Miri wsłuchiwała się w opowieści Sary z mieszanymi uczuciami. Mniszka starała się dać choć złudną nadzieję dwóm wyglądającym na zmęczonych życiem mężczyzną, czego jednak nie można było powiedzieć o młodej Czarodziejce. Ta bez większego zastanowienia opowiadała z rozbrajającą szczerością o raczej wszelkich możliwych negatywnych przejawach świata w którym przyszło im obecnie żyć, co chyba zbyt miłe nie było, i jak dla rudowłosej raczej zupełnie niepotrzebne. Owszem, to co mówiła Sara było prawdą, jednak w sposób w jaki to mówiła nie pozostawiał wątpliwości, że wciąż jest źle, a nawet bardzo źle, jeśli się nad tym wszystkim głębiej zastanowić. A przecież można było dać choć paroma bardziej miłymi słowami nadzieję na lepsze jutro, "upiększyć" to i owo, i dać choć cień nadziei... no cóż.
W przeciwieństwie do Czarodziejki, Miri nie zaprzątała sobie głowy myślami dotyczącymi ewentualnie zatrutego jadła, czy też wina. Po wielu latach intensywnych, a często również dosyć dziwnych ćwiczeń w klasztorze, jej zahartowane ciało uodporniło się z biegiem czasu na różnorodne toksyny. Co najwyżej odczułaby chwilowy ból brzucha, żadna typowa trucizna nie była jej bowiem w stanie powalić. Zjadła więc szybkim tempem co jej podano, wypiła dwa kubki wina, i poczuła się naprawdę syta. Teraz przydałaby się wspominana już wcześniej kąpiel i odpoczynek po dniu w podróży.
Jasnowłosa towarzyszka Mniszki przy stole zachowywała się, delikatnie mówiąc "prowokująco". To się przeciągnęła, aż jej ciasna i skąpa suknia zatrzeszczała pod naporem ciała, i niemal "to i tamto" spod niej powyskakiwało, to mrugnęła, to zupełnie niepotrzebnie poprawiła w paru miejscach odzienie, przyciągając wzrok mężczyzn. Była naprawdę nietypową Czarodziejką, zupełnym przeciwieństwem zadufanych w sobie, gburowatych "mądrali", bardziej przypominała jakąś, jakąś... kurtyzanę, kuszącą wszystkich wokół swym ciałkiem i zachowaniem.
- Ech Saro, Saro - Miri szepnęła pod nosem za odchodzącą od stołu młodą kobietą.
Świadomie, czy też i nie... zdecydowanie świadomie, Sara prowokowała Gungara i Halavera, co mogło się naprawdę źle skończyć. Wszak dwaj samotni mężczyźni żyjący na odludziu, bez jakichkolwiek kobiet(?), bez częstej klienteli, do tego wyglądający i zachowujący się nieco podejrzanie, mogli mieć naprawdę różne pomysły odnośnie zbłąkanej, czy też i może zbłąkanych niewiast. Oby nie wydarzyło się nic w tym kierunku. Miri również wstała od stołu, po czym ruszyła za Czarodziejką. Wolała by raczej trzymały się razem, stając się mimowolnie, i niezbyt chętnie, "bodyguardem" jasnowłosej. Tak do cholewy, "bodyguard" był w tym przypadku naprawdę określeniem na miejscu. Lepiej było jednak być blisko Sary, by ewentualnie ratować jej "powabny" tyłek. Tego jeszcze w życiu Mniszki nie było, wolała jednak nie dopuścić by Czarodziejce stała się jakaś krzywda, nawet mimo jej własnego, nachalnego prowokowania.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |