Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2009, 20:39   #58
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siedzący obok Chiary William przyglądał się, jak dziewczyna przelewa na papier niezbyt sympatyczną fizjonomię potwora.

- Czy w pracy przeszkadzają pani, panno Chiaro, osoby podziwiające pani zdolności? - spytał. Mimo kołyszącego się drzewa obrazki stanowiły nad wyraz dokładny obraz rzeczywistości.

Chiara najwyraźniej nie słyszała, skupiona na swoim modelu.

Możliwość utrwalenia jednej z tajemnic Afryki podsycała koncentrację panienki Wodehouse. Zresztą, gdyby się czymś nie zajęła, pewnie wybuchłaby płaczem. A tym raczej poczwary nie odegna.


Propozycja Pattera, chociaż bardzo sensowna, nie mogła być zrealizowana.

- Prędzej sami spadniemy - skomentował cicho William. - "Dedalus" jest za duży, jak na nasze możliwości. I chyba za dobrze się wbił na te konary.

Wyglądało na to, że kadłub się rozwali i kawałki spadną na ziemię, natomiast sama powłoka sterowca mogła utkwić na drzewie na dobre.

William, nie zwracając uwagi na targające drzewem wstrząsy, zaczął rozpakowywać zawiniątko ze strzelbami.
"Na tego potwora najlepszy byłby większy kaliber..."

Chiara odwróciła się od potwora spożywającego ich dotychczasowego towarzysza. Blada, a właściwie koloru zielonkawego, powiedziała do Williama:

- Założę się sir, że ta przerośnięta jaszczurka - powiedziała cichym tonem, zgrzytając zębami - lepiej wygląda bez oka. Spróbujemy sił? - Wskazała dłonią na strzelbę.

William uprzejmie zignorował niezbyt twarzową barwę, jaką przybrało oblicze Chiary.
Sugestia, ze dziewczyna chciałaby skorzystać z jego broni, by zapolować na potwora, zaskoczyła go nieco. Nie faktem, że panienka z dobrego domu sięga po broń. W szerokim świecie, z dala od konwenansów, nie takie rzeczy widywał. Zastanawiał się tylko, czy też Chiara wyruszyła na wyprawę uzbrojona jedynie w ołówki i pędzle. Oraz Voltę.

- Oczywiście. Z przyjemnością. - Uśmiechnął się z sympatią. - Mam nadzieję, że ten spencer będzie pani pasować.

Podał Chiarze karabin.

- Szkoda tylko, że nie chce się do nas odwrócić profilem - dodał. - Strzelała pani kiedyś do krokodyli? - spytał.

Chiara najpierw przejechała delikatnie palcami po kolbie, potem zważyła spencera w dłoni, by po chwili przyłożyć go do policzka. Tego William nie mógł zauważyć, ale dziewczynie sprawił wielką przyjemność zapach żelaza i prochu. Otrzeźwił i odsunął słabość.

- Zawsze jest ten pierwszy raz, prawda? - Zapewne chodziło jej o strzelanie do krokodyli. - A rzucał pan nożem w węże? Przednia rozrywka, mimo że celnością nie mogłam się poszczycić. - Powiedziała to tonem normalnym, podtrzymując konwersację. - Jak mu mucha koło ucha świśnie, to może będzie miał pan dogodną pozycję do strzału, sir.

Uśmiechnęła się jakoś półgębkiem, usadowiła się wygodniej i... zrezygnowała.

- Sir Williamie, z tego miejsca to tylko niepotrzebna strata naboi. - Złożyła spencera na podołku. - Albo poszukajmy lepszego miejsca albo może mamy coś mocniejszego? - rzuciła wesoło, jakby chodziło o zmianę ozdób na choince bożonarodzeniowej.

Gad jakby zrozumiał, że szykuje się zamach na jego skórę. Jeszcze bardziej się wyprostował, otworzył paszczę i ryknął.
W stronę siedzących wysoko na drzewie popłynął odrażający smród padliny. William z trudem opanował chęć zatkania nosa. Chiara już nie była taka delikatna i zamachała kapeluszem przed nosem, aby odgonić paskudny zapach. Volta natomiast wściekle rzuciła się do przodu o krok i zaczęła piekielnie hałasować.

Niestety nie wyglądało na to, by w takim ustawieniu strzelało się łatwiej. Potworowi można było policzyć wszystkie zęby i sprawdzić, czy nie ma zapalenia gardła, ale strzelanie? Trudno było sądzić, że potwór udławi się kawałkiem stali, nawet tak ostrym jak nabój ze sztucera.

- Szkoda, że nie mamy dynamitu - powiedział cicho William.

- Szkoda, że nie mamy kwasu - powiedziała nieco głośniej Chiara.

"Ciekawy sposób podejścia do problemu" - William uśmiechnął się lekko do swoich myśli. - "Szkoda, że nie wspomniała o truciźnie. Byłaby druga Lukrecja Borgia..."


Nie mieli pod ręką dynamitu ani kwasu. Przydałaby się im armata, wiązka granatów i naboje dum-dum. Ale, jakimś dziwnym trafem, William nie pomyślał wcześniej o nacinaniu czubków... Za to miał pod ręką coś innego.

- Zobaczymy, jak to podziała.

Sięgnął do plecaka.

- Proszę się mocno trzymać - uprzedził wszystkich.

A Chiara nawet się do tej pory nie przywiązała! Złapała kawałek sznura i wymodziła jakiś supeł zanim William zdążył sięgnąć po zapałki.

Ellis nie miał pojęcia, jak oblegający ich potwór za reaguje na wybuchające mu tuż przed nosem bengalskie ognie. Ale spróbować można było.
Zapłonęła zapałka.
Parę sekund później u podnóża drzewa rozległ się huk, bardzo ostry błysk światła, kolejny błysk, huk...

Potwór stanął jak wryty, obrócił się i pognał do lasu.

Nikt też nie przewidział jak zachowa się Volta. Ta, nagle ogłuszona również zaczęła się szarpać i skoczyła na swoją opiekunkę. Gdyby nie liny, obie leżałyby pod drzewem. Krwawa miazga wbite w korzenie. Chiara poświęciła znów całą uwagę bydlęciu, żeby już nie panikowało. Volta obrzuciła spojrzeniem pełnym wyrzutu Williama, a przynajmniej tak mu się mogło wydawać.

- Przepraszam. - Nieco zafrasowane spojrzenie Williama przeniosło się z Volty na Chiarę. - Nie pomyślałem, że Volcie może się to skojarzyć z burzą.

- Jest tylko jeden negatyw wybuchu - powiedziała miękko Chiara. - Teraz już cała dżungla wie, że się zjawiliśmy. Wcześniej tylko to podejrzewała...


Radość jak i przerwa w oblężeniu nie trwała długo.
Ledwo ognie zgasły i umilkły efekty akustyczne spośród drzew wynurzył się łeb potwora. Jaszczur wracał dużo wolniej, niż odszedł. I rozglądał się na wszystkie strony. A to stwarzało pewne szanse...

William uniósł broń i strzelił.
Lewe oko potwora zamieniło się w krwawą plamę.

- Jak to mawiał mój amerykański znajomy - bull's eye. - uśmiechnęła się smętnie panienka Wodehouse. - Mamy jeszcze jakieś pomysły?

Smętny ton wyczuwalny w wypowiedzi Chiary był w pełni uzasadniony. Bestia nie okazała się na tyle dobrze wychowana, by paść trupem.
 
Kerm jest offline