Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2009, 07:15   #97
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Athola zdawała się nie dostrzegać dziwnego napięcia, które to owijało się wokół jej kłócących się ze sobą towarzyszy. Możliwe, że po prostu miała to w jak najgłębszym poważaniu, albo było to powyżej jej godności, lub, co najbardziej prawdopodobne, po prostu wytworzyła sobie własną barierę pełną beztroski, która nie przepuszczała niczego, co mogłoby zmazać uśmiech z dziecięcej twarzy kenderki. Z racji na jej nastawienie do życia, to było bardzo możliwe.
Stawiając kroczek za kroczkiem nieprzerwanie kierowała się ku panelowi sterowania, którym zajmował się gnom. Ta oto istotka jawiła się jej, jako ktoś równie zainteresowany otoczeniem jak ona sama, a nie zajmujący się mówieniem jej co ma robić. Chociaż z drugiej strony, jak tak o tym myślała, to coś jej świtało, że wcześniej pokrzykiwał co nieco o powstrzymaniu jej.. ale może tylko wyobraźnia. Na pewno.
Krótki, ledwie widoczny cień niezadowolenia pojawił się na licach Rudej, gdy to ku jej spiczastym uszom dotarł dość niemiły odgłos jaki to wydobywały z siebie zbroje napierających na nich Smokowców. Dokładnie w tym momencie kiedy już się obracała by zobaczyć owych, Wędzonek wcisnął przycisk, który zapewne został wybrany dzięki jakże skomplikowanej selekcji, podobnej do tej użytej wcześniej przez samą Atholę. Już sam fakt, że prądnice przestały działać zdawał się dość dziwny, jednak dopiero po zobaczeniu głównej atrakcji zaserwowanej ich przeciwnikom kenderce usteczka się otworzyły z zaskoczenia, niźli po to by coś powiedzieć. Jej wargi uformowały się w całkiem ładne „o”, które to stopniowo się powiększało, wręcz proporcjonalnie do jej oczu, gdy tak obserwowała wirowanie łuskowatych. To musiało być dla nich taaakie niesamowite i zapewne całkiem zabawne. Zaskoczenie Rudej powoli przeradzało się w świadomość, że też chciałaby tego spróbować. A i wargi jej w uśmiech szeroki się uformowały, co w połączeniu z rozszerzony z podekscytowania oczami tworzyło minę godną jakiego szaleńca.
-Wędzonku, Wędzonku! Ja też tak chc…
Przerwało jej, na szczęście, kolejne wydarzenie, którego głównymi bohaterami byli Smokowcy. Widząc jak ci wykonują majestatyczny lot, a potem uderzają o ścianę, czemu towarzyszyły odgłosy świadczące o połamanych wielu kościach, Atholi zapał nieco.. no.. opadł, krótko mówiąc. Wirowanie, a nawet wymiotowanie jeszcze była w stanie zaakceptować. Ale łamanie czegokolwiek? To pewnie bolało i potem przeszkadzało w poruszaniu się, a oni przecież mieli przed sobą całą przygodę!
-A nie, nie.. już nieważne.
Dodała tak dla zakończenia swej poprzedniej wypowiedzi i niczym niezrażona podbiegła do schodów, które wyglądały jakby już się uspokoiły. Ruszyła nimi w dół zaraz za kilkorgiem swych towarzyszy, przy co kilka chwil przeskakiwała bliżej nieokreślone pozostałości po Smokowcach na stopniach. Nie chciała się upaprać, a przynajmniej nie czymś takim.
- Poddajcie się, a przeżyjecie.
Najpierw usłyszała słowa barda, a dopiero potem dostrzegła łuskowatych , którzy jakimś cudem przeżyli i się całkiem nieźle trzymali. A już szczególnie jeśli chodziło o trzymanie mieczy. Ich reakcja na posłyszaną propozycję, była znikoma, wręcz żadna, jeśli nie liczyć tego, że się po prostu rzucili na najbliżej nich stojących członków drużyny.
Athola zaś rączką, którą akurat nie trzymała hoopaka, sięgnęła ku jednej ze swych sakw, jakby zaraz co, zapewne, jakże niebezpiecznego i siejącego destrukcję miała wyjąć. Bowiem w tej jednej, było nic innego jak kamyczki, służące za amunicję do procy, którą to zwieńczona jest kenderska broń. Mogłaby zaatakować natrętów na odległość i choć trochę im przeszkodzić, gdy to ci bardziej zbrojni z drużyny by ich odpowiednio popieścili stalą. Ale właśnie, mogła przypadkiem trafić kogoś ze swoich, chociaż temu czy owemu by się należało.. tak delikatnie. Zaniechała jednak tego pomysłu i obie dłonie mocno na hoopaku zacisnęła odejmując go od swego ramienia. Co ma być to będzie, a przecież nic nie szkodzi trochę poobijać tych łuskowatych poniżej pasa. Jej rasie używanie takich chwytów nigdy nie przeszkadzało. Jednak, nadal stała w miejscu nie mając zamiaru się na ślepo rzucać w wir walki i chwilowo tylko obserwowała walczących. Zresztą, częściowo też była zajęta rozglądaniem się i szukaniem jakiegoś przejścia do dalszej części tego legowiska Smokowców.
 
Tyaestyra jest offline