Ambu przyjął delikatną pieszczotę, jak kot przyjmuje drapanie za uchem. Po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz, a nogi zdały się jak z waty.
„Występne ciało. Mimo że to złe, czerpie z tego tym większą przyjemność. Ale dlaczego złe? Gdyż mnie tak nauczono? Narzucono… ”
Najgorsze, że gdyby to był Formidiel, sam zrobiłby… „Nie!”
Przeraził się sobą. Tym, że nie czuł odrazy. Że sam chciał być jeszcze bliżej. A światło drżało podjudzane raz przez pierścień, raz przez rubin i już zupełnie nie rozumiał sygnałów ze swego tymczasowego ciała. Uśmiechnął się blado. - Dziękuję, jest… - otarł się, jak nakarmiony kot, policzkiem o ramię Asmoda – piękny.
Niezupełnie to miał na myśli, aczkolwiek w tym momencie nie mógł skonkretyzować myśli. - A czy ktoś sprawdza jedzenie faraona? – skupił się na zadaniu – Próbuje przed nim? Przydałoby się wiedzieć. – Ambu skłaniał się do otrucia, gdyż to mogłoby wyglądać na przewlekłą chorobę. – Kapłani skoro go nie szanują, mogliby nie chcieć dostrzec przyczyny. – podążał za Asmodem walcząc ze wszystkim: kryształem, pierścieniem i światłem. Czuł się wycieńczony i bez mocy, nie dlatego, że nie mógł nakłaniać do złego ludzi, ale z powodu ich bliskości. – A synem nie należy się martwić, należy go po prostu odesłać. Nie za bardzo wiedział, gdzie. Wystarczająco daleko. - Czy faraon choruje? Jeśli tak, to kapłani zajmujący się jego zdrowiem byliby chyba lepsi. – dotknął krwistego klejnotu – Jak sądzisz Asmodeuszu?
__________________ "Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein |