Eric Gower
Podczas zapoznania się z klubem, jakie często przeprowadzał przed pracą zawsze dostrzegał ciekawe rzeczy i ludzi... Na mężczyzn siedzących przy jednym z bocznych stolików sali również zwrócił uwagę praktycznie od razu. Było w nich coś dziwnego. Nie chodziło o to, że byli źle ubrani – wręcz przeciwnie – wyglądali jakby właśnie wyszli z pokazu mody…
Byli jednak w jakiś sposób sztuczni, zbyt perfekcyjni, zbyt dokładni w tym, co robili, w jaki sposób się zachowywali… Siedzieli przy bezalkoholowych drinkach, zajęci rozmową – rozmową zbyt głośną – jakby nie byli przyzwyczajeni do życia klubowego i muzyki w tle… Przechodząc obok Eric wyłowił urywek rozmowy:
- … wielu zabić.
-
Webber jest takim typem człowieka. Skoro ma się tu pojawić…
- Nigdy niczego nie udowodniono…
Mężczyźni zorientowali się, że przechodzący może słyszeć ich rozmowę i zamilkli. Przeszedł, więc dalej, jakby nigdy nic, i podszedł do "obecnego" szefa ochrony.
- Ci przy trójce…
- Wiem, dziwna sprawa… Oni mi wyglądają na ludzi ze służb specjalnych – mam na myśli komandosów… Nie wiem tylko, co tu robią… przyglądamy się im uważnie, ale dzięki za info… Pojawili się w zasadzie wszyscy razem tuż przed 15:30, jakby na tę godzinę przyszli… Zapytali w
Webbera, ty też się ostatnio nim interesowałeś…
- To nie tak, że się interesowałem…
- Przecież nic nie mówię. – uśmiechnął się.
Była siedemnasta, kiedy
Eric stanął za barem. Ruchu nie było jeszcze żadnego, więc rozejrzał się po sali.
W przejściu pojawił się
Kurt Webber. Nie był sam, chociaż dziewczyna, z którą przyszedł przypominała bardziej zagubionego podlota, niż…
„Nie interesujemy się życiem prywatnym naszych klientów” –
Eric przypomniał sobie jedną z zasad panujących w części „IX”.
- Czesc. Dla mnie potrójny „White Russian” – bez likieru, wódki i lodu. Sabine, co dla ciebie? Będę za chwilę. Przepraszam. Postaram się załatwic to szybko. - Kurt odszedł w kierunku stolika numer 3.
- Dla pani? – zapytał
Eric będąc pewnym, że nic na bazie alkoholu nie przyrządzi…
Zastanowienie dziewczyny zostało wykorzystane przez
Miki, która znalazła się przy nich i wypaliła:
- Bardzo przepraszam, panno
Schwartzwissen, czy mogłabym dostać autograf? Jestem pod wrażeniem pani talentu i osobowości… Najmłodsze medium świata – tutaj!
Eric delikatnie przydepnął stopę
Miki, takie zachowanie było, co najmniej nie na miejscu… Był jednak pod wrażeniem ostatnich słów koleżanki.
Miki zorientowała się i przepraszając odeszła do innych klientów. Barman uśmiechnął się czekając na zamówienie klientki. Przelotnie spojrzał na towarzystwo przy stoliku trzecim… Otrząsnął się… całkowicie namacalnie poczuł strach przed czymś… lub kimś. Tylko…
- Poproszę colę – siedząca przy barze dziewczyna oderwała
Erica od tych myśli…
- Oczywiście...
Sabine Schwartzwissen
Wyraźnie wyczuła chłód jaki zarysował się w zachowaniu
Kurta po "scenie z kasą". Szybko wyszli i znaleźli się w samochodzie. Mężczyzna rozchmurzył się nieco, ale i tak samochód wypełniały tylko dźwięki radia. Kilkanaście minut później znaleźli się pod budynkiem klubu "IX" -
Sabine wielokrotnie widziała jego reklamy, ale jakoś nigdy nie była. Znaczy nie była sama - kilkakrotnie ciotka zabierała ją do tego klubu, który uważała za jedną z lepszych "imprezowni" w mieście.
Sabine chciała poczekać w samochodzie, ale
Kurt nalegał, aby poszła z nim - argumentując, że potrwać może to dłuższą chwilę.
Kilka minut potem znaleźli się na jednej z sal i
Kurt podszedł do baru:
- Czesc. Dla mnie potrójny „White Russian” – bez likieru, wódki i lodu.
Sabine, co dla ciebie? Będę za chwilę. Przepraszam. Postaram się załatwić to szybko.
Dziewczyna poczuła dziwne ciepło jakie towarzyszyło słowu "cześc" - jakby było wypowiedziane do starego przyjaciela. Potem w głowie pojawiła się zabawa, chwila troski zarysowała się kiedy wypowiadał jej imie. Koniec wypowiedzi był zimny jak stal...
Nigdy nie postrzegała słów w ten sposób. Każde ze słów miało nie tylko swoją intonację, barwę, znaczenie, ale - przede wszystkim - temperaturę.
Uśmiechnęła się, jak jej się wydawało, niezręcznie kiedy barmanka zapytała o autograf i już zamierzała coś powiedzieć o "wielkości" swojego talentu, kiedy azjatka odeszła do innego klienta.
Poczuła strach jaki opanował i sparaliżował barmana, poprosiła o colę i chłopak ocknął się - jakby z jakiegoś transu. Przyjrzała się dokładniej jego twarzy - było w niej coś, czego nie potrafiła zidentyfikowac... Kiedy odwrócił się zauważyła, że na barku czarnej koszuli ma przyczepioną czerwoną nitkę - wyjątkowo wyraźną i nieprofesjonalną... Po chwili jednak zauważyła, że nie jest ona przyczepiona, ale jakby wprasowana w materiał...