Siedzicie wewnątrz „Kichającego smoka” – najedzeni, lecz niewiele mądrzejsi niż godzinę czy dwie wcześniej. Ledwo przyzwyczailiście się do życia w Sigil a los rzuca Was na wyspę Kedros, do miasta Rangaard, w świecie Lavondyss (czy to nazwa kontynentu – sami nie wiecie, czy wierzyć Araakowi czy Rufusowi). Sześć osób w jednym miejscu, wszystkie przeniesione tu przez różne portale – o tym nie słyszeliście. A może siedem; w końcu torba – sądząc po zawartości - należy do kogoś, kto przebywał kiedyś w Sigil.
Wyspa oddalona od kontynentu nie daje Wam nadziei na szybkie wydostanie się z niej. Pomimo, że mieszkańcy przyjęli Was dość przyjaźnie, Rangaard jest tu jedynym ludzkim siedliskiem – aczkolwiek nie jedynym siedliskiem istot rozumnych. Z opowieści Rufusa i Araaka można wnosić, że takich istot jest całkiem sporo. Miasto wygląda na dość „cywilizowane”, macie więc szansę dowiedzieć się to i owo o miejscu swego – może dożywotniego - pobytu. Choć może rodzime wyspiarskie stworzenia będą wiedzieć o Zhuath no'ma więcej, niż zwykli przybysze? Góry, lasy, pola, plaże, rzeki i morze. Każdy z Was znajdzie tu miejsce dla siebie. Pod warunkiem, że wszyscy są równie mili jak przyzwyczajeni do gości rangaardczycy.
Póki co jednak nie macie się o co martwić - pozwolono Wam zostać w mieście, macie gdzie spać, co jeść, potencjalne źródła wiedzy są również zlokalizowane. Lecz właśnie teraz, gdy pierwsze zaskoczenie minęło i poczuliście sie w miarę bezpiecznie odzywają się w Was stłumione dotąd emocje. Wcześniej razem trzymał was strach przed nowością i wspólne przezycia. Obecnie, gdy w zasadzie nie jesteście sobie potrzebni, odzywają się personalne interesy i rasowe animozje. Myśli każdego z Was odpływają w stronę własnych spraw. Frosht'kę zżera ciekawość odnośnie nowych stworzeń zamieszkujących te tereny. Nathiel rozmyśla o morskich wyprawach. Głowę Anzelma zaprząta kwestia nieznanego bóstwa a Phaere znalazła właśnie nowy cel w życiu. Maureen interesuje jedynie powrót do domu, natomiast głównym problemem Basta jest dziwna ociężałość jego myśli, które nie są tak rzutkie jak być powinny i ma on nieodparte wrażenie złego kojarzenia informacji, i przekręcania zapoznanych faktów. Nawet Tiloup mimo, że najedzony, spogląda teraz łapczywie na Calcifera. To mały kruk, mniejszy niż inne tego gatunku - może sobie poradzi?
[user=1509,345]Wspięcie się na dwupiętrowy (oraz dach) budynek poszło Ci w miarę sprawnie. Karczma ma obszerne gzymsy i mocne rynny. Co prawda ludzie dziwnie sie patrzą na Twoje wyczyny ale na szczęscie nikt straży nie wzywa - jeszcze. Ostatecznie nikt nie włamuje się w środku dnia a z wysokości niezbyt widać Twoje egzotyczne rysy. Co do salta wyszło pięknie natomiast... zbyt mało ćwiczyłes ostatnio, lub też dał znać o sobie brak rozgrzewki i bliskośc sniadania. W każdym razie skacząc z niemal trzeciego pietra przeliczyłeś się z siłami. Przy lądowaniu ugięły się pod Tobą nogi czy tez poślizgnąłeś się na bruku - nie wiesz. Wylądowałeś na prawym boku, boleśnie tłukąc sobie rękę, którą próbowałeś się podeprzeć, oraz bark. Czujesz też silny ból w prawej kostce, choć nie wygląda na zwichniętą; raczej nadwyrężoną. PAMIĘTAJ !! Gdy druzyna wyjdzie z karczmy zrob opis całej sytuacji tak, jakby oni to oglądali - czyli lądujesz w zasadzie plackiem przed nimi - choc samo salto Ci wyszło.[/user] |