Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2009, 09:57   #56
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Ergens in Afrika. Gdzieś w Afryce
Tip van de dood. Dotyk śmierci.


Po krótkich ustaleniach i wstępnym przejrzeniu najbliższych bagaży rozpoczęło się ich wyrzucanie na ziemię będącą kilka metrów niżej. Informacja pana Cook’a; który powrócił z krótkiego rekonesansu; o wielkości drzewa tłumaczyła w znacznej mierze powód, dla którego statek nie spadł na ziemie, tylko zawisł na konarach – pomimo swej znacznej, niewątpliwie, wagi.

„In feite is de informatie van mevrouw bioloog zou zeer nuttig zijn.“ „Faktycznie informacje pani biolog byłyby bardzo przydatne” – pomyślał Patter po raz kolejny sprawdzając umiejscowienie dziennika wyprawy za paskiem. – „Zodra we op de bodem uit te voeren van een nauwkeurige beschrijving van de boom ... Het gedrag van dr. Wilburn is een beetje vreemd ... Als een arts moet worden geraakt aan de extreme situatie ... Het is ook een van degenen die nog steeds een raadsel ... Hoewel het totaal is waarschijnlijk in shock na het ongeluk ... De kan niet worden uitgesloten.” „Gdy tylko znajdziemy się na dole muszę wykonać dokładny opis drzewa… Zachowanie doktora Wilburna jest trochę dziwne… Jako lekarz powinien być przyzwyczajony do ekstremalnych sytuacji… Jest to również jedna z osób, które pozostają całkowitą zagadką… Chociaż zapewne jest również w szoku po wypadku… Tego nie można wykluczyć.”

Większość nadających się do zrzucenia bagaży była już na ziemi. Pod statkiem nie zaobserwowano żadnego ruchu i Lynch postanowił zejść na ziemię… Po chwili zaordynował spuszczenie na ziemię pani biolog. Zadanie umieszczenia nieprzytomnej kobiety na prowizorycznych „noszach”, związanych z kilku lin i krzesełka pokładowego, które odłamało się od podłogi podczas upadku; nie było proste... Patter pozwalał linie przesuwać się po plecach i stanowił tylko oparcie, podobnie jak Whitemoor… Sir Ellis i pan Beyers delikatnie przełożyli nieprzytomną przez otwór i rozpoczęto powolny transport.

Wstrząsy statku nie ułatwiały ustania na ścianie, będącej obecnie podłogą… Polecenie zatrzymania się musiało mieć jakąś przyczynę, jednak Patter nie był w stanie niczego dostrzec… Ellis widział zdecydowanie najwięcej i to on zarządził podciągnięcie lady Doulittel. Przełożenie liny niesprawną ręką było dość skomplikowane (a właściwie bolesne) – Mark był wiec przez chwilę skoncentrowany na czymś zupełnie innym niż otoczenie. Nagła zmiana obciążenia podziałała jak katapulta, w odruchu wyćwiczonym licznymi podróżami zmienił balans ciała i chwycił ręką Beyersa, który znajdował się niebezpiecznie blisko krawędzi otworu… Pierwszym doznaniem, jakie przebiło się przez ból – weterynarza odciągnął lewą ręką i teraz dziennikarz miał wrażenie, że w rękę wbito mu tysiąc igieł – były słowa Mr. Cooka:

- … zamiar chyba zrzucić statek… szybko na miłość boską… - on sam ruszył do maszynowni, nie zważając na kołysanie sterowca.

Tak, faktycznie sterowiec się kołysał, od czasu do czasu słucha było głuche walenie w kadłub…
Mark podniósł się z ziemi w chwili, kiedy Sir Ellis zajmował się ewakuacją panny Chiary i Volty. Sprawdził umiejscowienie dziennika i chwycił najbliższy bagaż. Jego worek został już zrzucony na dół, ale skoro ktoś przyniósł tutaj ten – musiało być w nim coś „wartościowego”… Przynajmniej dla tej osoby.

„Bloody hell, dat ging ...” „Cholera jasna by trafiła…” – statkiem znów zatrzęsło, kiedy wychodził na gruby konar drzewa.

- Idę zobaczyć, co z tamtymi – powiedział Ellis, gdy Patter minął go na konarze.

- Waar leži- eikel? „Gdzie leziesz kretynie?” – zorientował się, że i forma i treść przekazu są nieodpowiednie i powtórzył po angielsku – To nierozsądne, aby tam iść…

Nie wiedział, czy Ellis zignorował jego słowa, czy po prostu ich nie usłyszał w trzaskach, jakie wydawał kadłub statku …



Na drzewie sytuacja wydawała się stabilna… Panna Chiara wykonywała jakieś szybkie szkice. Patter spojrzał, więc w dół i oniemiał: „Wat is dit?” „Co to jest?” – Stojący obok weterynarz również wyglądał na poważnie zaskoczonego, więc Mark zrezygnował z zadania pytania po angielsku…


Rozejrzał po okolicznych drzewach – na sąsiednim zładowała się reszta z ocalałych z ekspedycji… Sytuacja była wyjątkowo… niedobra. Z jednej strony uwięzieni byli na drzewie, z drugiej – rozbity statek był po prostu katastrofą… Fakt, był on doskonałym środkiem transportu… BYŁ i to było najważniejsze słowo… W obecnej sytuacji – byli całkowicie odcięci od świata, gdzieś w sercu afrykańskiej dżungli… A wszystkie zapasy i sprzęt będą musieli przenieść na własnych plecach…

„Expedition jas, die zelf hulp nodig heeft ... Prachtig.” „Wyprawa ratunkowa, która sama potrzebuje ratunku… Pięknie.” – pomyślał Patter starając się nie myślec o bólu lewego ramienia. Zrezygnował z przywiązywania się do drzewa – czuł się dosyć stabilnie, zresztą sam nie potrafiłby tego zrobić.

Zastanawiał się nad możliwościami wyjścia z impasu… Strzały z broni mogły potworowi nie robić większej krzywdy … Nie sądził, aby Lynch nie zdążył wystrzelić lub spudłował… Pozostawała, zatem, tylko opcja, że strzały tylko raniły i rozwścieczyły zwierzę, czy cokolwiek to było… Siedzenie na drzewie było rozwiązaniem tylko chwilowym – prędzej czy później będą musieli zejść z drzewa i stanąć oko w oko z czymś takim… Wyprawa przemykająca chyłkiem po lasach i licząca na to, że niczego nie spotka była całkowicie niepoważna… Jednak w chwili obecnej do tego się to wszystko sprowadzało… Niezależnie, czy zdecydują się na dalsze poszukiwania, czy na powrót na wybrzeże… Powrót na Wybrzeże mógł zresztą okazać się niemożliwy… Pamięć Pattera odszukała fragmenty rozmów sprzed burzy – zmieniono kurs, aby przyjrzeć się wysokiemu, bardzo wysokiemu, płaskowyżowi… Istniało zatem ryzyko, że płaskowyż ten – a przecież na nim się znajdowali – może być odcięty od reszty kontynentu… To tłumaczyłoby też zdziwienie Sir. Cooka dotyczące rozłożystości drzew oraz brak jakichkolwiek informacji na temat „czegoś” na dole – u wszystkich członków ekspedycji… Jeżeli faktycznie tak by było to jedyną opcją wydostania się była podróż powietrzna, czyli… nie było opcji. „Een ander artikel geschreven voor de lade. Helaas is dat laatste.“ „Kolejny artykuł napisany do szuflady. Szkoda, że ostatni.” – pomyślał i się podświadomie uśmiechnął – „Kwam hier in de uitoefening van de grote materiaal. Ik zal een grote ... de lade.” „Przyjechałem tu w pogoni za świetnym materiałem. I będzie świetny... do szuflady.”

Spojrzał jeszcze raz na dół – bestii udało się juz zniszczyć poszycie kadłuba. Statek dosłownie ostatkiem sił wisiał na drzewie.

- Może powinniśmy sami zrzucić statek? Nie wygląda, na to, aby ten stwór zamierzał go zostawić i odejść. Może, kiedy go zniszczy odejdzie? – zastanawiał się na głos Patter – Gdy resztki statku będą na ziemi również nam prościej będzie się dostać do zapasów i sprzętu jakie przewoziliśmy. Podejrzewam, że jedyny strzał, jaki byłby skuteczny to strzał w oko – zgodzi się pan milordzie?
- Het is niet langer een redding expeditie... We begonnen te vechten voor het aan jezelf te ervaren... *- zakończył samemu nie zdając sobie sprawy z faktu, że znów przeszedł na holenderski…

W tej chwili nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że trzech członków ekspedycji właśnie zginęło, a wszystkim grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Panika była tym, czego za wszelką cenę musiano uniknąć… Na to nakładała się jeszcze zmiana układu sił jaka właśnie nastąpiła w ekspedycji... Rozejrzał się po pozostałych - wyglądali nieźle pomimo wszystko. Prawdopodobnie byli w szoku. Sam też odczuwał jego działanie - mózg zepchnął uczucia gdzieś do podświadomości...



* To już nie jest wyprawa ratunkowa... Zaczęliśmy walkę o przetrwanie...
 
Aschaar jest offline