Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2009, 18:29   #100
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Przez cały czas, gdy Julian krzyczał na Tyburcjusza, ten nie reagował. Stał tam, jak jakiś pozer, z rękami w kieszeniach, nie zwracając uwagi na Juliana, jego krzyki, zarzuty, nawet na palec, boleśnie wbijający się w ciało. Nic, kompletnie nic. Jak posąg, który nie był zdolny, by okazać uczucia.

Nie, mężczyzna nie był posągiem. Wszystko co robił służyło tylko i wyłącznie jednemu- jak największemu wkurzeniu dzieciaka. Trzeba przyznać, udało mu to się wyśmienicie. Jego brak jakiejkolwiek reakcji tylko bardziej rozwścieczył blondyna.

Kiedy chłopak wreszcie się uspokoił, nadeszła kolej Tyburcjusza. Młody od razu widział, ze coś jest nie tak. Towarzysz był dalej tak samo spokojny, ale w jego oczach było coś, co wręcz krzyczało chęcią ośmieszenia Juliana.

- Zapalisz?

Tyburek bezczelnie kucnął obok niego, oferując chłopakowi papierosa. Twarz młodzieńca natychmiastowo przybrała ten sam gniewny wyraz, co przedtem. Jednak, nie odpowiedział nic. Tylko patrzył na niego, pragnąc zabić mężczyznę wzrokiem. Z trudem powstrzymał się od innych działań.

Nie palił, i było to widać doskonale. Wiedział o tym każdy, kto tylko na niego spojrzał. Każdy. Uważał ten nawyk za zły, niszczący zdrowie i portfel wynalazek chorych farmaceutów. Wiedział, jaki ma niszczący wpływ na życie, i jak bardzo uzależnia. Nie był głupi i nie miał zamiaru dać się wciągnąć.

Więc czemu ten cały Tyburcjusz oferował mu papierosa?!

To był jednak nie koniec działań Towarzysza. Najpierw spytał, co Julian ma do niego, a potem zasugerował, by nie krzyczał podczas udzielania odpowiedzi.

Miał czelność mówić Julianowi, co jest kulturalne! On, który kłamał od samego początku znajomości, wykorzystał Mike i teraz bezczelnie kpił sobie w żywe oczy z Juliana! Co więcej, nagle stał się ekspertem w sprawach moralności, który tłumaczył Julianowi, że nienawiść jest zła. „Nam nie wolno nienawidzić”. Znalazł się prawdziwy katolik, zbawca młodszego brata w wierze.

Tego było za dużo. Blondyn wstał, dalej mierząc Tyburcjusza wściekłym wzrokiem.

- Jesteś zwykłym, nic nie wartym kłamcą. Przychodzisz do nas, błagając o litość, a za plecami okłamujesz nas. Jesteś na tyle bezczelny, że nawet teraz kpisz ze mnie. Zapamiętaj. Nie jesteś katolikiem. Nie będziesz mówił mi, co jest dobre a co złe. Nie jesteś dobrym człowiekiem, wykorzystałeś czyn Mike do własnych celów, robiąc nam fałszywą nadzieję. Jeśli cokolwiek widzisz, to Twoja moc pochodzi od samego Szatana.- stwierdził lodowato zimnym głosem, patrząc na Tyburcjusza z pogardą. Jednocześnie odsuwał się od niego, powoli, krok po kroku, cały czas zwrócony do niego twarzą. Chciał, żeby mężczyzna wreszcie zrozumiał, jakie panuje o nim zdanie w tym pomieszczeniu.

- I najważniejsze. Nigdy, przenigdy nie będziesz jednym z nas. Jesteśmy Stadem Białej Róży, wspieramy się i szukamy drogi do domu. Nie ma wśród nas miejsca na człowieka Twojego pokroju. Wracaj do Miji, na nic innego nie zasłużyłeś.

Może słowa te nie byłyby tak bardzo niemiłe, gdyby nie były wypowiedziane pod wpływem emocji. Julian kochał ludzi i chciał, by byli szczęśliwi. Ale jeśli ktoś był zły, to nie powinien szukać w jego osobie wsparcia. Zwłaszcza, jeśli nie okazał skruchy. Tyburcjusz pokazał, jaką jest osobą. To kłamliwy, mający się za lepszego od innych manipulant, który w dodatku w ciągu pierwszych kilku chwil znajomości z Julianem zaczął z niego kpić. Po co tu przyszedł, jeśli nie po to, żeby zacząć współpracować z Stadem i pokazać, jaki jest przydatny?

Julian nie wiedział. Ale wiedział, jak odpędzić delikwenta.

Blondyn przycisnął ręce do piersi, skupiając się na swej więzi z Bogiem. Jego czuprynka lekko zafalowała, gdy z jego piersi zaczął się wyłaniać powoli kształt skrzydlatej istoty. W końcu, proces się zakończył. Na rękach Juliana spoczywał piękny… nietoperz?


Tak, istota z całą pewnością była nietoperzem. Posiadała błoniaste skrzydełka, miękkie futerko i, co wywołało groteskowy uśmiech na twarzy Juliana, długie, ostre ząbki. Chłopak podniósł dłonie, wypuszczając ssaka, by sobie polatał wokół pomieszczenia. Wyczuł, jak fale dźwiękowe się odbijają od ścian, obiektów i ludzi, po czym wracają do jego wrażliwych uszu.

Zaczął krążyć wokół człowieka, który stał naprzeciw niego. Tak na wszelki wypadek…
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 02-03-2009 o 14:14.
Kaworu jest offline