Stary myśliwy przeczesywał właśnie swoje tereny łowieckie, z bawarską mycką, szelkami i przykrótkimi spodenkami raźnie podskakiwał wśród polnych kwiatów, gwiżdżąc raźnie w takt swoich kroków
-Ah Albercik, Ty to tęgi łeb jesteś! - Odparł z dumą sam do siebie - Uciec z Kosowa w Alpy to wspaniały pomysł! A dziś zjemy sobie Miedwiediewa! -W starczych oczach błysnął obłęd, rodem z mroźnej Syberii.
Tymczasem gdzieś w bujnych lasach, zapierdala misiu Jogi.
Obija się biedaczysko o krzewy, pysk zarośnięty od tygodnia, zielona czapeczka z oberwanym daszkiem ledwie zasłania nieprzystrzyżoną grzywkę. Po kilku metrach Misiu Jogi przystał na chwilę, rozejrzał się na lewo i prawo, jakby bał się, że ktoś go znajdzie. Gdy nabrał już odrobiny pewności, że nikt go nie obserwuje, wyciągnął zza pazuchy Leśny Dzban ze sfermentowanych jagód i zaciągnął się tak bez pamięci, że aż jabłko Adama odbijało się to raz od gardzieli a dwa od obojczyka. Wtem właśnie w najmniej spodziewanym momencie wparował Bubu, odwieczny kumpel Jogiego.
-Jogi! Ty skubańcu, pić nie możesz, co lekarz powiedział?
-Nicc, mnieee to nieee intereerere... - Odpowiedział zgodnie z swoim sumieniem.
-Jogi masz wszyte tabletki pod futrem, alkohol Cię może zabić!
-I o to hoci... Nie potszebny nikomu jezdem... - W tym miejscu wziął resztę dzbana na hausta
-Jak możesz tak mówić? Czy nasza przyjaźń, zupełnie nic dla Ciebie nie znaczy?
-Zobaa. Ni ma! - Zmartwiony pustką dzbana najpierw zajrzał okiem do środka butelki, a później na poparcie swoich słów przechylił pustą butelkę tak, aby i Bubu mógł podziwiać ten zadziwiający fenomen natury.
Tym o to stwierdzeniem Jogi wybił swojemu przyjacielowi ostatni oręż by przemówić mu do rozsądku, wieloletni przyjaciel machnął łapą na wrak który pozostał z jego przyjaciela i poszedł w przeciwną stronę.
Jogi pozostał sam sobie, bez przyjaciela, bez oparcia na jakie mógł liczyć, no i bez leśnego dzbana.
Potężny miś niewzruszony tymczasowymi niedogodnościami ruszył dalej slalomem między drzewa przed siebie.
Długo szedł, i pewnie szedłby tak długo do póki by mu się film nie urwał, ale traf chciał że wszedł....
-OOO KUUUUR!!! - Wydarł się Jogi, w pierwszej chwili myśląc, że jest w amazonce i piranie go wcinają, ale nie to było coś znacznie gorszego
To był uchodźca z Kosowa.
-Wpadłeś w wnyki Albercika, grubasku! - myśliwy zaczął misia gładzić nożem w okolicach serca - A może pogłaskać Misia po brzusiu?
-BUBU!! BUBU! Ratuj! - Usłyszał wołany w oddali, wracając w najbliższa stronę do Monachium, gdzie już miał rezerwację z powrotem do parku Yellowstone
-Pewnie znowu pijak ma delirium... Szkoda faceta.
-BUBU!!!....
Jaki morał z tej historii? Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą
I teraz kadr z mojego ulubionego filmu: