Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2009, 08:30   #229
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Zamek Teleśnica

Dragon jeden skoczył schodami w dół, inszy zaś na górę pobiegł.
Zastawiwszy jako tako bekami i skrzyniami wejście myśleć musieli o ujściu stad bo i już dym taki się kłębił że i płucom powietrza zaczęło brakować, kule też co prawda na oślep przez mołojców wystrzeliwane szczerbiły ściany pomieszczenia.
Dragon z góry przybiegł i krzyczy że drzwi na mury wiodące zawarł bo tam pół tuzina siczowców się pchało, wtem i drugi wraca i krzyczy, że schody ku lochom ciemnym prowadzą, ale za dlaeko nie szedł bo tam ciemności okrutne.

Chwycili tedy za pochodnie jakie na kupie w kącie leżały Panowie Bracia i w mig je zapalili, gdy jeden z żołnierzy na ziemię osuwa za pierś trzymając widno kulą wrażą uderzony. Widzą też szlachcice, że i barykada ich pomimo ognia, a hakami i osękami rwana pękać zaczyna, tedy wyrozumieli, że uchodzić im już czas najwyższy.

Zbiegli w te czeluście piekielne, jakimi sie one lochy ciemne wydawać mogły i szli nimi czas jakiś nie wiedząc czy też godzinę idą czy pacierzy kilka.



Korytarze zaś wiły się raz w prawo, raz w lewo, wkrótce też i ściany ceglane zniknęły i zastąpiły je wykute w skalnej materii. Ziąb też i wilgoć stały się jeszcze większe i nawet pochodnie, choć dobrze nasmołowane skwierczeć i dymić zaczynały.
Pościgu obawiać się nie musieli, bo mołojcy za nic w te diabelską zda się ręką czynione lochy by się nie zapuścili.
Wnet i oni znużenie poczuli, a to z powodu zepsutego powietrza, ale idący na przedzie pan Jaksa krzyknął nagle, ze wnet wyjście, bo korytarz znów cegłą kładziony. Zachodzili tez w głowę, gdzie też wyjście z nich być może aż poświatę nikłą zobaczyli i głosy jakieś, choć tłumione, przecie poznali ze mowa ruska.

Ani chybi sala też jakaś przed nimi byc musiała.
Zatrzymali sie tedy by uradzić co dalej.

- Czekajcie, Waszmościowie - powiedział pan Jaksa, ruchem ręki zatrzymując pozostałych. - Obaczę, zali nie czai się ktoś w komnacie owej...



Zmrużył oczy pan Jaksa za załom muru głowę wystawiając, bo pochodni tam na ścianach zawieszonych były kilkanaście i dym nie mając widać ujścia dostatecznego w oczy gryzł. Jednak po chwili szczegóły wszystkie snadnie mógł rozpatrzeć.

Na środku sali stał mały jakiś pop pokurczony, w brudnej i tłustej szacie. Zawodził on coś w swym śpiewnym języku to raz żegnając się odwrotnie, to popluwając na wszystkie strony świata. W ręce jednej czarkę bez ochyby z wódka trzymał, w drugiej świecę czarną, na ziemi zaś pod jego stopami znaki jakieś wykreślono, ale jakie pan Jaksa nie dojrzał.

Przy stole co pod przeciwległą ściana był ustawiony stał sam Rozyński lecz jakby mniejszy, czegos niepewny. Obok niego dwóch mołojcow w szable i pistolety uzbrojonych, lecz bladych jak smierć co nawet z tej odleglości i w półmroku widać było.
Na końcu sali otwór w scianie był wykuty, ale za nim taka ciemnośc, że choc oko wykol nic nie dojrzec nie mogleś.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 06-03-2009 o 09:17.
Arango jest offline