Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2009, 16:10   #111
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Dominique stojąc w drzwiach altany ujrzała nieco dziwny widok. Mężczyzna który wyglądał jakby właśnie wyszedł z rzeźni, blondynka o twarzy wykrzywionej dziwnym ni to grymasem, ni to uśmiechem , który sprawiał, ze jej fizjonomia wyglądała jak maska.

Spojrzała na Giire obserwującego podobnie jak ona zbliżająca się trójkę.
-Czy to jest ów sędzia o jakim wspominałeś, że jest ze wszystkich istot w Thagorcie podobny nam?


-Tak, to on.
-Jak brzmi tu jego imię? Chciałabym wiedzieć, jak wypada się do niego tu zwracać.
-Nikt nie zna jego imienia. Nikt nie wie kim jest naprawdę. Między sobą nazywamy go Katem, ale nie mów tak do niego.
Nazywaj go Sędzią. Głos Girry był pełen szacunku, lecz jednocześnie…lęku? A może Dominique się tylko tak wydawało…

Girra widząc zbliżającego się sędziego skinął głową pełnym szacunku gestem
Dominique poczekała aż trójka przybyszów zbliży się na nich na odległość w jakiej można prowadzić rozmowę nie krzycząc.

Mike wyglądał mocno nieszczególnie. Gdy potknął się i opadł na kolana przez chwilę w rozdartym rękawie było widać jego rękę. Była pokryta rozległymi plamami zakrzepłej krwi zmieszanej razem z płynami limfatycznymi, Dominique miała wrażenie, że została odarta z skóry. W pierwszym odruchu chciała zaprotestować, lecz jakiś impuls jej podpowiedział, że jeśli to okaleczenie to cześć kary, to skoro błoto Azylu potrafiło wzbudzać umarłych, to z tym sobie też poradzi.

-Witaj Sędzio. Jestem Dominique, Opiekunka Stada Białej Róży. Chciałam z tobą pomówić o Mike’u , którego tu przyprowadziłeś.
Mimo, iż w środku niej szalały emocje, chciała jak najszybciej pomóc Sheffowi, to przywidziała formalną maskę chłodnego opanowania. W taki sposób łatwiej będzie to załatwić.

-Opiekunką Stada Białej Róży? - popatrzył z ubolewaniem. -Córką Idvy? -zaśmiał się. -Chorą córką Idvy. -jego wzrok przybrał surowy wyraz. - Dominique Nightsmitch. -O czym chciałaś rozmawiać, o tym godnym pogardy śmieciu?
Człowiek w fartuchu wolno podszedł do leżącego bez ruchu Mike'a i chwycił go za kołnierz, podnosząc z powrotem na kolana. Szarpnął drugą ręką za włosy unosząc jego głowę w górę. Mogła teraz spojrzeć w twarz Sheffa.

-Ten , jak go nazywasz niegodny śmieć jest członkiem mojego stada. Wiem co zrobił, wiem że złamał tym prawa Thagorthu. Ale Jonathan żyje. A sama świadomość popełnionego czynu wraz z karą jaką już odniósł w mojej ocenie jest wystarczająca. Przybyliśmy tu w nieodpowiednim momencie, Meridol nie zdążyła nam przekazać niezbędnych nauk. Mam świadomość, że nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem, ale w tym przypadku proszę by zwrócono Mike’a jego stadu.

Wraz gniewu na twarzy mężczyzny, wywołany pierwszymi słowami Dominique, z wolna ustępował.

- Widać lata praktyki na sali rozpraw dały odpowiednie przygotowanie na to co cię tutaj czeka. Usprawiedliwiasz go jednak według swej wiedzy i sumienia. Ja oskarżam go według mojej. Zabił nienawidząc. Widzieliśmy i czuliśmy to. Nie bronił życia, jak inny lecz je zabrał. Pozbawił Idvę obrońcy, sam poddając się bez walki, jak tchórz. Brzydzimy się nim.
Spojrzał na Jonathana stojącego w wejściu do altany, za plecami Dominique, ciskającemu wzrokiem gromy to na Opiekunkę, to na Mike'a.

- Chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia ten, który zginął z jego ręki. Wezwij go tu Córko Idvy.

-Dobrze, ale najpierw dajmy Mke’owi możliwość wypowiedzi?
Niech opisze nam okoliczności tego wydarzenia. To chyba byłoby najlepsze rozwiązanie, pod warunkiem, że będzie mógł mówić sprawnie i bez bólu mącącego świadomość. Sądzę, że ty, Sędzio, który tak wiele wiesz o osobach z jakimi rozmawiasz mógłbyś tego dokonać. To chyba uczciwe rozwiązanie.

-Wolą Idvy nie było, bym uzdrawiał. Dla niej osądzam kto wart życia a kto śmierci. Ty daj mu ukojenie, jeśli potrafisz.

-Skoro znasz mnie tak dobrze, Sędzio, to wiesz że tego nie potrafię.

Dominique zwróciła się do Mike'a.
-Opowiedz nam wszystko co się wydarzyło. Nie ukrywaj niczego, wszystko może mieć wpływ na twój los.

-Wszystko... To wszystko zaczęło się wcześniej, przed walką. - odpowiedział po chwili ciszy, głosem słabym i ochrypłym z wyczerpania
- Gdy udało mi się dobiec z rannym Charles'em do tego magazynu, poszedłem się rozejrzeć. Tam znalazłem... Znalazłem tam kokainę...
Ja... Wstyd mi się do tego przyznać, ale jestem uzależniony.
Naćpałem się. Potem doszedłem do was, gdzie była cała reszta. Mówiliście coś, przedstawialiście się, a potem znaleźliśmy się przy tym potworze. Nie wiem jak i czy to w ogóle nie było kolejną halucynacją, ale sięgnąłem po pistolet i strzeliłem kilkakrotnie do potwora.
Potem znowu coś... Coś się zmieniło. Nie wiedziałem co jest realne a co nie. Byłem gdzieś zupełnie indziej w... własnym domu i ktoś się włamał. - przez myśl mu przemknęło, to, co doktor powiedział o nienawiści jaką wyczuwał od niego, postanowił dalej ciągnąć swe kłamstwo.
- Zabił mojego przyjaciela, Davida. Ja sięgnąłem po broń i wystrzeliłem kilkakrotnie.
A potem... Potem ujrzałem... podziurawionego Jonathana - pomimo iż pewną część historii przekłamał, teraz uczuciowo włączył się do tych słów. Ledwo przełknął te słowa.
-Chciałem mu pomóc, ale krew tak szybko go opuszczała... Przyciskałem rany, ale było ich za wiele...

-Jak teraz, Sędzio, wygląda Twa ocena?
Dominique modliła się, by Mike mówił prawdę…

- Ty mi powiedz. To podobno Twój członek stada. Idva dała wam prawo życia i śmierci nad każdym z członków stada. Jeśli chcesz skup się a odnajdziesz każde jego kłamstwo. Ja znam prawdę, pytanie czy ty chcesz poznać ?
Sędzia podniósł lekko lewą brew wyraźnie zaciekawiony, co postanowi Opiekunka.

Słowa Sędziego ją zaskoczyły. Czyli jako opiekun ma też taką możliwość…
Skupiła się na słowach Mike’a, na tym co się wydarzyło tam przy Hydrze.
Poczuł w głębi siebie przejmujący ból. To musie być straszne, czuć coś takiego. Nie umieć sobie poradzić z brakiem miłości, dostawać tylko pogardę.
Emocjonalny chłód, oczekiwania jakich nikt ni e może spełnić, a co dopiero chłopiec.


Chłopiec jaki wyrósł na zgorzkniałego mężczyznę szukającego ucieczki w narkotykach.
Mężczyźnie jaki za wszelką ceną stara się zrobić wszystko by nie sta się takim jak jego ojciec. Uciekając od tego wpada coraz głębiej w drugą skrajność bycia kimś kim również nie chce być. Nie możność bycia w pełni samodzielnym, wieczne związanie więzami które opierają się już tylko na nienawiści i chęci ranienia…

Opiekunka poczuła, jakby coś w jej wnętrzu pękło, z trudem stłumiła rozsadzając piersi szloch. Formalna maska na twarzy wytrzymała.

Teraz wiedziała co się stało, czyją twarz w narkotycznym majaku zobaczył Mike, co usłyszał, i kogo, by móc się w końcu uwolnić zastrzelił.


Wiedziała też czemu skłamał. Nikt nie chce ujawniać takich mrocznych sekretów. Rodzina powinna być miejsce schronienia, azylem, a nie piekłem. Zimnym, pozbawionym uczuć piekłem w jakim żył Mike.

-Wiem co się wtedy wydarzyło, Sędzio podobnie jak ty. I właśnie ze względu na tę prawdę proszę cię o jego uwolnienie. Nikt nie powinien płacić kary więcej niż raz, zwłaszcza będąc tak bardzo obarczonym jak on. Żałuje swojego czynu, to również wiemy oboje.

-Żałuje? Brnie z kłamstwa w kłamstwo. -odpowiedział Sędzia z wymuszonym spokojem. - Nawet Ciebie próbował oszukać moja złota. Zastanów się, zanim coś postanowisz. Wysłuchaj drugiej strony -powiedział wskazując na miotającego się w gniewie Jonathana.

-Jeśli rzeczywiści widziałeś prawdę jak mówisz, to wiesz o jakim żalu i skrusze mówię.
Jonathanie, chodź, spójrz na Mike’a i powiedz nam spokojnie co się wydarzyło.

Bariera zniknęła dla Jonathana pod wpływem zawołania Dominique. Ruszył w ich stronę żwawym krokiem, początkowo chcąc udusić swojego zabójcę od razu, jednak gdy zbliżał się tego człowieka całego upapranego we krwi, jego wzburzenie zaczęło przechodzić.

Postanowił, że zemści się sam na sam, nie przy wszystkich. Chcąc nie chcąc, Johny musiał się dostosować. Stanął więc twarzą do Opiekunki. Zastanowił się chwilę, ułożył sobie wszystko w głowie, łącznie z chronologią wypowiedzi i opisem swoich uczuć. Kiedy był gotowy, zaczął opowiadać.


- Byliśmy w tym całym markecie, spotkaliśmy się wszyscy razem. Nagle nas przeniosło, przed tą bestie. Rozdzieliła ona nas wszystkich na kilka małych grupek, a ja wylądowałem z tym dzieciakiem, Julianem i z Mike’iem. Wszystko działo się strasznie szybko... Wpadłem na jakiś pomysł, zawołałem Mike’a, ale nie odpowiedział mi i jak porąbany zaczął strzelać do gigantycznej bestii, tym pistoletem. Przecież to chore samo w sobie, alogiczne i w ogóle bez sensu! Ta bestia miała dwie głowy wyglądające jak ja sam. Nie wiem, czy wszyscy inni widzieli TEŻ mnie, czy może siebie, albo kogoś innego... W każdym razie, Mike nagle wycelował we mnie pistolet. Zawołałem do niego parę razy, krzyczałem i namawiałem. Mówiłem, że tego na pewno nie chce, starałem się go oprzytomnieć jakoś. Nawet się słowem nie odezwał, nie zawahał się nawet przez moment! Stał z kamienną twarzą i wzrokiem szaleńca! Co było potem? Podczas zwiedzania marketu zabrałem z nią ten plecak, który mam przy sobie.

Teoretycznie nic w nim nie ma, ale mogę z niego wyciągać różne rzeczy... Nie mam jednak wpływu na to, co wyciągnę. Gdy tak stałem naprzeciw Mike’a, pomyślałem, że może sprawdzę co jest w środku. To był pierwszy raz, gdy użyłem torby. Wyjąłem z niej jakąś maskę. Przedstawiała twarz starszego mężczyzny. Jako, że i tak nie miałem wielkiego wyboru, założyłem ją. Przez moment wydawało mi się, że Mike’a zamurowało. Po chwili strzelił w ramię. Później dostałem w tyle miejsc, że łatwiej byłoby chyba wymienić miejsca ocalałe. On się tylko zbliżał, nawet gdy już upadałem i uśmiechał się, zupełnie jakby zrobił dokładnie to, czego chciał od początku. Zabił mnie. Obudziłem się już tutaj. To, że żyję zawdzięczam jakiejś magii tego miejsca. Nie widzę powodu, absolutnie żadnego, by mu wybaczać! Zrobił to z pełną świadomością, cała ta sytuacja trwała na tyle długo, że nie może tego zwalić, na ferworze walki! Naćpał się, jak sam przyznał. Zauważcie też, że najpierw chciał zabić mnie, a później, mimo, że włożyłem maskę – zabił kogoś innego! Miał w dupie kogo pozbawi życia, jest psychopatą. Jego winna jest oczywista i pewna, i domagam się, a wiem, ze mam takie prawo, największej możliwej kary, jakakolwiek by ona nie była.

Dominique wysłuchała słów Jonathana ze spokojem.
-A teraz posłuchaj. Spójrz uważnie na Mike’a. On już poniósł karę, zarówno psychiczną jak i fizyczną. Nie chciał ciebie zabić. Prawdopodobnie to co się stało było wywołane wpływem tej bestii. Ta Hydra dwukrotnie mnie są zmusiła do targnięcia się na własne życie. Raz do podcięcia żył, drugi raz do tego, by zabić się wbijając sobie jej kieł w serce. Chyba tylko szybka reakcja Juliana sprawia, że teraz mogę z tobą rozmawiać. Mogę się tylko domyślać uczuć jakie w tobie wzbierają, ale weź pod uwagę również te okoliczności.
Łatwo jest nam ludziom ferować wyroki pod wpływem uczuć i emocji, ale by być sprawiedliwymi róbmy to na podstawie faktów.

Przeniosła uwagę na Sędziego, chcąc zobaczyć jego reakcję na słowa jej samej i Jonathana.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline