Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2009, 10:29   #98
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Po nieco ostrej wymianie zdań z Tyburcjuszem, Julian zdołał się uspokoić. Było to po części spowodowane tym, że póki co mężczyzna nie odpowiedział, a także tym, że Julian w międzyczasie zdołał się zaopiekować Aleksandrą, co odciągnęło jego uwagę od jasnowidza.

Zanim wybuchł kolejny spór, przemówiła Dominika. Sprowadziła także z sobą Horacego i innego mężczyznę, którego później chłopak poznał jako Girrę. Wampir zasłaniał swoją męskość dłonią, co nie uszło uwadze blondyna. Nie wiedzieć czemu, zgromadzeni zauważyli na jego twarzy kolejny rumieniec.

Chłopakowi było po prostu wstyd. Horacy miał prawo tak się ubierać (lub nie ubierać) jak miał na to ochotę. Jeśli nie przeszkadzało mu to, że jest nagi, to nikt nie miał prawa mu robić wyrzutów. Tymczasem do Thagortu przybyli oni, Biała Róża, i już zaczynali robić swoje porządki. Ktoś z jego towarzyszy powinien zwrócić Horacemu uwagę, ze nie musi się zasłaniać.

Po prostu, Juliana krępowała nie tyle sama nagość Horacego, do której zdążył już przywyknąć, co fakt, że przez zasłanianie się wampir zwracał uwagę na brak swojego stroju. Chłopakowi byłoby znacznie łatwiej, gdyby Horacy nie zasłaniał się, a inni nie robili z tego powodu jakiejś afery.

Chciał tylko, żeby wszyscy zachowywali się normalnie.

Z przemowy kobiety (w czasie której Julian cały czas był czerwony na twarzy) nie wynikało nic nowego. Julian i tak wiedział od Horacego, jak wyglądała sytuacja. Było jednak coś, czego blondyn nie wiedział.

Mike zabił. Zabił innego członka własnego stada. Wieść ta była tak nieoczekiwana, że chłopak zamrugał oczami, nie wiedząc, co zrobić. Rozejrzał się w koło, ale byli wszyscy. Nie brakowało nikogo poza Mike’m. Kogo więc mógł zabić? Czyżby to była jakaś pomyłka? Choć myślał intensywnie, nie docierało do niego znaczenie słów wypowiedzianych przez Opiekunkę.

Kolejne zdania również były niezrozumiałe. Jonathan i jakiś powrót? Lecznica moc błota, większa niż się spodziewano? Blondyn otworzył usta, zdziwiony. W tym momencie jego twarzy wyglądała naprawdę ciekawie, niczym brakujące ogniwo pomiędzy człowiekiem a małpą.

W końcu, nawet do niego dotarł sens słów Dominiki. Był wściekły. Mike, któremu tak ufał, okazał się zwykłym zabójcą, nic nie wartym pomiotem, którego trzeba było pilnować, by nie atakował innych ludzi. Gdyby nie byli w Thagorcie, to Jonathan by umarł. Ale Sheff nie wiedział o tym, gdy zabijał. Złamał przykazanie Boże, najważniejsze w całym dekalogu. Nie zabijaj. Przykazanie, którego uczą się dzieci w przedszkolu. Każdy je zna, każdy.

Poza wielkim biznesmenem.

Wzrok Juliana natknął się na Tyburcjusza. Cały gniew, zawód i wściekłość, która w nim narastała, znalazła ujście. Podszedł do mężczyzny, który nie spodziewał się, że to małe, niepozorne dziecko kiedykolwiek obdarzy go takim wzrokiem. Niebieskie oczy Juliana wyglądały, jakby płonęły. I rzeczywiście, w pewnym sensie to właśnie robiły.

- Ty! Ty!- wysyczał, niebezpiecznie zbliżając się do Tyburka. – Ty mały, tępy, nic nie warty, szatański darmozjadzie! Widzisz że jest bezpieczny? WIDZISZ, ŻE JEST BEZPIECZNY!!!- wydarł się, tuż przy twarzy mężczyzny, energicznie wymachując dłońmi. –Zabił człowieka, siedzi w więzieniu, ma proces o zabójstwo, omal nie zamordował Jonathana, A TY TWIERDZISZ, ŻE JEST BEZPIECZNY?!

Mimo krzyku, gniewu i szczerej chęci skrzywdzenia Tyburcjusza, Julian wcale się nie uspokajał. Wręcz przeciwnie, nakręcał się coraz bardziej, zamieniając się w groteskowy obraz samego siebie. Dalej miał bladą skórę, dalej miał swoje piękne, błękitne oczy i blond czuprynkę, ale każdy, kto na niego spojrzał, widział bardziej szatana niż aniołka, za którego zazwyczaj uchodził. Wściekły, zaczął kłóć „jasnowidza” swoim palcem, boleśnie stukając go w klatkę piersiową.

- Masz czelność przychodzić tu, pieprzyć o Bogu, udawać takie niewiniątko! Kim ty jesteś! Kłamcą, nic nie wartym robakiem, prochem u naszych stóp! Nie zasługujesz nawet na to, żebyśmy na Ciebie patrzyli! Ty żałosny, cholerny satanisto! Jeśli jeszcze raz Cię tu zobaczę, to wyłupię Ci te twoje jasnowidzące oczy, wepchnę do gardła i…

Następna minuta upłynęła Julianowi na krzyczeniu wprost do ucha biednego Tyburka długiej wiązanki przekleństw, która zawierała w sobie zarówno Thagorckie słowa, polskie epitety jak i łacińskie, szczegółowe opisy wyrywanych wnętrzności. Nikt nie spodziewał się, że w tym chłopaku może drzemać taka agresja, a najmniej sam zainteresowany.

Jeszcze nigdy nie natrafił na takiego kłamcę. Chciał się wkręcić do stada, okłamując ich wszystkich i żerując na tragedii Mike i Jonathana. Nie miał za gorsz honoru, uczciwości. Byłby gotów zrobić wszystko, byleby stać się częścią Białej Róży.

Nie ufał im, traktował ich jak zabawki. Nie mógł przyjść i powiedzieć wprost, że ma jakiś problem. Musiał robić za jakiegoś cholernego jasnowidza, jakby bał się, że nie uzyska pomocy. Jakby sądził, ze są kolejna Hydra, która pożre go w najmniej spodziewanym momencie.

Czy naprawdę byli aż takimi potworami, by trzeba było ich oszukiwać?!

W końcu, ktoś odciągnął agresywnego nastolatka od Tyburka. Możliwe, że zrobił to sam Horacy. Julian wiedział tylko, ze coś chwyciło go mocno i odciągnęło. Wiedział też, że walczył szaleńczo, by wyrwać się spod uścisku i nakrzyczeć jeszcze Tyburcjuszowi, co sądzi o nim, kłamstwom, którym się dopuścił, wyszukanej pozie i mózgu, będącym najpewniej wielkości jego przyrodzenia.

Tak, Juliana nie należało oszukiwać. Zwłaszcza, gdy chodziło o życie i zdrowie jego przyjaciół.

Miał dosyć. Przychodził tu, oferował swoje nic nie warte braterstwo i miał się jeszcze za takiego pobożnego, żeby mówić Julianowi, czym jest szatan. Dzieciak doskonale wiedział, kim jest lucyfer. Nie zdziwiłby się, gdyby miał jednego przed sobą.

W końcu jednak, nawet on się uspokoił. Ręce, które go trzymały, zwolniły uścisk, a blondyn dyszał ciężko, próbując złapać oddech. Był bardzo zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Usiadł na ziemi, biorąc głębokie wdechy i wydechy, zarówno po to, by się uspokoić, jak i po to, by nabrać sił.

Po małym ataku furii, jakiego ofiarą padł Julian, przemówił Horacy. Z tego, co mówił wynikało, że Tyburcjusz nie był w ciekawej sytuacji. Okrutna wampirzyca miała w nim zarówno kochanka, posłańca jak i zbiornik krwi. Nie miał żadnych praw, był na łasce swej mrocznej kochanicy.

Julianowi zrobiło się trochę żal mężczyzny. Stada traktowały go jak niewolnika, nie miał praw, mógł zginąć w każdej chwili. Bał się Miji, wampiryzmu i całego tego miasta. To oczywiste, że uznał, iż wszystkie stada go nie szanują. Miał powody, by wymyślić te swoje kłamstwa.

Ale czy naprawdę musiał wykorzystać ta całą sytuację, która zaszła pomiędzy Mike’m a Jonathanem? Czy nie mógł wymyślić czegoś, co by miej zraniło uczucia Białej Róży? Czy musiał wyjść na takiego egoistę?

A co, jeśli zawsze taki był?

W międzyczasie Stado dowiedziało się kilku mniej lub bardziej istotnych rzeczy. Prawa Idvy były oczywiste i Julian nie zwrócił na nie większej uwagi. I tak żył tym kodeksem. Nie kradnij, nie zabijaj, nie kłam. To podstawa życia każdej większej społeczności ludzkiej. Fundamentalna, oczywista sprawa.

Ciekawe było, kto był tak bezgranicznie oddany Idvie. Może Julian był przewrażliwiony, ale z wypowiedzi członka Smoczego Kła wynikało, że była to jedyna osobą, którą Idva kochała. Ciekawe, zważywszy na to, ze podobno kochała wszystkich.

Słowa "podobny do nas" były ciekawe. Okazało się, że Biała Róża jako jedyna była złożona z ludzi. Nie wiedzieć czemu, Julian nie przejął tym się. Całe stado złożone z wampirów, ognisty pies, Hydra. Dziwne było tylko to, że wcześniej w mieście nie było ani jednego człowieka należącego do Stada. Strach pomyśleć, przez jakie męki przechodzili tu ludzcy Towarzysze.

Julian jeszcze raz zastanowił się nad trudną sytuacją Tyburcjusza. Posłał wszystkim przepraszające spojrzenie. Naprawdę było mu wstyd z powodu sceny, którą zrobił. Nawet na Tyburcjusza patrzył trochę bardziej przychylnym wzrokiem, jakby chcąc mu wynagrodzić atak skierowany na jego osobę.

Co nie zmieniało faktu, że miał zamiar go obserwować…


_______________________
Julian siada na ziemi przed wypowiedzią Horacego odnośnie Tyburcjusza. Akcja kończy się wtedy, gdy kończy się post Lhiannan. W całym zamieszeniu niewiele go interesuje "jakieś Ivet".
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 28-02-2009 o 15:12.
Kaworu jest offline