Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2009, 18:04   #16
Sulfur
 
Sulfur's Avatar
 
Reputacja: 1 Sulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumnySulfur ma z czego być dumny
Czarną od gęstych, nabrzmiałych wodą deszczową chmur zatokę rozjaśniały teraz otwarte na oścież Drzwi, z których zdając się nie niemożliwym do zagaszenia biło niebieskawe światło.

Złotowłosa dziewczyna stała u ich progu, mrużąc delikatnie oczy, oddychając spokojnie. Widziała jak jeszcze przed chwilą kobieta w białej sukni znikła tuż za nim, skorzystawszy uprzednio ze złotego klucza, który obecnie spoczywał sobie nieświadom niczego w mosiężny zamku. Zastanawiała się czym było to zimne, mrożące strachem krew w żyłach tchnienie, do ostatniej chwili pędzące za czarnowłosą. Ono też nie pozostawiając po sobie śladu podążyło ku świetlistej masie Drzwi.

W głowie cały czas słyszała pozostawioną przez Aster wiadomość. Rozumiała, że nie może zawieść swojej mistrzyni, widziała, że mimo iż jej podróż wydawała się bezsensowna nie ma prawa rezygnować jeszcze przed jej rozpoczęciem. Ale z drugiej strony... Te Drzwi... O nich nie było mowy. Przecież coś mogło się nie udać, mogła trafić do zupełnie innego miejsca niż powinna, znaleźć się w jeszcze większym niebezpieczeństwie.

Nie, Aster wiedziała co robi.

Zaciskając pięści do bólu, zamykając drżące powieki rzuciła się ku przodowi, ku niebieskawej ścianie światła. W pierwszej chwili nie poczuła nic szczególnego, dopiero potem, gdy stopy miały już dotknąć, a oczy powoli przekonywały się do spojrzenia na nowe otoczenie, stało się to czego nigdy by się nie spodziewała. Ona... najpierw usłyszała huk, a potem... poczuła, że jej nagie pośladki stykając się z zimną, twardą powierzchnią.

Otoczenie rozbrzmiewało coraz to nowymi, nieprzyjemnymi odgłosami, jasne światło Drzwi, przeciskające się do oczu znikło, a w jego miejscu pojawiła się blada czerwona poświata.

- Witaj, ślicznotko, co robisz w tym przybytku nędzy? - tuż obok siebie usłyszała rozbawiony, nieco zachrypnięty męski głos.

Pięknie...

Będąc pewna tego co zaraz zobaczy otworzyła oczy. Zamarła. Wyobrażenie nie oddawało należytego charakteru tego miejsca...

Kilkanaście metrów poniżej barierki na której siedziała ścieliło się rozległe, doszczętnie zniszczone miasto. Niebo, całe spowite w szaroburych chmurach kwaśnego dymu przybrało odcień głębokiego obsydianu. Nad olbrzymim kraterem średnicy kilkunastu metrów co chwilę przelatywał warczący, metalowy ptak, do spodu którego grubymi linami przytroczono matowe skrzynie oznaczone symbolami czerwonych krzyży na białym tle. Nad okolicą przetaczały się głuche odgłosy wystrzałów i wybuchów.

- Nie przywitasz się ze starym pułkownikiem?
- CO?!

Dopiero teraz poraził ją fakt iż nie jest sama. Z wrażenia o mało nie spadła w dół - na miejscu utrzymała ją silna dłoń zaciskająca się nagle na jej nagim ramieniu.

Nagim... Oż psiamać! Była naga! Zdjęta nagłym strachem i poniżeniem odtrąciła gest pomocy i skuliła się zasłaniając co bardziej intymne miejsca.

- Spokojnie. Masz.

Siedzący obok mężczyzna, ku ogromnemu zdziwieniu dziewczyny podał jej swój połatany płaszcz, którym natychmiast się owinęła, po czym zamilkł wpatrując się w odległy horyzont, w lśniącą gdzieś w oddali powierzchnię wody. Odziany w wystrzępione szmaty, z wypchaną torbą na ramieniu, z twarzą nieprzestępną i obojętnością się na niej malującą.

Ona też milczała. Czując na skórze szorstki materiał płaszcza, zatapiając się w rozpaczy.

Szary metalowy ptak, nieznacznie tylko odcinający się na bezkresie obsydianowego nieba, stał się tylko malutkim punkcikiem.

- Co to za miejsce? - zapytała w końcu.
- Nowy Jork, rok 2011. - odpowiedział sucho.
- Co tu się stało?
- Społeczeństwo próbując zdobyć pożywienie trochę za bardzo się rozpędziło. To co widzisz jest efektem interwencji rządu, którego też odrobinę za bardzo poniosło – nie spoglądając na nią powiedział. - Teraz prześcigają się w organizowaniu akcji humanitarnych, za chwilę na ich ustach pojawią się na nowo słowa: "wolność" i "demokracja", nic nowego ślicznotko.
-Jesteś człowiekiem? - czując godzące ją igiełki strachu zapytała patrząc się wprost w okalaną przez kilkudniowy zarost, umazaną twarz mężczyzny obok.
- A czym innym ma niby być?
- Aniołem? - szepnęła cicho.
- Danie ci kawałka wyświechtanej szmaty nie czyni mnie aniołem.
- Nieważne...

Ponownie nastała cisza. Nie chciała dopuścić do siebie prawdy, wierzyła, że zaraz coś się stanie, że poczuję na ramieniu ciepłą dłoń Aster. Usłyszała jednak tylko ciche westchnienie mężczyzny obok.

- Ech... Nadzieja matką głupców...
- Co? - wykrzyknęła zaskoczona słysząc własne, wypowiadane na głos myśli.

Cholerny jasnowidz...

- Nic, wspominałem sobie. A tak w ogóle skąd się tu wzięłaś? Naga, z jakimiś skrzydełkami roboty na plecach, rozprawiająca o aniołach, hę? - burknął z cicha nie racząc jej nawet spojrzeniem.

Nie słuchała go. Czuła, że coś się właśnie skończyło. Czuła, że jej świat mimo wszystko upadł, że już nigdy nie powróci. Że...

- Muszę iść. Ja... Ja... Jestem Aniołem. - spojrzała w rozwarte ze zdziwienia oczy starego pułkownika i odbijając się od metalowej barierki, zrzucając z siebie szary płaszcz rozpostarła skrzydła i uderzyła nimi powietrze. Poleciała. W stronę zachodzącego nad Ludzką Krainą słońca. Ku Przeznaczeniu...

***

Tego samego popołudnia przecinająca w pośpiechu, spowity kurzem, niewielki plac kilkuosobowa grupa zatrzymała się podnosząc zdumione twarze ku niebu. W świetle zachodzącego słońca ujrzeli nagą sylwetkę kobiety, nie, anioła. Padły strzały. Chwila nieuwagi kosztowała ich życie. Z ręki jednej z podziurawionych kulami postaci wypadła walizka i uderzając w usiany dziurami bruk otworzyła się. Z jej wnętrza, gnana wiatrem uleciała większość papierów i dokumentów. Został tylko jeden. Pisemny nakaz odpalenia wszystkich rozmieszczonych w Stanach Ameryki Zjednoczonej ładunków jądrowych.

Rozkazy nigdy już nie zostały spełnione, złotowłosa dziewczyna, o nie do końca wykształconych, szarych skrzydełkach uleciała ku nieznanemu.

Czasem jeszcze, w odrodzonym po latach świecie ludzi, rozbrzmiewa opowieść o dwóch Anielicach, po zachodzie słońca przelatujących nad miastami. Słyszy się obce melodie zasłyszane podobno z ich ust, widzi się piękne grafiki na pierwszych stronach gazet, ale tak naprawdę... nie uznaje ich prawdą. A one Gdzieś Tam są...

Gdzieś Tam.
 
Sulfur jest offline