu krąży po okolicznych lasach. Zaglądają tu czasem, tańczą, grają...
- Ten jest bardzo specyficzny...
- Hah! – żachnął się ubawiony karczmarz. – Chodzi z wielkim zwierzakiem na różowej smyczy? Była tu wczoraj...
Drow siedzący przy stoliku w kącie znieruchomiał na kilka sekund. Podniósł kielich do ust, zapatrzony w grających w karty stolik obok. Słuchał. Wychwytywał cenne słowa spośród pijackich okrzyków, bełkotów, śmiechów i muzyki. Nie spojrzał nawet ukradkiem w kierunku mężczyzny, który odszedł od kontuaru i wyszedł z knajpy.
- Podać coś? – zagadnęła cycata dziewka barowa.
Drow odpędzająco machnął na nią ręką, na co ofuknęła go. Wypił wszystko, wstał i podszedł do baru.
- Co poda...?
Dłoń drowa zręcznie przesunęła po ladzie garść monet w kierunku kaczmarza.
- Chciałem spytać o elfa – szepnął drow. – O tego, o którym przed chwilą rozmawialiście.
- Aaa, właśnie mówiłem; był tu wczoraj, jeszcze przed tą straszną burzą, wypił z cztery kufle, jak na elfa łeb ma twardy, trzymał się nieźle...!
- Nie o tego elfa! – warknął drow. – O tego drugiego!
* * *
Kall`eh; Drow u boku to zło, ale drow który naraz znika jest jeszcze gorszy! Podejrzewasz, że drow coś kombinuje, lub też potrzebuje pomocy. Postanawiasz go odnaleźć. Wyruszasz tam, gdzie widziałeś go po raz ostatni. Bulb, chlup, chlup... Wokół jest bardzo ciemno, cicho i spokojnie. W ciszy słychać tylko dziwny, urywany rechot żab, ciche pluśnięcia. Pobojowisko nosi liczne ślady – złamane gałązki, konary i dziurę w pniu po czaszce która własnoręcznie zmasakrowałeś. W bagnistej ziemi odnajdujesz jednak ślady, które, jak sądzisz należą do drowa. Prowadzą w głąb bagna. Przez moment sądzisz, ze to ślady nieumarłych, ale jednak nie. Chyba Ray`gi po prostu lubi kąpiele błotne... Odnajdujesz w okolicy drzewo z którego gęsto zwieszają się liany. No, to masz kawał porządnej liny!

http://lh5.ggpht.com/_f0YgQSc363w/SH...fdMo/liany.jpg

W okolicy jednak nic się już nie błyszczy. Bystry elf zgarnął chyba wszystko! Z liną ruszasz śladami drowa. Jego sposobem – brodzisz po szyję. Po drzewach może wygodniej...? Powyginane grube konary tworzą niemal nadziemne chodniki.

Wszyscy; Zapada zmierzch. Do tego pogoda gwałtownie się psuje...


Musicie polegać na świetle błyskawic i błędnych ogników.

A przede wszystkim na oczach towarzyszów. Na oczach elfów. Krasnolud wybył. Znów o jednego mniej...

Tym razem Barbak został przewodnikiem. Szliście na północ przez moczary...
- Nie!... Nie, nie, nie, cofnij się...!!!

Barbak: Usłyszałeś ostrzegawczy krzyk, krzyk kobiety. Przystanąłeś odruchowo, zdumiony. Zanim jednak przeanalizowałeś ostrzeżenie, poczułeś że jakaś wielka maca owinęła się wokół twoich nóg, ściskając je razem, a sekundę później straciłeś równowagę i wymachując rękoma z plaśnięciem padłeś na plecy. Maca tymczasem silnie ciągnęła cię po ziemi, zdezorientowany biłeś ramionami po rozmokłej ziemi, próbując się czegoś chwycić. Sunąłeś plecami o śliskiej od deszczu trawy, aż maca bez trudu uniosła cię w powietrze. Dyndałeś teraz głową w dół, fruwałeś wokół, a maca niosła cię gdzieś beztrosko! Aż przestała cię szarpać, wisiałeś nieruchomo. Otworzyłeś oczy i ujrzałeś... twarz speszonej kobiety! Tyle, że do góry nogami. Znaczy ty byłeś do góry nogami. A ona stała nieruchomo, przyparta do pnia wielkiego drzewa, jej ciało pooplatane było grubymi zielonymi pędami i korzeniami, tak, że chyba nie mogła się ruszyć.
- Święte licho...! – wydukała, wpatrując się w ciebie wielkimi oczami. – Spokojnie, ostrożnie, nie szamocz się, bo ją rozzłościsz...!
Była elfką, bardzo elfiastą. Wysoka, szczupła, długie uszy. Długie do pasa, proste, jasne włosy i długa grzywka z trzema tajemniczymi pasemkami czerwonych włosów po lewej. Nosiła zwiewne, fioletowe szaty adeptki magii – koszulkę o długich, szerokich rękawach odsłaniającą brzuch, oraz... średnio pasujące do kompletu, ale za nowiutkie, czarne, lniane spodnie z krótkimi nogawkami sięgającymi ledwo za kolana długich nóg. Czarne buty ze skóry nie były sandałami adeptki magii, ale za to były bardzo elfiaste i wygodne w dziczy. Na nadgarstkach nosiła dziwne obręcze-bransolety z białego złota, idealnie dopasowane, przypominające poniektórym kunsztownie rzeźbione płaskie kajdanki przylegające sztywno do rąk. Prezent od przyjaciela otrzymany w dniu narodzin...
Tym, co najbardziej rzucało się w oczy w wyglądzie elfki, było jej zielone, lewe oko. Prawe oko zasłonięte było czarną opaską, a ta z kolei chowała się za czesaną na bok grzywką.



Wszyscy; W pierwszej chwili pomyśleliście, że wasz ork-przewodnik potknął się czy pośliznął. Z impetem pojechał jednak po ziemi, próbując odruchowo chwycić się czegoś rękoma i zrozumieliście, że coś go trzyma i ciągnie! Po chwili już wasz przewodnik zniknął za pniem grubego drzewa! Pognaliście tam, by zobaczyć co się stało i...!



Gigantyczna najwyraźniej mięsożerna roślina pędami-lianami i korzeniami więzi waszego kolegę i... jakąś elfkę! Was tymczasem próbuje połknąć w całości! Jak na roślin atakuje z zaskakująca szybkością, po prostu próbując pożreć was wielką paszczą!

* * *
Kall`eh; ....Chlup, chlup.... Gah. Deszcz! Zgubiłeś trop drowa. Siebie też zgubiłeś. Gdzie u diabła jest tu jakaś ścieżka, reszta drużyny?! Błędne ogniki dezorientują cię, bagienne opary i deszcz nie ułatwiają zadania. Szlag by no...!
Huh...?
Zauważasz nagle połyskująca w ciemnościach, srebrną niteczkę, zwisającą z gałęzi drzewa. Podchodzisz tam, delikatnie łapiesz srebrny włos w dłoń... Włos drowa...! Nie, zaraz... coś długi... to chyba nitka...?
Znieruchomiałeś. Spojrzałeś w górę.

http://fc51.deviantart.com/fs39/f/20...lyssesAIII.jpg

- Ssssshk...!
Ożesz...!!!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.

Ostatnio edytowane przez Almena : 27-02-2009 o 20:19.
Almena jest offline