Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2009, 22:27   #104
Howgh
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
Przynajmniej ktoś.


Ta myśl jawiła się w umyśle Jonathana za każdym razem, gdy tylko zerkał na Reynold’a. Może nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy, ale gdyby nie on, to kto wie jak skończyłby się nieprzyjemny epizod z tamtym... Brr.


Nawet nie chce o tym myśleć.


Dobrze jest mieć kogoś, z kim można pogadać i kto chociaż trochę jest w stanie zrozumieć Twój punkt widzenia.
Ostatnie chwile wydarzyły się jakby obok Jonathana. Wszystko wydawało się realne, ale w pewien sposób tak nieprawdopodobne... Śmierć, zmartwychwstanie, homoseksualiści... Trudno było to wszystko ogarnąć. Przynajmniej odzyskał swoje rzeczy. Teraz z niejaką lubością przesuwał dłonią, bo plecaku, do którego zdążył się przywiązać. Z ciekawości otworzył jedną z malutkich kieszonek. Zanurzył rękę, zbyt głęboko jak na teoretyczną wielkość schowka. Po chwili ze zdziwieniem spojrzał na to, co trzymał w dłoni. Malutka proca i jedna metalowa kulka. Schował ją prędko do kieszeni, nim ktokolwiek zdołał to dostrzec.

W tym czasie doszli z Reyem do jakiegoś budynku, gdzie znajdowali się wszyscy, których pamiętał jeszcze z wodnego miasta. Wyglądali na lekko zdezorientowanych. To wszystko zdawało się tak odległe, jakby działo się całe wieki temu... Zadziwiające, jak czas się wydłuża w chwilach zagrożenia i jak zacieśniają się więzi, miedzy przypadkowymi ludźmi-ofiarami.

Po chwili Dominique przemówiła. Jonathan ożywił się tylko na moment, gdy wspomniała o Mike’u, którego nieobecność zauważył już na samym początku. Poczuł niewyobrażalną satysfakcję, na wieść o tym, że jego niedoszły zabójca cierpi i prawdopodobnie ponosi ciężkie konsekwencje swoich działań.

Dominiqua wspomniała też o trzech gościach. Dwóch z nich, było nagich.


Ubrani równie cywilizowanie co, tamte pedały w lesie. Bosko.


Jonathan słuchał. Już za młodu nauczył się, jakże wydawałoby się prostej czynności. Jeżeli jesteś w grupie i jest jakiś problem, który trzeba wyjaśnić, bądź jest niejasna sytuacja która wymaga pytań to zamiast pchać się na pierwszy ogień, bezpieczniej jest zwyczajnie poczekać. Prawie zawsze, jest ktoś, kto ma takie samo pytanie, zdanie, wątpliwości jak my. Dlatego Johnny po prostu czekał i starał się jak najwięcej zrozumieć, jak najwięcej pojąć, by poukładać sobie wszystko w głowie.

Podczas tego wszystkiego, najbardziej zdenerwował Jonathana Julian. Zakichany gówniarz drze się, jakby krzyki cokolwiek mogły zrobić. Atakuje wręcz starszego, bardziej doświadczonego od siebie faceta, który tak na marginesie bardzo zaimponował Jonathanowi swoim opanowaniem. Przekonało go to w sumie, by w razie gdyby miało się odbyć głosowanie pt. „Czy Tybur ma zostać członkiem Stada?”, on miałby sto procent poparcia Johnego. Szanował ludzi, którzy potrafią panować nad swoimi emocjami.


A Julianowi przydałby się porządny kop, w sam środek dupska. I jeszcze ten jego debilny nietoperz...


Śledził przez moment latające stworzenie. Nagle Rey wymienił jakieś imię. Ivet? Iwet? Nic mu ono nie mówiło i patrząc na twarze innych, im również nie. Tylko Aleksandra wyglądała, jakby wiedziała o kim mowa. Wydało się to podejrzane, ale wszystko powoli zaczęło denerwować Jonathana. Za dużo przeżył, a nie miał jeszcze ani chwilki dla siebie. Ani jednego momentu, by usiąść spokojnie gdziekolwiek i pomyśleć w samotności. Postanowił, że włączy się do rozmowy, by porozmawiać o Mike’u i mieć to już z głowy. Chciał go wykluczyć, wyrzucić ze stada. Nienawiść która płonęła w jego sercu, zdziwiła nawet jego. Skoro Towarzysze mają tak ciężkie życie, jak wszyscy twierdzą – czemu nie uczynić jednym z nich tego mordercę? To i tak będzie zdecydowanie za lekka kara... Na początek jednak wystarczy.

W tym samym momencie, gdy pierwsze sylaby już wydostawały się na wolność, ich Opiekunka wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Nie wszyscy to zauważyli, zbyt zajęci rozmową. Jonathan odwrócił się i ruszył zaraz za nią. Gdy odszedł już na parę metrów od grupki znajomych, odwrócił się i z przyklejonym do twarzy złośliwym uśmieszkiem, wyciągnął procę z kieszeni. Wycelował precyzyjnie i zestrzelił to latające gówienko. Z głuchym plaśnięciem spadło niedaleko Juliana. Śmiejąc się w głos, pobiegł za oddalającą się Dominiquą.


___

*Jonathan zestrzeliwuje nietoperka Juliana, ale stworzonko żyje.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...

Ostatnio edytowane przez Howgh : 04-03-2009 o 22:18.
Howgh jest offline