Asmodeusz pomknał jak strzała. Morf wtulił się w Twe ciało. Tymczasem miejsce pełne dzieciąt było placem otulonym palmami i promykami powstałego księżyca. Dzieciaki nie przypominały Egipcjan wiele było w nich krwi obcych narodów. Z oddali dobiegł twych uszy dźwięk. -Witaj.
Zza ścian biegła muzyka. Odwróciłeś głowę i dostrzegłeś opierającego się o palmę starca. Uśmiechnął się zadowolony przypatrując się słodyczom dzieci. Obcokrajowiec podszedł w Twoja stronę kilka kroków. -Dziękuje w imieniu dzieci. Czego chcesz od przyszłych służących i ich opikuna?
Tu jego ton był już smętniejszy. Rzucił spojrzenie na ziemie potem na Morfa i na Ciebie. -Więc?
Muzyka przycichła z prawej.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |