Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2009, 21:14   #7
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Arveene była wstrząśnięta. Jej Ankh zniknął, przepadł bez wieści. Został skradziony i teraz pewnie spoczywał w jakiś brudnych, lepkich łapach.

Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z jednej strony Ankh był tylko kawałkiem kamieni i metalu, do którego ktoś włożył klejnot. Gdyby chciała, mogłaby zamówić sobie kopię. W Noblemine jest wielu utalentowanych rzemieślników, a ona, jako uczestniczka Festiwalu, mogłaby z pewnością uzyskać jakąś zniżkę, nawet jeśli nie oficjalnie, to za pomocą swoich innych talentów, których posiadała sporo.

Z drugiej jednak strony, to nie był zwykły przedmiot. Był jej, jej i tylko jej. Należał do niej, wołał ją, pragnął jej tak, jak ona go pragnęła, jeśli nie bardziej. Zajmował jej wszystkie myśli, nawiedzał w snach, sprawiał, że miała siłę, by wstawać i dzień po dniu ciągnąć to żałosne, nic nie warte życie.

Choć bardka nie zdawała sobie do końca z tego sprawy, była połączona z Ankh delikatną więzią. Więzią, którą mogło uszkodzić naprawdę wiele rzeczy. Właśnie przez tą więź przepływało, nawet teraz, mnóstwo informacji pomiędzy dwoma oddalonymi od siebie kochankami.

Poczucie straty, żal, wyrzuty sumienia, wściekłość na doktora Robsona, niechęć odnoście Innocenta, pogarda skierowana w Karana. Jak wiele uczuć może pomieścić w sobie człowiek? Jak wielkie emocje targają kimś, kto stracił najcenniejszą rzecz na świecie? Jak potężne musi być jego serce, by wytrzymać ten sztorm, rozdzierający umysł i duszę?

Bardzo potężne. Arvvene nie posiadała w sobie tyle siły, by oprzeć się zagrożeniu. Jedyne, co mogła zrobić, to pozwolić mu działać i przyjąć w siebie jak najmniejszą jego część.

Kobieta starała się wydobyć z siebie jakiś głos, jednak nic z tego. W miarę, jak zadawała zgromadzonym pytania, jej głos stawał się coraz bardziej głuchy, pusty, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Kolory straciły swój odcień, światło blask, Karan, Doktor i Innocent stali się powoli pustymi, bezosobowymi sylwetkami ludzi. Wszystko stało się nijakie, obojętne i nic nieznaczące.

A Arveene była sama. Sama w Pustym Świecie.


Kobieta nie wyczuwała wokół niczego. Nie było świergotu ptaków, powiewu chłodnego powietrza, które sprawiłoby jej ciału minimalną przyjemność. Nie było szelestu liści, innych ludzi musiały jej zastąpić białe, dwuwymiarowe istoty, bez żadnych cech osobowych. Bez oczu, bez twarzy, bez ubrań. Sam biały zarys postaci, odcinający się od wszechobecnej szarości.

W Pustym Świecie nie było niczego, ani światła, ani ciemności. Zewsząd promieniowała jednolita szarość, niejako oświetlając samą siebie. Ani Słońca, które rzucałoby ciepłe promienie, ani ciemności, w której możnaby było się skryć. Wszystko było szare i nijakie.

Również Arveene była szara i nijaka. Stanowiła jedyna istotę, która w tym świecie zachowała własną postać. Ale, cóż to była za postać, cóż za nikła forma istnienia. Całe jej ciało stało się szarobure, nijakie, bez wartości.

Nie miała nikogo. Straciła wszystkich. W tej dziwnej rzeczywistości nikt jej nie odnajdzie, spędzi tu wieczność. Zostanie sama jak palec, bez żadnych przyjaciół, bez wrogów, bez ludzi, z którymi mogłaby porozmawiać. Bez miłości, która mogłaby otrzymać. Bez rozmów, bez uśmiechów, bez przytulania, bez namiętnych pocałunków przy świetle księżyca. Bez blasku gwiazd nocą, bez dźwięków własnej muzyki, bez chłodnej wody i ciepłych kamieni, nagrzanych w blasku słońca. Bez potworów, o których krążyły przerażające historie i bez bohaterów, którzy je pokonywali. Bez wspaniałości zamków i bez ubóstwa wsi. Bez dumnych magów, wiernych kapłanów, fanatycznych paladynów, dzikich barbarzyńców i namiętnych kochanków.

Bez nadziei, w świecie, który nigdy o niej nie słyszał.

Nie wiedzieć czemu, kobieta nie odczuwała strachu, niepokoju. Nie odczuwała też gniewu, nawet chęć powrotu była jej obca. Jedynym uczuciem, jakie znała, była świadomość klęski, straty, świadomość własnej słabości, pogarda dla Arveene Starag, która straciła własny Ankh.

Krzyż był najcenniejsza rzeczą, jaką miała. Był jej najprawdziwszym kochankiem, jedynym powiernikiem, kimś, kto znał jej wszystkie sekrety. Był jak matczyne opowieści na dobranoc i ojcowskie ramię, na którym się mogła wesprzeć. Jak oko cyklonu, jak wyspa podczas sztormu. Był niezastąpiony, niezniszczalny, niezawodny.

Klejnot nigdy nie zawiódł Arveene. Ale ona zawiodła klejnot…

Kobieta kucnęła, obejmując swoje nogi rękoma i kiwając się w przód i w tył. Ogarnęła ją depresja, idealnie pasująca do tego ponurego miejsca. Powoli stawała się taka sama jak krajobraz, który ją otaczał. Pusta, nijaka i pozbawiona nadziei…

Nagle, okolica zaczęła się zmieniać. Zniknął szary cień świątyni, szare Drewa i szara ziemia. Nawet szarawa namiastka chmur na imitacji nieba ustąpiły doskonałej szarości. Wszystko zniknęło, tylko po to, by potem pojawić się w zmienionej formie.

Arveene zdała sobie sprawę, że zna otoczenie, w które przemieniła się doskonała pustka, która nastąpiła po wymazaniu świątyni.

Znalazła się tam, gdzie poprowadziła ją mroczna strona jej pamięci.

~*~

Leżała w łóżku, w ciepłych objęciach jednego z naprawdę wielu klientów. Był nie tylko ładny, ale i szarmandzki. Zabrał ją do gospody i zapłacił wszystkie dania, jakie sobie wypatrzyła- ryby, mięsiwa, owoce morza, warzywa, nawet jakiś wytworny, elfi napitek, którego nazwy nie zapamiętała. A potem zabrał ją na piętro i niezwykle delikatnie, wręcz z czcią pieścił jej młode ciało.

Arveene stała z boku, obserwując wszystko w kolorach szarości. Nie dane jej było oglądać rozkoszy, jakimi obdarzał ją kochanek. Otoczenie znów się zmieniło…

~*~

Stała na środku polnej drogi, patrząc swemu bratu prosto w oczy. Tilian był wściekły. Kochał swoją siostrę ponad życie, była największym skarbem, jaki miał, jego szczęściem i podporą. Była najbliższą mu kobietą w całym Faerunie, rozumieli się bez słów.

Teraz też tak się działo. Stali naprzeciwko siebie, niczym niemi przeciwnicy, oceniając się wzrokiem. Tilian wściekłymi oczami, które Arveene tak uwielbiała. Bardka też nie było tą samą spokojną, nieco irytującą osoba, co zawsze. Pragnęła, by ta rozmowa nigdy nie nadeszła. Jak na złość, zbliżała się nieubłaganie, z każdą sekundą.

- Znowu to zrobiłaś- bardziej stwierdził, niż zapytał Tilian. Jego oskarżycielski ton zranił kobietę bardziej niż nóż wbity w serce. Mógł na nią krzyczeć, mógł na nią splunąć, pobić, dać upust tym wszystkim emocjom, które w nim buzowały. Ale nie, od po prostu przemówił do niej nieskazitelnie obojętnym, zimnym głosem. Zupełnie, jakby dla niego była nikim.

A co, jeśli była?

Mężczyzna zbliżył się do swej siostry. Położył dłoń na jej policzku i delikatnie pogładził. Czemu to zrobił? By ją pocieszyć? By przekazać, jak bardzo ją kocha? By okazać jej wsparcie? A może dlatego, by jego następne słowa, wypowiedziane słodkim głosem, z jeszcze większa siłą wbiły się w umysł Arveene, pozostając tam do końca jej życia?

- Wiesz, kim jesteś?- spytał, szepcąc jej do ucha cichym, uspokajającym tonem – Zwykłą dziwką…

W Arveene coś pękło.


Bardka była zmuszona oglądać całą ta scenę, przeżywać to jeszcze raz, znowu czuć wszystkie te emocje, której jej wtedy towarzyszyły, znów cierpieć, znów słyszeć, jak jej Tilian, kochany, opiekuńczy i droczący się z nią Tilian nazywa ją dziwką, zwykłą dziwką.

A wszystko to w szarym, pozbawionym nadziei świecie…
 
Kaworu jest offline