Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2009, 13:58   #47
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
W czasie tej drogi przez las Aidan stwierdził dwie rzeczy. Pierwszą było to, że niezbyt fajnie czuje się jako plecak, natomiast drugą to, że wcale nie czuje się lepiej, niż nad jeziorem. Uściślając - czuł się na tyle paskudnie, że przestawało mu zależeć na czymkolwiek innym, niż zapalenie i uwalenie się nieważne jakim alkoholem w trupa, do którego zresztą niewiele mu brakowało.

W spełnieniu tych podstawowych potrzeb, kiedy skończyli wreszcie bawić się w podchody po lesie, którego zaczynał zwyczajnie nie lubić, pomógł mu nieznajomy, częstując papierosem.
Jednak płuca, zmagajace się z działaniem nanotoksyny, zaprotestowały przeciwko dalszemu osłabianiu zdolności oddychania, co skutkowało atakiem kaszlu. Papierosa jednak z ust nie wyjął.

- Dzięki - wycharczał z wysiłkiem, próbując się uśmiechnąć. Wyszło słabo.
Odkaszlnął ponownie i spróbował raz jeszcze.
- Masz może coś do picia? Im mocniejsze, tym lepsze... - znowu uśmiech. Tym razem trochę lepiej, niż poprzednio.

Wysłuchał słów nieznajomego, który okazał się być jednym z tych dzikusów zamieszkujących poza granicami cywilizacji, czyli, zgodnie ze światopoglądem Becketta, poza betonową dżunglą miast.

"Świr" - ocenił go pobieżnie. To musiała być prawda - tylko świr mógłby mieszkać w takim miejscu. "Ale ma fajki i, przy odrobinie szczęścia, może pędzi gdzieś tutaj bimber..."

- Jestem Thorn - przedstawił się - I zgodnie z tą ksywką mam zamiar utkwić głęboko w dupie tych kolesi, którzy odpowiadają za ten syf. Na tyle głęboko, by przypominali sobie o mnie za każdym razem, kiedy spróbują usiąść w swoich wygodnych fotelach. - spojrzał na Scotta - Oczywiście pod warunkiem, że przeżyję... - wyszczerzył się.

- Śmigłowiec był Militechu. To już drugi o którym mi wiadomo, że przyglebił w tej okolicy - zaciągnął się dymem - Pierwszym leciał ważny korp, drugim ci frajerzy, którzy z polecenia, bądź za kasę chcieli go odnaleźć. Żywego lub martwego. Do wesołej bandy frajerów zaliczam się i ja - stwierdził cierpko.

- Do zabawy przyłączyła się inna firma, która podkupiła kilku ludzi Militechu, a reszcie wszczepili niefajną toksynę, która całkiem niedawno zaczęła działać. Po drodze mieliśmy małą sprzeczkę z miejscowymi i, co sam zauważyłeś, spotkaliśmy jakiegoś narwanego palanta ze snajperką. Całkiem prawdopodobne, że na liście płac laboratorium.

- Dlaczego miałbyś się przyłączyć do tej zabawy w berka? - zapytał po chwili - Po pierwsze, gdzieś tutaj, ukryte pod ziemią jest jakieś pieprzone laboratorium pracujące nad nanotoksynami. - wyjaśnił, nie czekając na odpowiedź Scotta - Nie muszę chyba tłumaczyć, co się stanie, gdy coś im nie wyjdzie i troszkę tego syfu wydostanie się przez ich szyby wentylacyjne. Marzenie o przytulnym domku w górach szlag trafi - spojrzał znacząco na rozmówcę.
- Po drugie, tylko wtedy będę miał okazję, żeby ci się odwdzięczyć, a ja naprawdę nie lubię mieć u kogoś długów - wzruszył ramionami i zgasił papierosa.

- To jak, poszukamy tego bunkra, czy poczekasz aż ten twój las cholera trafi? - zapytał.

- Tak przy okazji - gdzieś tam na górze została między innymi niczego sobie laska, której obiecałem, że przypilnuję jej tyłka - głupio byłoby nie dotrzymać słowa, co? Poza tym, tamci mają to samo gówno w żyłach, co ja. Jeśli gdzieś w stuffie jednego martwego palanta nie znajdzie się informacja, co z tym zrobić, to i tak będziemy gryźć glebę.

Aidan nie widział problemu w tym, że wyjawił przynajmniej część prawdy o kulisach "wyprawy ratunkowej". Jak na razie nieznajomy mu pomógł, więc raczej nie trzymał strony tych, którzy mieli zamiar ich zabić. Militech, Biotech, czy cholera wie jaka firma jeszcze też nie grały fair, więc lojalność nie obowiązywała. Gadka o rozprzestrzeniającej się po okolicy toksynie nie była co prawda potwierdzona, lecz zwyczajnie chciał przekonać gościa, by pomógł mu w dokopaniu paru osobom, które stały za tą sprawą.

W każdym razie piłeczka była po stronie nieznajomego.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline