Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2009, 18:17   #48
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Czy to był ten sam Kurt, który siedział u niej na podłodze w pokoju w wytartych dżinsach i pogniecionej koszuli? Tamten Kurt budził w niej rzadkie poczucie ciepła w sercu oraz opiekuńczość, ten zaś... ten, który tak beztrosko zaparkował na trawniku przed wzrokiem całej szkoły, który wydawał się być życiowym zwycięzcą, ba! Nawet zdobywcą... ten człowiek był jej obcy i spowodował, że nastoletnie serce załomotało mocniej.

Nie bardzo potrafiąc się zachować, nawet się nie przywitała, a na słowa Kurta odpowiadała monosylabami. Posłusznie jednak usiadła w samochodzie, na wygodnym, skórzanym siedzeniu oraz zapięła pas. Kiedy mężczyzna nacisnął pedał gazu i ruszyli w kierunku ulicy, Sabine kątem oka zauważyła utkwione w sobie niedowierzające spojrzenia.

No tak, na kursy językowe uczęszczały także dwie jej „koleżanki” ze szkoły i to, te z towarzystwa „gwiazd”, teraz pewnie w ciągu kilku dni wiadomość obiegnie wszystkie szkolne plotkary, że oto dziwadło znalazło sobie chłopaka. Zresztą... może naprawdę tak było?
Zauważając, że się wścibsko gapi na twarz Kurta, dziewczyna spąsowiała i odwróciła wzrok w drugą stronę.

„Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... to przecież nie on.” – marzenie czy może wspomnienie zimnych, niebieskich oczu obniżyło jej temperaturę.

***

Chociaż wciąż czuła się nieco zagubiona, teraz znów była spokojna i mogła usiąść naprzeciwko Kurta w uroczej knajpce, jaką dla nich wynalazł. Naprawdę śliczne miejsce, lecz już po pierwszych słowach towarzysza, Sabine przestała je jakby dostrzegać. Jej wzrok coraz bardziej zwracał się do wewnątrz, by znów utonąć w morzy czerni. Czy mogła jeszcze wrócić? Czuła, że tonie z każdym słowem.

- Może coś jednak zjesz… Moje też stygnie niepotrzebnie…

- Co?!
– omal nie wyskoczyła ze swojego siedzenia, zwracając tym przelotną uwagę kilku osób w lokalu – Och, wybacz.

Kurt uśmiechnął się do niej znowu, a wyraz jego oczu był taki, jak w jej mieszkaniu – pełen nieodgadnionych smutków. Zaprawdę przy nim, to ona sama była tylko namiastką dziwadła.

- Mam wrażenie... jakby coś... ktoś... przykrył płachtą tamte wspomnienia. Czasem widzę jakieś obrazy, ale przemykają one tak szybko, że nie umiem ich wyłowić, a kiedy próbuję... sam widziałeś. Te słowa... pomyślę i... zjem coś.

Jej towarzysz tylko skinął głową, wyraźnie chcąc dodać jej odwagi i ruchem dłoni wezwał kelnerkę.

***


Choć jedzenie w lokalu było nadzwyczaj estetyczne, a także smaczne – jak sama się przekonała – dzióbała widelcem w swojej sałatce greckiej jakby bez przekonania. Jej myśli błądziły wokół dziwnych słów, które przekazał jej Kurt.

- Możesz to jeszcze raz powtórzyć? – zapytała, a mężczyzna bez żadnego grymasu zniechęcenia, oderwał się od swojego posiłku i jeszcze raz wyrecytował:

- „Samotność kapiącej wody trwała przez dwa okresy sopli. Potem przyszli brudni mężczyźni i zerwali moją skórę… Nowa była piękniejsza, ale, dla kogo się przeistaczać? Potem przyszli, z razu zimni i kolczaści, potem coraz cieplejsi i bardziej ułożeni… Żółta ciągle ze mną była, rzadko mnie opuszczała i zaczynałem przynosić jej ciasteczka. Potem niebieski zaczął przynosić złe rzeczy, ale nigdy nie zostawały one długo. Jakie rzeczy… płaskie twarze, martwe postacie… Pieszczek był podobny do Ciebie, bardzo inny, ale cos wspólnego tu jest. To trwało 3 róże sąsiada. Tej nocy pojawił się Szary, był prochem. Karmazynowe rzeki wyschły i kolory zgasły. Było tez przytupniecie… Biała smuga wtargnęła i przytrzymała obłok. Pieszczek przestał być Pieszczkiem… Myślałem, że chciałabym, aby został. Ale on odszedł razem z innymi, którzy potem przyszli i odeszli… Teraz już prawie tego nie pamiętam…”

- Geniuszem nie będę, stwierdzając, że są to chyba urywki wspomnień tego istnienia, które się dopomina mej uwagi. – mówiła cicho, robiąc czasem kilkunastosekundowe przerwy - Kiedy po raz pierwszy powiedziałeś mi, że ta energia mnie poszukuje, myślałam, że to może matka albo ojciec. Zresztą wciąż tego nie wykluczam, ale... te wspomnienia... – zamilkła, przestraszona własnym biegiem myśli.

- Tak? – Kurt już nie jadł, patrzył na nią za to wyczekująco.

- Ja... dlaczego przeżyłam? Byłam bezbronna, a fakt, ze znaleziono mnie na schodach świadczył o tym, że coś widziałam... coś obudziło mnie i wyniosło lub sprowokowało do opuszczenia pokoju.

- Mów dalej, proszę.

- Pieszczek był podobny do Ciebie... te słowa... a jeśli przeżyłam, bo przypominałam kogoś bliskiego mordercy mych rodziców?
– zaczęła cała się trząść i chlipać żałośnie – Co, jeśli to on za mną łazi?!

Kurt poderwał się ze swojego miejsca i nie bacząc na otoczenie ukląkł przy dziewczynie i przytulił do siebie. Jego skóra była taka ciepła, a jego zapach kojący. Łkała cichutko w jego rękaw czując jak ogromny głaz spada z jej serca i nagle widząc małe, chwiejne światełko na końcu tunelu utkanego z czerni zapomnienia.

- Muszę... – wymruczała przez zatkany nos – Muszę tam pojechać... do Berlina. Muszę wreszcie... przestać tchórzyć i dotknąć... dotknąć tamtych ścian...

Widząc, że jej lepiej, Kurt wrócił na swoje miejsce. Jego oblicze było jednak dużo bardziej zatroskane niż wcześniej.

- To, co ci powiedziałem, wiem od istoty, która nie jest związana z tobą w żaden sposób, ani z twoją rodziną czy mordercą. To nie ona cię szuka - tego jestem pewien. Zacytowałem dokładnie, słowo w słowo, to co usłyszałem... Myślę, że to też powinnaś brać pod uwagę... Moja interpretacja tego co usłyszałem już dostatecznie dobrze mogła zniekształcić przekaz...

Nie bardzo wiedząc co powiedzieć, Sabine tylko pokiwała markotnie głową. Jej towarzysz wobec tego mówił dalej.

- Jeżeli chcesz jechać do Berlina - mogę cię tam zawieść nawet dzisiaj... mam tylko coś do załatwienia - zajmie mi to jakąś godzinę, półtorej, i potem możemy jechać. Przed północą bylibyśmy z powrotem... choć nie wiem czy to coś zmieni, czy da ci nowe informacje...

- Rozumiem. Chciałabym jednak... spróbować. Tylko, że w takim razie...zostanę tam na noc. Tylko tak się upewnię... Jeśli mógłbyś... wiem, że już tak wiele tobie zawdzięczam, ale... chciałabym żebyś i ty został ze mną. Naprawdę jeśli tylko mogę ci się jakoś odwdzięczyć... no i oczywiście pokrywam wszelkie koszty.


Wyjęła z torebki plik banknotów i podsunęła koło talerza Kurta, ten skrzywił się wyraźnie i nie ruszył się, nawet nie chciał patrzeć na banknoty. Widać taka propozycja nie tylko była dlań nie do przyjęcia, ale i go obrażała.

- Nie masz za co się odwdzięczać... - odezwał się nadzwyczaj sucho - Powiedzmy, to ja spłacam swego rodzaju dług... Jeżeli chcesz jechać, to jedź ze mną już teraz - wpadniemy tylko w jedno miejsce i możemy potem wyruszyć do Berlina...

- Ja...jasne!
- szybko schowała pieniądze i podniosła się ze swojego miejsca.

W samochodzie skreśliła krótkiego sms-a do ciotki, że jedzie ze znajomymi na spontanicznie zorganizowaną wycieczkę. ponieważ Gertruda sama często urządzała sobie tego rodzaju wypadu, Sabine nawet nie musiała pytać o pozwolenie. Jedynie chodziło o podanie orientacyjnego miejsca pobytu i przypomnienie o karmieniu Puni.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline