Asmodeusz zaśmiał się przyjaźnie widząc Cię. Do uszu dotarł jego stóp, stanął za Tobą, jego ciepły i przyjazny oddech przebiegł po karku i na włosy. Musnął palcami po Twej potylicy gładząc ją, poruszając włosy. Coś zaciążyło Ci na szyi, mroźny metal dotknął ją. Ostatni dech Asmodeusza i muśnięcie jego ust w wystającą kość kręgosłupa.
Tedy na złotym, zimnym łańcuszku zawisł u Ciebie krwistoczerwony klejnot. Światło zadrżało, a ty poczułeś konflikt miedzy nim a podarkiem od Uzjlela, jedną z gwiazd. To wszystko, cały konflikt przenosił na drżenia światła. -Ładny? Zrobiłem go dla Ciebie z pary śmiertelnych.
Uradowany zaczął prowadzić coraz mniej ludnymi ulicami do pałacu. Do nozdrzy dochodził zapach kadzideł z placu przemieszony z kończącym się gwarem dnia, miejskim ściekiem. Dźwięki było coraz cichsze, a Asmodeusz wykorzystał drogę do dyskusji. -Słusznie. Jak obserwowałem kilka osób z chęciom by go zabiła,. Z pewnością kapłani oraz szef gwardii. Z jeg synem może być problem. Jak do tej pory szczerze kocha ojca jak to dziesięcioletnie dziecię.
Uśmiechnął się. Morf kroczył za wami otumaniony nowym światem w pełni jego nocy. Smukła i doniosła struktura pałacu była coraz bardziej widoczna.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |