Albreht poprawił swój strój, wygładził marynarkę i poprawił zawiązaną pod szyją apaszkę. W powietrzu wciąż unosił się zapach wonnych olejków, mający jakby zamaskować odór stęchlizny, ledwie wyczuwalny, lecz wciąż uderzający dla kogoś kto już go wywęszył. Spokojnie zwrócił się w kierunku zaskoczonego mężczyzny. -Jesteś niewinny zbrodni o które cię posądzono. Zwyrodnialcy czekający na parodię, namiastkę kary na jaką zasługują, wymierzyli by na tobie swój wyrok w ciągu zapewne kilku dni które spędziłbyś w tym areszcie. Nie uwolnię cię od ścigających cie psów. Zarówno tych w mundurach, jak i tych które tamci prowadzą na powrozach. Nie mniej, formalnie rzecz biorąc - jesteś wolny... -jego twarz nie wyrażała żadnej emocji. Zdawało się że nie mrugał, co jeszcze bardziej potęgowało wrażenie że stało się twarzą w twarz z jakimś zimnym, pozbawionym uczuć gadem. Widząc zaskoczenie i zakłopotanie rozmówcy, ciągnął wypowiedź dalej.
-Zginąłbyś w tej celi. Nie z ich ręki, to z ręki strażników, wierz mi. Twoje losy już zapisano, teraz tylko możesz postępować wedle tego... bądź zaprzeczyć i skazać się na wieczne potępienie. Stoisz tu i teraz, zapewne myśląc że masz do czego wrócić, że ktoś na ciebie czeka, że ktoś nie wierzy w twoją winę. Nie chcę być posłańcem przynoszącym takie nowiny, ale muszę, tak jak nie mam wyboru kiedy dostarczam wyroki... -Albreht pierwszy raz od dobrej minuty, bardzo powoli mrugnął powiekami. -Nie masz. Ten który odpowiada za te morderstwa zadbał o to. Nic nie dzieje się przypadkiem. Może nie wybrał akurat ciebie, może tylko zastawił sidła za pomocą swoich bluźnierczych sztuczek na dowolnego... maga. Tak czy inaczej, teraz jesteś jednak z nim związany. Czeka cię zemsta, wiem to... -Raymond doczekał się wreszcie końca przemowy nieznajomego. Wraz z nią, jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki, zmienił się ton i wyraz twarzy mężczyzny. -Nazywam się Moroui, Albreht. Jestem tu po to by ci pomóc. W zasadzie najważniejsze już zrobiłem. Teraz pytanie co wolisz. Iść sobie w miasto pounikać strażników, zorientować się że masz na karku wszystkich jego mieszkańców i wreszcie poszukać człowieka który cię w to wrobił? Czy może pomniemy zbędne w obecnej sytuacji ceregiele i zmarnujemy nieco cennego czasu na zapoznanie się, nim razem znajdziemy tę gnidę i wyślemy ją wprost do... do piekła. Hm? -na twarzy Albrehta pojawił się krzywy uśmieszek.
__________________ -Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.
Sate Pestage and Soontir Fel |