Asmodeusz przesłuchiwał się każdemu z Twych słów nie zważając na słowa Azazela: -Nie ma nic innego. Wszyscy inni to marionetki tych którzy odsuwali nas od Jehowy.
Kiedy dane Ci było skończyć, Asmodeusz przeanalizowawszy słowa zabrał głos. -Gdybyśmy mogli zabijać śmiertelników od tak pstryknięciem palcami i gdyby dało to coś w sytuacji Mojżesza to dawno to bym zrobił. Niestety, ten przypadek jest o wiele bardziej zawiły. Zmieniamy bracie przeszłość i Mojżesz ma okazać się nic nie wartym parszywcem.
Uśmiechnął się lekko lecz zarazem smętnie. Azazael wziął zniszczona lecz mocarną prawice i położył ja na dłoni Asmodeusza. -Wiem co Cię trapi. Ale pomyśl, kilka tysiącleci i wrócimy na niebiosa.
Nawet nie zważyłeś kiedy Azazael poszedł w głąb miasta. Asmodeusz powstał przyglądając się Tobie. -Idziemy na dwór przepowiadać przyszłość. Trzeba sprawić, aby faraon zginął za parę miesięcy. Masz jakieś pomysły? Musielibyśmy to zrobić tak, aby teraz uczynić a efekt trwałby w czasie.
Chwycił dłoniom cos jakby w dal i wyciągną prosty, hebanowy kij. Drąg dłonią sprawił sobie rząd złotych i srebrnych pierścieni z inskrypcjami i nieznanymi w Egipcie znakami.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |