Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2009, 17:39   #57
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Afryka. Między niebem a ziemią.

Doprowadzenie rannego i wciąż zszokowanego profesora Piccolo do miejsca, w którym znajdowała się reszta rozbitków, było trudniejsze, niż Nadia mogła przypuszczać. Nigdy nie miała do czynienia z osobami pogrążonymi w powypadkowym szoku, tym bardziej nie wiedziała jak się zachowywać i co mówić. Być może błędem było oznajmienie mu, że Samsona spotkała tak straszna śmierć? Teraz Salvatore popadł w tym większą panikę na tle teorii spiskowej. Znajdowali się w połowie drogi, statek wciąż się ruszał, a kobieta nie mogła pozwolić, by cokolwiek stało się ich kapitanowi, a tym bardziej, by jakimś nierozważnym krokiem spowodował osunięcie się statku w dół.

- Niech panienka, proszę, zostawi mnie tutaj. Ja sam wyjdę z tej maszyny. Prosiłbym zaś o przekazanie mojej prośby reszcie pasażerów - musimy zgromadzić jak najwięcej tkaniny z balonu i znaleźć nieuszkodzone pojemniki z gazem, wie panienka, te balony, dzięki który nasz pojazd mógł się unosić. Odpowiednie mechanizmy wymontuje już sam, nie wszystko jest zapewne uszkodzone, drewno na budowę kosza to żadne wyzwanie...


Zapewne umysł wielkiego wynalazcy był sprawny na tyle, by logicznie rozumować w kwestii samego statku, jednak chyba sam nie zdawał sobie sprawy w jakim dokładnie są położeniu. Gdy Piccolo próbował odejść, nagle usłyszeli dziwne tąpnięcia, a samym statkiem zaczęło mocno trząść. Nadia złapała mężczyznę za poły marynarki i starała się odwieść go od próby przemieszczenia się gdziekolwiek.


- Nie rozumie pan?! Ten statek ostatkiem sił wisi na czubku drzewa, każde poruszenie i każde przemieszczenie ciężaru może sprawić, że wszyscy runiemy na ziemię! Nie widzi pan co się dzieje, gdy próbuje się pan przesunąć? - Nadia była przekonana, że nagłe wstrząsy były spowodowane przez nich. - Jeśli zaczniemy teraz wymontowywać urządzenia, zabierać sprzęty, balans statku się zmieni i zginiemy wgnieceni w ziemię!


Dobitniej już tego powiedzieć nie mogła. Jednak nagle stało się coś dziwnego. Oboje z profesorem stali nieruchomo, lecz tąpnięcia, wstrząsy i ruchy statku nie ustały. Nasłuchiwali uważnie, zaskoczeni i zdezorientowani, gdy nagle do ich uszu dobiegł ogłuszający ryk, a zaraz potem strzały. Wszystko działo się bardzo szybko, krzyki i wołania reszty członków ekspedycji, groźne i nieznane ryki i odgłosy, szalone trzęsienie całego statku – zupełnie jakby ktoś w niego uderzał!


- Co się dzieje?! - zawołała mulatka próbując utrzymać równowagę i podtrzymać rannego profesora.


Strach przed nieznanym coraz bardziej wypełniał cały jej umysł. Lecz nagle z półmroku wyłoniła się jakaś postać – to William! Zdezorientowana kobieta podbiegła do niego, miała wielką ochotę rzucić mu się na szyję i schować przed niebezpieczeństwem w jego ramionach, wiedziała jednak, że to nie czas i miejsce na takie sceny.


- William co się dzieje słyszeliśmy strzały…?!

- Nie teraz moja droga, musimy uciekać… szybko na drzewa.



Ton jego głosu, wyraz twarzy, coś upiornego czającego się w oczach – to wszystko przeraziło Nadię bardziej, niż coraz mocniej trzeszcząca konstrukcja statku. Choć próbował to ukryć, ona widziała to bardzo wyraźnie – jego strach. Znała dobrze pana Cook'a i wiedziała, że nie jest mężczyzną, który przestraszy się byle czego. Był doskonałym treserem, który każdego dnia spoglądał w oczy krwiożerczym i niebezpiecznym zwierzętom, każdego dnia ocierał się o śmierć. Jeśli coś przestraszyło go teraz, to znaczy, że ich sytuacja musiała być naprawdę zła. I to zmroziło jej krew w żyłach.


Will pociągnął ją za sobą mocnym uściskiem, który ocucił ją z panicznego paraliżu. Cała ich trójka skierowała się w stronę najbliższej dziury w poszyciu statku, przebitego ostrymi gałęziami. Dziura nie była zbyt duża, a konary drzewa i drzazgi ze ścian targały ich ubrania i raniły ciała, gdy próbowali przecisnąć się jak najszybciej i uciec jak najdalej od niebezpieczeństwa. Czuli, jak statek się rusza, jak podskakuje i osuwa się coraz bardziej. To dodatkowo utrudniało im zadanie wydostania się na zewnątrz. Sytuacja wydawała się dramatyczna.


- William, gdzie jest reszta naszych towarzyszy! Musimy im pomóc! Na statku są pojemniki z gazem, mogą wybuchnąć! - krzyczała Nadia już przytulona do drzewa. Nim jednak jej przyjaciel zdołał odpowiedzieć, mulatka obróciła się i dostrzegła... TO! Olbrzymiego, obrzydliwego potwora!


Omal nie puściła gałęzi i nie spadła na dół. Przerażenie uwiązało jej krzyk w gardle, pozostawiając jedynie na pół otwarte usta i nienaturalnie rozszerzone oczy. Will dopadł do niej i przycisnął jej głowę do swojej piersi.


- Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Nasi przyjaciele są bezpieczni na drugim drzewie. Nie patrz na to, nie patrz moja droga... Nic się nie stanie, wszystko będzie dobrze - powtarzał głaskając jej włosy i obserwując poczynania zielonego stwora. A co będzie, jeśli naruszone pojemniki z gazem pod wpływem wstrząsów i zębisk potwora naprawdę wybuchną? Czy siła rażenia nie zmiecie także drzew, na których się schronili? Cała nadzieja w tym, że pan Ellis i reszta rozbitków zdołają ustrzelić bestię, nim cokolwiek wybuchnie, lub nim ona zainteresuje się bardziej siedzącymi na gałęziach ludźmi, niż statkiem.
 
Milly jest offline