Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2009, 20:16   #31
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Dziewczynie w zasadzie nie przeszłoby przez myśl, że w walce mogła zostać tak zwyczajnie zignorowana - widać uzbrojenie dla tych elfów najwyraźniej o niczym jeszcze nie świadczyło. Nie należy oceniać księgi po okładce, przeszło jej przez myśl stare powiedzenie, kiedy sprawnym cięciem odwróciła być może śmiertelny w skutkach atak na Raetara. Cieszyła się, i to bardzo, z udziału czarodzieja w starciu, bo we dwójkę, tylko ona i nieznajomy rycerz, równie dobrze mogli polec zanim by zdążyli powiedzieć "Tagosai". Nie zważając jednak na mężczyznę, zajętego wszak swoim problemem, Vivienne od razu ruszyła ku podnoszącemu się elfowi. Rana, jaką mu zadała, z pewnością nie czyniła jego życia łatwiejszym, ale co ważniejsze, szok po upadku mógł zyskać jej kilka sekund cennej przewagi. Ruszyła więc biegiem i nie czekając na przeciwnika, zamachnęła się na niego mieczem od strony jego krwawiącego prawego boku. W takim tempie zdziwiłaby się, jeśli by na czas zdążył unieść w obronie którąkolwiek z kończyn. Miała nadzieję, że jedno celne pchnięcie wystarczy, by całkowicie wyeliminować go z walki. Większym zagrożeniem wydawały jej się bowiem dwa rozszalałe jaszczury, które już wracały do siebie. Raetar, cokolwiek zamierzał i jakąkolwiek magię szykował, mógł potrzebować ochrony...
 
Aeth jest offline  
Stary 02-03-2009, 21:36   #32
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Prawdę powiedziawszy Miri nie była raczej głodna, a to za sprawą magicznego pierścienia na jednym z palców dłoni, który w jakiś nie do końca zrozumiały dla niej sposób, zapewniał jej ciału wystarczająco energii i uczucia nasycenia, zarówno jeśli chodziło o jadło, jak i napitek. Mogła więc teoretycznie nie jeść ani pić już nigdy niczego w życiu, póki miała założony owy magiczny przedmiocik, Mniszka jednak bardzo chętnie od czasu do czasu zadowalała się pałaszowaniem zawartości talerzy, oraz opróżnianiem kufli (a piwko bardzo lubiła), kubków i tym podobnych. Jakby nie patrzeć poświęcała wiele fizycznym treningom oraz rozwijaniu swych umiejętności walki wręcz, potrzebowała więc i "dodatkowych" porcji jadła.

Na szczęście poprzez spory wysiłek cielesny nie tyła.

Deszcz okazał się nie do końca deszczem, sypiąc z nieba zielonymi pędami jakiś roślin!. Trzaskało toto nieprzyjemnie po dachu zajazdu, a wyglądało dosyć obrzydliwie, "zielone" było bowiem oślizłe. Co się z tym światem porobiło, już deszcz nawet nie był normalny... . Zerkając do kuchni po swojej głośnej wypowiedzi zauważyła przez lekko uchylone drzwi kucharzącego Krasnala. Zajmował się faktycznie przyrządzaniem jadła, może jednak więc Miri była zbyt przewrażliwiona, zbyt nieufna?. Co się jednak dziwić, skoro magia zabijała co dzień, już od tak wielu, wielu miesięcy, a niejeden poczciwy człek po prostu głupiał od tego wszystkiego, często przemieniając się w prawdziwego wariata, krojącego na plasterki nawet własną rodzinę.

Wracając jednak do Gungara kręcącego się po kuchni zajazdu, przygotowywał on posiłek składający się z warzyw i mięsiwa. Kucharzenie wychodziło jemu chyba całkiem dobrze, powoli bowiem do kobiet przy stole docierały coraz przyjemniejsze zapachy. Tylko ta wyjątkowa wprawa w wywijaniu kuchennym tasakiem... . Miri przygryzła lekko wargę, po czym potrząsnęła głową, jakby to miało pomóc w pozbyciu się negatywnych myśli. Chyba naprawdę była ostatnio zbyt przewrażliwiona.

- "Pani będzie zadowolona...Prawdziwa uczta...nie żałuj im ...taka okazja, może się szybko nie powtórzyć...To naprawdę szczęśliwy dzień" - Wyłapała szczątki rozmowy między kucharzem a właścicielem zajazdu. Powinno więc być dobrze, tylko czemu mówili o jednej osobie?.

Wkrótce zjawił się sam Halaver, przepraszając za zwłokę z przygotowywaniem jadła. Mniszka jego zupełnie niepotrzebne przeprosiny skwitowała miłym uśmiechem posłanym w stronę mężczyzny, który wystarczył w zupełności zamiast paru oczywistych zdań z jej ust. Po chwili pojawił się również Krasnal, niosąc misę pełną gulaszu, flakon z winem i oczywiście drewnianą "zastawę".

- Pachnie wspaniale, zapewne więc też tak będzie smakować, dziękujemy - Odezwała się Miri, komplementując wyraźnie "zmęczonych życiem" obu mężczyzn, puszczając przy tym wymowne do sytuacji oczko do Sary. Halaver po raz kolejny wyraził radość z powodu klienteli zaglądającej do jego przybytku, wypytując również o jakiekolwiek wieści "ze świata", oraz oznajmiając, że owe wieści będą zapłatą za strawę i nocleg. Mniszka tak jednak nie potrafiła... .

- Tak nie przystoi gospodarzu - Zwróciła się do siedzącego razem z nimi wysokiego mężczyzny przy stole - Zapłacimy za gościnę, wszak wypada, a co zasłyszałyśmy i widziałyśmy po drodze oczywiście opowiemy - Miri wyciągnęła małą sakwę w której znajdowało się dziesięć złociszy, po czym położyła na stole, blisko Halavera, spoglądając w twarz mężczyzny ze stanowczą, choć pogodną miną - Proszę to przyjąć, naprawdę nalegam, tak będzie właściwie.

Po chwili spojrzała na kuchenne drzwi, za którymi zniknął Krasnal.
- A pan... pan... - Wskazała palcem na kuchnię.
- Gungar - Pomógł jej Halaver.
- Pan Gungar z nami nie usiądzie?. Co tak będzie samotnie w kuchni siedział... panie Gungar proszę do nas, będzie raźniej! - Ostatnie słowa wypowiedziała głośniej.

Miri zajadając gulasz i pijąc wino opowiedziała więc nieco o tym, co widziała po drodze i przypadkowo zasłyszała, pewne "osobiste" fakty pomijając, a niektóre wywyższając, by dać nieco więcej wiary w życie dwójce samotnych mężczyzn w zajeździe. Ominęła więc zręcznie swój pobyt w Stormshield, gdzie obiła kilka zbyt natrętnych względem jej ciała pirackich gęb, układając wszystko tak, by wyszło jak najbardziej pozytywnie.

- Przybywam z południowego wschodu, i w sumie podróżuję bez celu - Uśmiechnęła się - Zmierzam zaś na północ. Po drodze nieco widziałam, i muszę powiedzieć, że wiele z tych rzeczy nie było miłych, jednak trzeba przyznać, że jest już lepiej niż wcześniej. Prosty lud stawia na nowo gospodarstwa i orze pola, coraz mniej jest więc widocznych śladów po Wojnie, choć oczywiście w wielu miejscach zbyt ciekawie jeszcze nie jest. Na gościńcach również więcej podróżujących osób, we wsiach czy miastach również już inaczej, ludzie trochę bardziej otwarci na obcych, świat się powoli dźwiga, na nowo jako-tako funkcjonuje handel. Z tego co wiem Stormshield nadal zajęty przez piratów, a rządzony przez kapłanów Morskiej Furii, ale z pewnością nie potrwa to długo, i wszystko wróci do normy, jest więc ogólnie coraz lepiej! - Zakończyła optymistycznie.

Jej opowieści nie były zbyt atrakcyjne, może jednak dobrze, że chciała zapłacić... .

- Bardzo dobre, bardzo dobre - Dodała jeszcze, kończąc już właściwie swoją porcję - A znajdzie się może jakaś balia na kąpiel?.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-03-2009, 21:10   #33
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Potężne cięcie, które wyprowadził Ethan, oderwało kawałek tarczy elfa, nie czyniąc mu jednak żadnej krzywdy.

"Niezły z niego zawodnik." - pomyślał MacBright, odskakując na moment od wroga. - "Mam nadzieję, że stary czarodziej i dziewczyna dadzą sobie radę beze mnie."

Przez chwilę przeciwnicy mierzyli się wzrokiem, jakby badając swe możliwości, by nagle skoczyć ku sobie jak dwa tygrysy.
Ethan zrobił wypad, pchnięciem próbując wyprzedzić atak elfa, a następnie poprawił okrężnym, bocznym cięciem, starając się rozciąć udo wroga.

Ktokolwiek obserwował by tę walkę, zauważyłby z jaką łatwością rycerz operuje ciężkim orężem w jednej ręce, jakby potężny półtorak był tylko wierzbową witką.
 
Komtur jest offline  
Stary 06-03-2009, 09:40   #34
 
sara_mysterious's Avatar
 
Reputacja: 1 sara_mysterious nie jest za bardzo znany
Sara nie była na tyle ufna by od razu rzucić się na jedzenie. Poczekała kilka chwil, aż jej towarzyszka przełknie pierwsze kęsy. Nawet gdy już spróbowała posiłku długo żuła pierwszy kęs i poszukiwała smaku znajomych jej toksyn. Gdy nic nie znalazła kontynuowała jedzenie wsłuchując się w opowieść Miri.

- A ja wam powiem coś innego. Wcale, a wcale się nie zgadzam z tobą Miri. Świat wcale nie wraca do normalności. Zbytnio zniszczyliśmy go wojnami, magią i swoją ignorancją. Zmieniło się. Zmieniło się wiele i to na gorsze. Tyle wam powiem. - kobieta przeżuła kolejny kawałek, popiła winem i kontynuowała. - Popatrzcie tylko za okno. Co widzicie? Bo ja nie wiem gdzie tutaj normalność. Nie widzę nic z dziecięcych lat gdy patrzę na spadające zielone dziwadła. A to coś wcale nie jest najdziwniejsze z tego co widziałam. Przeżyłam na szlaku spadające żaby, kamienie i grad wielkości głowy kobolda. Nic w tym dziwnego. Wszystko da się wyjaśnić. Tak czy inaczej ale da się wyjaśnić. A jak wyjaśnicie spadające z nieba martwe ciała gnoli? Jak wyjaśnicie deszcz dziwnych stworzeń wyglądających jak latające jaszczurki? To nie jest normalne i nie zmienię zdania.

Sara znów pociągnęła łyk wina. Cierpki napój rozgrzewał ją na tyle, że oparła się o tył ławy i kokieteryjnym ruchem lekko poprawiła odzienie, by dać więcej powietrza swej skórze. Przy tej czynności puściła oczko do Miri, a następnie popatrzyła na dwóch mężczyzn. Widząc jak szybko odwrócili wzrok Sara zaśmiała się w duchu. Dziewczyna wiedziała, że jest atrakcyjna i lubiła żyć z tą świadomością. Mimo to nie miał jej jeszcze żaden mężczyzna i nie zapowiadało się by szybko miało się coś zmienić w tej kwestii. Młoda czarodziejka szybko odegnała myśli o swoim wymarzonym mężczyźnie i kontynuowała opowieść.

- Magia zaczęła zawodzić. Już nie można być pewnym swych umiejętności i efektu czarów. Pojawiły się nowe magiczne stworzenia, o których nawet nie słyszeli najwięksi magowie z akademii. Opowiem wam o jednym jeśli chcecie. - Sara zamilkła na chwilę czekając na sprzeciw słuchaczy. Takowego nie było. Wszyscy byli ciekawi co powie dziewczyna. Odgarnęła więc kosmyk włosów z oczu i snuła dalej swą opowieść.

- To było nie tak dawno temu. Może dwa lub trzy miesiące od ostatniej pełni. Wędrowałam w celu... ach, zapomniałam już po co, ale chyba szukałam pewnej księgi. Tak, tak... właśnie tak było. Tak czy inaczej z pewnym mężczyzną spotkanym na trakcie zatrzymaliśmy się w gospodzie przy rozstajach dróg. Gospoda jak gospoda, niewiele się różniła od tej. Drzwi, okna, obsługa... czego więcej chcieć od gospody? Nie wydaje mi się by coś więcej nam było trzeba tamtego deszczowego dnia. Więc weszliśmy do środka, zamówiliśmy strawę i nocleg. Nic nadzwyczajnego. Ale w nocy stała się ta potworność. Gospoda pokazała nam swoją prawdziwą twarz. Jak się okazało, to nie był budynek a stworzenie przybierające jego kształt. To coś zwabiło nas do swego wnętrza, nakarmiło i chciało uśpić naszą czujność, by osłabić i nie wypuścić na zewnątrz, a później strawić jak rosiczka muchę. To było okropne. Udało mi się wydostać tylko dzięki nieudanemu zaklęciu. Uciekałam jak szalona. Skończyłam bieg dopiero gdy nie widziałam już tej okropności, a wzrok mam doskonały. Sami więc widzicie, że nie ma już normalności na świecie. Nie można być pewnym nawet gospodą. Zresztą sami nie wiecie czy nie jestem przypadkiem wampirzycą albo likantropką, prawda? - dziewczyna uśmiechnęła się ładnie do słuchaczy i znów popiła wina.

- Gospodarzu. Kąpiel poproszę i czyste łóżeczko. Jestem taka zmęczona. - Sara przeciągnęła się wyciągając ręce ku górze. Jej jędrne piersi naprężyły się pod obcisłym materiałem kusząc swymi kształtami. - Ale szybciutko poproszę mości gospodarzu, dobrze?

Gdy gospodarz poszedł szykować pokoje i kąpiel dla pań Sara rozejrzała się szybko po pomieszczeniu i zagadnęła do Miri.
- Dołączysz do mnie?

Nie czekając na odpowiedź mniszki poszła wziąć kąpiel, a następnie udała się do swojego pokoju by odpocząć po dniu podróży.
 

Ostatnio edytowane przez sara_mysterious : 06-03-2009 o 12:15.
sara_mysterious jest offline  
Stary 06-03-2009, 17:39   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Miri wsłuchiwała się w opowieści Sary z mieszanymi uczuciami. Mniszka starała się dać choć złudną nadzieję dwóm wyglądającym na zmęczonych życiem mężczyzną, czego jednak nie można było powiedzieć o młodej Czarodziejce. Ta bez większego zastanowienia opowiadała z rozbrajającą szczerością o raczej wszelkich możliwych negatywnych przejawach świata w którym przyszło im obecnie żyć, co chyba zbyt miłe nie było, i jak dla rudowłosej raczej zupełnie niepotrzebne. Owszem, to co mówiła Sara było prawdą, jednak w sposób w jaki to mówiła nie pozostawiał wątpliwości, że wciąż jest źle, a nawet bardzo źle, jeśli się nad tym wszystkim głębiej zastanowić. A przecież można było dać choć paroma bardziej miłymi słowami nadzieję na lepsze jutro, "upiększyć" to i owo, i dać choć cień nadziei... no cóż.

W przeciwieństwie do Czarodziejki, Miri nie zaprzątała sobie głowy myślami dotyczącymi ewentualnie zatrutego jadła, czy też wina. Po wielu latach intensywnych, a często również dosyć dziwnych ćwiczeń w klasztorze, jej zahartowane ciało uodporniło się z biegiem czasu na różnorodne toksyny. Co najwyżej odczułaby chwilowy ból brzucha, żadna typowa trucizna nie była jej bowiem w stanie powalić. Zjadła więc szybkim tempem co jej podano, wypiła dwa kubki wina, i poczuła się naprawdę syta. Teraz przydałaby się wspominana już wcześniej kąpiel i odpoczynek po dniu w podróży.

Jasnowłosa towarzyszka Mniszki przy stole zachowywała się, delikatnie mówiąc "prowokująco". To się przeciągnęła, aż jej ciasna i skąpa suknia zatrzeszczała pod naporem ciała, i niemal "to i tamto" spod niej powyskakiwało, to mrugnęła, to zupełnie niepotrzebnie poprawiła w paru miejscach odzienie, przyciągając wzrok mężczyzn. Była naprawdę nietypową Czarodziejką, zupełnym przeciwieństwem zadufanych w sobie, gburowatych "mądrali", bardziej przypominała jakąś, jakąś... kurtyzanę, kuszącą wszystkich wokół swym ciałkiem i zachowaniem.

- Ech Saro, Saro - Miri szepnęła pod nosem za odchodzącą od stołu młodą kobietą.

Świadomie, czy też i nie... zdecydowanie świadomie, Sara prowokowała Gungara i Halavera, co mogło się naprawdę źle skończyć. Wszak dwaj samotni mężczyźni żyjący na odludziu, bez jakichkolwiek kobiet(?), bez częstej klienteli, do tego wyglądający i zachowujący się nieco podejrzanie, mogli mieć naprawdę różne pomysły odnośnie zbłąkanej, czy też i może zbłąkanych niewiast. Oby nie wydarzyło się nic w tym kierunku.

Miri również wstała od stołu, po czym ruszyła za Czarodziejką. Wolała by raczej trzymały się razem, stając się mimowolnie, i niezbyt chętnie, "bodyguardem" jasnowłosej. Tak do cholewy, "bodyguard" był w tym przypadku naprawdę określeniem na miejscu. Lepiej było jednak być blisko Sary, by ewentualnie ratować jej "powabny" tyłek. Tego jeszcze w życiu Mniszki nie było, wolała jednak nie dopuścić by Czarodziejce stała się jakaś krzywda, nawet mimo jej własnego, nachalnego prowokowania.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-03-2009, 22:55   #36
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Południowe Lasy, pod murami Graiholm

Oba tagosaiskie elfy były doświadczonymi wojownikami. Oba szybko się podniosły. Była jednak między nimi jedna różnica. Cios jaki zadała mu Vivienne podczas przejazdu był niezwykle celny. Krew wypływa ze szczeliny zbroi, powoli i nieubłaganie odmierzając czas do śmierci przeciwnika kobiety. Wróg rycerza, choć poobijany, nie doznał jednak zbyt wielkich obrażeń. Niemniej Ethan znał się na swym rzemiośle, a jego półtoraręczny miecz przecinał powietrze ze złowieszczym świstem. Rycerz dał chwilkę odpoczynku elfowi, poczym natarł, a jego miecz ruszył w kierunku ciała wroga. Ten jednak zdążył odskoczyć przed pchnięciem, niemniej kolejny cios już nie ominął elfiego ciała. Przesuwające się po łuku ostrze miecza przecięło tętnicę udową, a ranny elf z jękiem przewrócił się na ziemię. przetoczył się i energicznie powstał, mimowolnie zaciskając zęby z bólu. Chwiał się przy tym mocno, długo tak nie pociągnie. Zarówno Ethan jak i elf o tym wiedzieli. Mimo to trzymał wyzywająco miecz w kierunku rycerza. W tym samym czasie elf choć z trudem sparował tarczą cios Vivienne i zaatakował, niezbyt jednak celnie. Odsłonił się i to wystarczyło by dziewczyna zadała śmiertelne pchnięcie, prosto w serce. A krotki zasięg oręża sprawił, że Vivienne niemal wtuliła się w niego przy zadawaniu ciosu. Elf spojrzał na swą pogromczynię z nienawiścią, rzekł kilka słów nieznanym jej języku...I skonał osuwając się na nią. Raetar wyprostowawszy dłoń rzekł ponuro.- Powstań.
I ziemia zagotowała się , czarne błoto z którego formowały się macki zęby, żyły, oczy i kły. Szybko rosło tworząc płyty z czarnej niczym noc chityny. Po chwili czarna masa uformowała sześć opancerzonych odnóży, unosząc się na nich, potężne cielsko, z którego wyrastające chitynowe płyty zamykały bulgoczący chaos organów wewnętrznych. A po chwili uformowały się szczypce i sterczący bojowo ogon zakończony żądłem.

Widok wielkiego czarciego skorpiona, wywołał poruszenie u raptorów. Pozbawione jeźdźców, na wpół ogłuszone ciosami maga, straciły zapał do walki i ograniczyły działania do cofania się w pozycji obronnej wydając z siebie jedynie ostrzegawcze syknięcia.
Nimfa obserwowała ową potyczkę w ciszy, widziała jak szybko owi przybysze rozprawili się z zagrożeniem. Widziała też przywołanego przez maga skorpiona...Stworzenie wydawało się być sprzeczne z naturą. Chitynowa zbroja zdawała się skrywać chaos tkanek, choć nie do końca...Przez szczeliny i w przegubach pancerza bestii widać było języki, serca...i oczy, niektóre tak ludzkie. Ta bestia nie była z tego świata, ta bestia nie powinna istnieć. Była zaprzeczeniem natury. Starzec zwrócił się w kierunku i spojrzał na nich! Jakim cudem ich zobaczył? Bo tego że widział była niemal pewna.
-Długo się jeszcze będziecie kryć?- krzyknął głosem nawykłym do wydawania poleceń.- Przedstawienie się skończyło. Wychodzić mi stamtąd, cała czwórka.
Pierwszy wyszedł krasnolud mrucząc.-
Ten człowiek mi się nie podoba.
Ruszył jednak do przodu, a po nim człowiek i niziołek. Cała trójka w milczeniu. Jakąś przewrotnością losu bowiem, starzec stał się panem sytuacji.

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”

- Pan Gungar z nami nie usiądzie?. Co tak będzie samotnie w kuchni siedział... panie Gungar proszę do nas, będzie raźniej! -Krasnolud na zawołanie mniszki przyszedł, acz milczal i z ciekawością przyglądał się obu kobietom. Była w tym przyglądaniu jakaś dziwna pożądliwość. Z drugiej strony, trudno się dziwić, dwóm wyposzczonym facetom goszczącym piękne kobiety. Halaver wsunął za pas sakiewkę od Miri, którą wzbraniał się co prawda przyjąć, ale w mało przekonujący sposób. Obaj z ciekawością wysłuchali opowieści Miri, niemal spijali jej słowa z ust. Równie chętnie chłonęli opowieść czarodziejki użalając się nad jej biednym losem i niegodziwościami jakie ją spotkały po drodze. To znaczy, Halaver się użalał...Krasnolud ograniczył się do potakiwania głową. Zresztą Halaver odprawił go szybko, gdy tylko dziewczęta zażądały kąpieli. Nakazał mu napalić ognia w piecu pod balią.
- Może teraz na to nie wygląda, ale kiedyś była to ekskluzywna karczma.- opowiadał Halaver dziewczętom, podczas gdy krasnolud przygotowywał im kąpiel .- Gościli tu ludzie bogaci i wpływowi. Ale wojny...i inne zdarzenia doprowadziły to miejsce do ruiny. Próbowałem je przywrócić do dawnej świetności...ale, ostatnia wojna pokrzyżowała me plany. Niemniej ślady tej świetność jeszcze widać. Choćby w postaci dużej balii, której wodę można podgrzać z komnaty pod nią. Gungar doda jeszcze olejki do kąpieli...zapach sandałowca i nutkę lawendy. Moja ulubiona kompozycja...polecam.
Dziewczyny zaś słuchając go dojadały posiłek. Ani czarodziejce, ani mniszce nie udało się wyczuć trucizny(o ile była, oczywiście). Potrawa krasnoluda była bowiem mocno przyprawiona. Był to zrozumiały zabieg dla każdego obeznanego z kuchnią. Przyprawy miały maskować kiepską jakość produktów użytych do przyprawy. Niemniej Sara nie czuła żadnych żołądkowych sensacji, a lekka senność spowodowana była zapewne zmęczeniem po podróży...
Po pewnej chwili wrócił Gungar i mrukliwym głosem rzekł.- Kąpiel gotowa.
Halaver wstał i rzekł.- Drogie panie, proszę za mną.-
A zaprowadziwszy je do przebieralni wyszedł. Czarodziejka nie miała większych oporów przed pokazywaniem ciała i szybkim ruchem zsunęła płaszcz, a następnie wyzywającą sukienkę, odsłaniając w pełni swe zgrabne uda i okrągłe pośladki, a także inne atrybuty jej urody, zazwyczaj skrywane pod strojem. Ruchy dziewczyny pełne subtelnego erotyzmu, zdawały się mówić. „Jestem powabna i nie zamierzam tego ukrywać.” Miri...cóż...Miri nie była aż tak bezpruderyjna. Klasztor w którym się wychowywała, był co prawda koedukacyjny, ale Galitor przede wszystkim wymagał wyznawców poświęcenia się samorozwojowi. Więc romanse pomiędzy mniszkami a mnichami, jako rozpraszające, nie były tolerowane. I przebieralnie były jednoosobowe. Tak więc Miri nie miała zbyt wielu okazji by widzieć kogoś nago, poza tym...Na jej ciele było trochę blizn, śladów poparzeń z dzieciństwa. Teraz co prawda mało widoczne, ale nadal były czymś co może wpędzić kobietę w kompleksy na temat swej urody. Niemniej spojrzenie czarodziejki, lekki ruch palców sugerujący rzucenie jakiegoś drobnego czaru, spowodowały iż mniszka wreszcie zsunęła z siebie odzienie. Odsłaniając wspaniały tautaż, dzieło prawdziwego mistrza, pokrywający całe jej plecy. A potem weszły do pomieszczenia za balią. Niewielka chmurka pary unosząca się nad wielką czteroosobową balią potwierdzała iż kąpiel jest gotowa. A zapachy, rzeczywiście był przyjemny. Kobiety zamknęły za sobą drzwi i zanurzyły swe ciała w balii rozkoszując się ciepłą wodą, przyjemnie rozluźniała...a olejki do niej dodane działały kojąco. Były same, mogły więc porozmawiać szczerze, umyć się za pomocą przygotowanego zestawu mydeł (krasnolud pomyślał o wszystkim, skubaniec jeden) lub po prostu rozkoszować się cudownym dotykiem ciepłej wody obmywającej ich skórę. Przez pewien czas nie działo nic dziwnego i kąpiel przebiegała w przyjemnej atmosferze. Sara jednak z czasem czuła się coraz bardziej senna, wzrok jej się mącił...wreszcie zasnęła, osuwając się. Miri wyciągnęła dziewczynę z balii i ruszyła do drzwi, które okazały się zamknięte od zewnątrz. Starała się wywarzyć je "podwójnym kopnięciem smoka z półobrotu", ale pod miękkim drewnem kryła się stalowa wzmacniana płyta, a tej nie da się przebić gołą dłonią czy stopą...Nawet doświadczonej mniszce. Miri zrozumiała że wpadły w pułapkę. Czarodziejkę załatwili usypiającym narkotykiem, na nią podziałał więc...jak chcą dopaść ją? Odpowiedź przyszła wraz z urywanym oddechem mniszki. W komnacie z balią robiło się coraz bardziej parno. Halaver zatkał zapewne otwory wentylacyjne i wkrótce zaduch powali mniszkę, zresztą już odczuwała zawroty głowy. Zrobiła jeszcze kilka chwiejnych kroków zanim upadła...Ostatnie co pamiętała to odgłos kroków i kobiecy głos.- Dobrze się spisaliście, przygotujcie teraz strawę dla mnie...

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”, Piwnica na wino

Pobudka nie należała do wesołych. Miri i Sara obudziły się przykute za nadgarstki, przykute łańcuchami do ściany. W dodatku obie były nagie. Przykute zaś były tak, że ręce miały wyciągnięte do góry, przez co musiały wypinać do przodu to z czego kobiety są zazwyczaj dumne i nie mogły zakryć tego, co jedynie kochanek powinien oglądać.
Obok Miri zaś przykuty był w ten sam sposób niski krasnolud o długiej jasnożółtej starannie wypielęgnowanej brodzie, włosach tej samej barwy, twardym spojrzeniu i krzaczastych brwiach. Podobnie jak dziewczęta był nagi, tyle że bardzo długa broda zakrywała strategiczne miejsce. Tak więc dziewczęta nie mogły się przekonać czy krasnoludy mają ów przyrząd jak „taran”, jak głosiła fama.
Krasnolud spojrzał na obie kobiety, z lekko zarumienionymi policzkami (które świadczyły że nie tylko w krasnoludzkich kobietach gustuje). Przymknął oczy i dopiero wtedy rzekł. - Zapewne drogie panie chciałyby wiedzieć, co robią tutaj wraz ze mną. Otóż jesteśmy jak te beczki, żywymi zapasami krwi dla wampirzycy...i mięsa dla jej sług, kanibali. Jeśli boicie się o swą cnotę, to niepotrzebne. Babsztyl zrobił im takie pranie mózgu, że niewiele z ich osobowości przetrwało. Zapewne żadna z was nie ma dość siły by zerwać stalowe kajdany, ani czarować bez użycia rąk, więc może przejdziemy od razu do mego planu. Jeśli ty, moja ruda towarzyszko niedoli mogłabyś dotknąć stopą mej skóry na wysokości klatki piersiowej byłbym bardzo wdzięczny...a my mielibyśmy szansę. A jeśli jeszcze macie jakieś pytania...to proszę o szybkie je zadanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-03-2009 o 15:32.
abishai jest offline  
Stary 08-03-2009, 07:53   #37
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
- Co na wszystkich bogów? - elf nie mógł zrozumieć o co chodzi, aż do chwili, w której potężny meglar zmienił się w małego chłopca. Elf widział już sporo w życiu, sam nawet używał magii zmiany kształtu, lecz ten tutaj osobnik miał ją opanowaną w najwyższym stopniu. Rasgan co najwyżej mógł się zmienić w coś mniejszego, w dodatku tylko za pomocą amuletów, ten zaś młodzieniec jak widać nie miał takich ograniczeń. Co lepsze, elf podejrzewał, że nie miał on żadnych ograniczeń jeśli chodzi o zmianę kształtu. Mógł zapewne przybrać dowolną postać jakiejkolwiek istoty, to jednak miało się okazać później.

Chwilę później szlachcic zapomniał już o przeciwniku. Teraz kierowała nim ciekawość i pożądanie. Ciekawość tego, kim był mały chłopiec i dlaczego nosił taki dziwaczny przyodziewek, oraz pożądanie jego mocy. Ta moc mogła się okazać bardzo przydatna podczas walki z bogami, którą planował elf. Gdyby mógł przybierać dowolne kształty wtedy zmieniłby się w wielkiego czarnego smoka albo w tytana i zmiażdżyłby co pomniejsze bóstwa. Co do tych większych, z liczniejszą rzeszą wiernych elf miał inne plany.

- Kim jesteś? – zapytał powoli podchodząc do dziecka. Broń schował już dawno, przecież miał pokojowe zamiary (puki co). - Ja jestem Rasgan. Elf na służbie mości Turama – wskazał na krasnoluda, a następnie po kolei pokazując druidkę i orka przedstawił ich dzieciakowi.

Nie widząc żadnych oznak niepokoju i zagrożenia ze strony dziecka elf powoli usiadł koło niego. Niezbyt blisko by go nie speszyć oraz niezbyt daleko, by dzieciak wiedział, że elf okazuje mu zainteresowanie. Powoli wyciągnął dłoń do malca i wskazał na kawałki chleba, które jadł.
- Mogę kawałek? Pewnie to jest pyszne, a ja jestem strasznie głodny. Może się podzielisz? – zapytał elf. Widział, że szansa na posiłek jest nikła. Nie potrzebował jedzenia w tej chwili, chciał tylko sprawdzić jak zachowa się malec. Jeśli się podzieli, to znaczy że jest w miarę cywilizowany. Jeśli zaś będzie zażarcie bronił jedzenia to znaczy to tyle, że malca wychowała dzicz, a wtedy cóż... będzie się musiała nim zainteresować Panna od natury.

Siedząc tak z malcem elf wcale nie przestawał być czujny. Omiatał horyzont wzrokiem i starał się wymyślić jakiś plan. Starał się znaleźć jakiś cel ich podróży. W końcu wydał polecenie:
- Mapa. Weźcie mapę i spróbujcie określić nasze położenie. Gdy to się uda, spróbujemy odszukać cel naszej podróży. Coś mi mówi, że nie mamy czasu do stracenia.. - Sam zaś podał malcu małą manierkę z wodą.
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 08-03-2009, 21:48   #38
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zniszczona wioska gdzieś na równinach, pomiędzy Phalenpopis a Hyalieonem, wieczór.

-Tośmy się powywyższali. Czasem to dobrze robi. Ładny miecz. Pewnie tak samo ostra stal, jak hm... język? Ale chyba byłby tu słowem nie na miejscu.-spytał Haradan.
Ha... najlepszy, najostrzejszy, prawdziwy pogromca złych i potężnych twardzieli. Tylko że służę magowi, ale na czas podróży wspólnej mogę służyć tobie.- odparli miecz, żaląc się na swój los.
-Wygląda na łucznika.- wtrącił mag, wzmagając tylko pretensje miecza do świata.- Nooo Nie! Czy nikt już nie ceni starej dobrej szermierczej szkoły! O Tempora! O Mores!*
Później nastąpiła kolacja. Skromna, ale zawsze lepsza niż nic. Po kolacji zaś gnom wziął topór bitewny i przyglądając mu się rzekł.- To płonący topór, całkiem niezły. Wygląda na dzieło njordzkiego płatnerza, a oni znają się na toporach. Jak się skupisz to zmagazynowana w nim magia otoczy cię tarczą ognia, która będzie chroniła przed ogniem lub mrozem i raniła głupców którzy cię wtedy zaatakują. Magii w toporze starczy jednak na jedno użycie tarczy ognia dziennie.

Zniszczona wioska gdzieś na równinach, pomiędzy Phalenpopis a Hyalieonem, następny dzień.

-Ładne zwierzę. Magia czy przywołanie?- na pytanie Haradana, gnom odparł krótko.- Magia transmutacji. Użyteczna rzecz.
I jak tylko Haradan wsiadł na bestię, ta zamachnąwszy kilka razy skrzydłami, wzbiła się w powietrze. Wierzchowiec Mac’Baeth’a, kierowany sprawnie ręką maga, szybko ruszył w kierunku bestii, która zdawała się kurczyć im bliżej niego byli. Gnom wykonał kilka kółek nad grupką, więc Haradan mógł się przyjrzeć, młodemu krasnoludowi z kuszą, elfowi i półrokowi w zbroi płytowej, oraz elfickiej druidce. A także „bestii” która powoli zmieniała się w małe dziecko z workiem na głowie.
-Oto grupka, której nie spotyka się codziennie.- mruknął gnom i powoli bestia zeszła lotem koszącym w dół. Wyhamowując tor lotu machnięciami skrzydeł dopiero tuż na ziemią.
Gnom zeskoczył od razu o wylądowaniu, zapewne znając obyczaje przywołanej bestii. Następnie spytał zaskoczony.- A skąd wy się wzięliście na środku tej równiny?

Ukryta dolinka na południe od Phalenpopsis

Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę i niektórzy zaczęli się w tym wszystkim gubić.
Potwór zmniejszał się w zastraszającym tempie i powoli przybierał postac dziecka, najpierw przerośniętą, potem normalną. Yokura dochodził do siebie po niedawnych traumatycznych przeżyciach jakim było zagrożenie pożarciem przez meglara.
Turam nerwowo ładował kuszę, a druidka wylądowała na ziemi przybierając swój normalny kształt. Timi tymczasem zdążyć się skurczyć się do normalnych rozmiarów i zaczął przetrząsać zapasy Turama wzbudzając w nim gniew.
-Hej ! To moje!- krzycząc podbiegł do rozsypanych przedmiotów i zabrał stamtąd mapę, którą otrzymał od swego wuja. Najcenniejszy z wielu powodów, przedmiot.
Za rozmowę z Timim wziął się Rasgan. Jako że krasnolud nie wydawał się być urodzoną niańką. Przeklinając pod nosem dzieciaka, zbierał rozsypane magiczne mikstury i fiolki.
- Mapa. Weźcie mapę i spróbujcie określić nasze położenie. Gdy to się uda, spróbujemy odszukać cel naszej podróży. Coś mi mówi, że nie mamy czasu do stracenia.. -
-Nasze położenie... Leżymy totalnie? Jest nas czworo, daleko od Gór Środka Świata, które powinniśmy przekroczyć przez Arhaag, albo opłynąć. Aydenn nie żyje, nie mamy broni.- burknął niezadowolony krasnolud.- A teraz trafiła nam się sierota która w przypływie złego humoru może nas rozdeptać. Powiedz mi Rasganie, co jeszcze może pójść nie tak?
Wylawszy swe żale i obawy krasnolud mruknął. -Dwie trzy godziny na piechotkę w kierunku południowym i będziemy we wsi.Tymczasem z impetem wylądował pomiędzy nimi gryf niosący ze sobą gnomiego czarodzieja naznaczonego czarcim dziedzictwem i człowieka uzbrojonego w łuk, który wydawał się być dla niego bardzo cenny, oraz nerwowo trzymając się kudłów gryfa.
Gnomi czarodziej wydawał się być bardziej spokojny i szybko zeskoczył z bestii, zadając nonszalanckim tonem pytanie.- A skąd wy się wzięliście na środku tej równiny?

* O TEMPORA! O MORES! [łac. o czasy! o obyczaje! - słowa Cycerona w jego mowie przeciw Katylinie]
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-03-2009 o 11:23.
abishai jest offline  
Stary 09-03-2009, 10:29   #39
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Rasgan ze spokojem odpowiedział na pytania krasnoluda.
- Turamie uważam, że za bardzo się denerwujesz. Wrzodów dostaniesz, albo zmarszczek. Nie chcesz chyba wyglądać jak ja, prawda? – zażartował elf chcąc uspokoić krasnoluda. - Przecież doskonale wiesz gdzie jesteśmy i w jakim celu tutaj się znaleźliśmy. Nie musisz się więc denerwować, tylko skup się o powiedz mi, w którą stronę należy iść.

Elf faktycznie nie pomylił się. Krasnoludzki inżynier znał ich położenie, wiedział dokąd mają pujść. Musiał tylko rozładować typową dla swej rasy złość na zaistniałą sytuację. Byli bezbronni, bezradni, ale mieli przynajmniej cel. Cel, który musieli osiągnąć. Od nich zależało bardzo wiele, tak przynajmniej myślał elf.

Nim jednak doszło do dalszej rozmowy z nieba niczym grom spadł gryf wraz z dwójką nowych osobników.
- A skąd wy się wzięliście na środku tej równiny? – zapytał nonszalanckim tonem nowoprzybyły gnom.
- A tak sobie spacerujemy – odpowiedział mu elf doskonale naśladując ton czarodzieja. Rasgan nieraz rozmawiał już z czarodziejami, miał również do czynienia z gnomami i wiedział tylko tyle, że nie może dać sobą pomiatać i dać się zdominować czarodziejowi, gdyż tamten uzna go za gorszego od siebie. - Wolno nam chyba, co? – nie czekając na odpowiedź gnoma elf ciągnął dalej. - Wraz z moją panią, jej bliskim przyjacielem - elf kiwnął na krasnoluda - i naszym ochroniarzem wybraliśmy się na przechadzkę. To wszystko. Może lepiej ty mi powiedz, mości czarodzieju, skąd się tutaj wziąłeś i po co?
 
__________________
Szczęścia w mrokach...
rasgan jest offline  
Stary 09-03-2009, 21:58   #40
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Bijąca z oczu konającego elfa nienawiść, ostatnia rzecz, jaką zdołał przed śmiercią ukazać światu - i odbierającej mu ostatni oddech Vivienne - zdumiała dziewczynę, nawet pomimo tego, że to ona właśnie odebrała mu życie. Czy to było jednak wystarczające, by emanować taką aż pogardą? To ona broniła się podczas ataku, wojownik widział ją pierwszy raz na oczy. Kapłanka nie znała Tagosai, nie spotkała się z nimi aż do tamtego przemierzającego lasy patrolu, nie wiedziała więc, skąd wzięły się te przepełnione wrogością istoty, lecz przykład martwego teraz elfa nader jasno dawał jej do zrozumienia, że nienawiść musiała kierować nimi już u postaw. Lecz dlaczego? Cóż im uczyniono? I kto im to uczynił?

Te i inne pytania kołatały się w głowie Vivienne, kiedy gramoliła się spod przygniatającego ją ciała. Większość odgłosów na polu starcia ucichło, i kiedy dziewczyna podniosła się na nogi, wciąż gotowa do walki, spostrzegła wpierw rycerza zmagającego się już z ledwo stojącym w pionie wojownikiem, a później - coś o wiele poważniejszego. Mimowolnie zastygła w bezruchu, ponownie z niedowierzaniem przyglądając się dziele magii Raetara, tym razem jednak o wiele bardziej przerażona widokiem stworzonej z błota bestii. Pamiętając jego poprzedni wyczyn, zaledwie kilka minut wcześniej, gotowa była przysiąc, że mężczyzna długo nie będzie mógł tego powtórzyć. Jak wielka musiała więc być jego potęga, skoro tak bez wysiłku przychodziło mu stwarzanie tych zatrważających bestii!? I gdyby tego było mało, wywołał z miasta czwórkę nieznajomych. Karcący ton jego głosu nie spodobał się Vivienne, ale wolała teraz skupić się na tym nowym problemie. Przybysze obserwowali ich, prawdopodobnie od samego początku, wobecz czego niekoniecznie musieli żywić ku nim przyjazne zamiary. Raetar jednak zdawał się panować nad sytuacją - chociaż nie do końca tak, jakby kapłanka sobie tego życzyła. Upewniła się więc, że rycerz uporał się już ze swoim przeciwnikiem, po czym wolnym ruchem, cały czas utrzymując kontakt z wrokowy z tajemniczą czwórką, schowała bronie z powrotem na swoje miejsce. Nie chciała sprawiać złego wrażenia.

- Jesteśmy podróżnikami poszukującymi schronienia - powiedziała śmiało czystym głosem. - Mamy za sobą wiele dni drogi. Nie żywimy wobec was złych zamiarów. Czy jest w Graiholm jeszcze ktoś? Dlaczego gród jest pusty?
Odczekała chwilę by poznać reakcje nieznajomych, skupiając się w większości na nienawistnie łypiącej ku Reatarowi kobiecie. Doskonale rozumiała jej obawy, sama nie była już pewna, czy trzymanie się z mężczyzną było dobrym pomysłem, ale w chwili obecnej siedzieli w tym wszyscy razem. Gigantyczny skorpion maga skutecznie trzymał zaś niebezpieczne jaszczury na dystans.
- Ci jeźdźcy zaatakowali nas na progu miasta - chciała dodać, że w pogoni za rycerzem, ale złapała się, że jego też przecież w ogóle nie znała. Zwróciła się ku niemu twarzą, szukając konkaktu wzrokowego, pomocy w rozmowie z nieznajomymi, mając jednocześnie nadzieję, że nie pomyliła się w ocenie jego charakteru. A przynajmniej przynależności.
- Jestem kapłanką Rosalithe, na imię mi Vivienne - zwróciła się ponownie do czwórki. - Czy możemy szukać wśród was schronienia?
 
Aeth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172