Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2009, 22:47   #22
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Możemy wdepnąć do mnie - Szwed odpowiedział po krótkim namyśle. - Samochód też całkiem niedaleko... - dodał.
Rozejrzał się po twarzach zgromadzonych w pokoju, jednak nikt nie protestował. Niki i jej młodsza siostra właśnie wychodziły.
- Nic im nie będzie? - zapytał, kierując pytanie do Andrew'a i Mike'a. Nikt nic nie powiedział a Andrew tylko wzruszył ramionami i pokręcił głową.
- Dobra, idziemy - Loki rzucił do mężczyzn i wyszedł z pomieszczenia, rzucając jeszcze krótkie spojrzenie przez okno na podwórze. Czysto.

W okolicy pełno było AV'ek Trauma Teamu i NCPD. I Arasaki, oczywiście. Bjornowi kojarzyły się z muchami ciągnącymi do jakiegoś ścierwa. Zresztą to porównanie nie było dalekie od prawdy. Masakra tłumu przez ochroniarzy opłacanych przez Arasakę gwałtownie podniosła statystyki zgonów i rannych w strzelaninach w tej części miasta. Wycia syren jeszcze długo będą rozbrzmiewały, zamiast muzyki Mayhewa. Chociaż to akurat, w ocenie Lokiego, było dobrą stroną tego zamieszania.

Do samochodu zaparkowanego kilka przecznic od miejsca, gdzie zginął Mayhew, dotarli nie niepokojeni przez nikogo. Policja, co prawda, zaczęła już blokować okolicę, jednak nie zmobilizowała jeszcze wystarczającej ilości funkcjonariuszy, by zapanować nad tym bajzlem. A przemykające tu i tam grupki pijanych i naćpanych fanów nawet nie spoglądały zbyt długo w stronę trójki posępnych mężczyzn. Ich wygląd i zawzięte miny oznaczały poważne kłopoty, w które boosterzy woleli się nie pakować. Dla pewności, Szwed w odbezpieczonej kaburze pod ramieniem trzymał gotową do akcji śrutówkę, zabójczo skuteczną na bliską odległość.

- To ten - Loki wskazał na zdezelowanego sedana nieokreślonego koloru, którego karoseria była podziurawiona kulami w kilku miejscach, o którym można było powiedzieć jedynie - złom
- Wsiadajcie, nie jest zamknięty... - powiedział do Mike'a i Andrew'a, po czym podszedł do bagażnika z zamiarem wrzucenia tam torby. Niestety, lekko pogięta klapa nie chciała ustąpić. A może zamek się zaciął. Olafsson nie zastanawiając się, kopnął swoim wojskowym buciorem rozmiar 47, aż blacha jęknęła. Pomogło.
Był, co prawda, mały kłopot z ponownym zamknięciem, ale kilka trzaśnięć klapą wystarczyło, by zapadka chwyciła.

Szwed wsiadł za kierownicę pochodzącego jeszcze z dwudziestego wieku Forda Protona, który aż się przekrzywił, zgrzytając zawieszeniem. Pojazd odpalił dopiero po czwartej próbie, wyrzucając z rury wydechowej mnóstwo czarnego dymu. Pod maską coś waliło, niczym młotem kowalskim. Ale ruszyli.

Wyjazd z dzielnicy okazał się bezproblemowy, widocznie policja nie zdołała jeszcze zorganizować kordonu, albo, co było całkiem prawdopodobne, działała w porozumieniu z Arasaką, która opanowała agresję tłumu, po prostu go masakrując.

Dojechali do nadbrzeża w South Night City. Loki zatrzymał sedana pomiędzy pełnymi śmieci kontenerami przy jakimś starym budynku, pełniącym pewnie kiedyś rolę portowego magazynu. Wysiadł i podszedł do zmaltretowanej bramy, z której płatami odchodziła złuszczająca się farba. Na potężnych uchwytach wisiał gruby łańcuch w zadziwiająco dobrym stanie, najwidoczniej nowy.
Bjorn zdjął kłódkę z ogniw łańcucha i pchnął skrzydła bramy, najpierw lewe, potem prawe. Brama w akompaniamencie zgrzytów i pisków stanęła otworem. Szwed wrócił do samochodu.
- Trzeba trochę nasmarować... - mruknął, nie wiadomo, czy do siebie, czy do siedzących w wozie solo.
Wjechali do pustej hali.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział i wysiadł z auta, by zamknąć bramę.

Hala była prawie całkowicie pusta. Podłogę zaścielał brud i kurz. Wydawała się reliktem historii. Pozostałością po jakiejś firmie X obsługującej za- i wyładunek zawijających do portu statków. Teraz na hali walały się jedynie puste kartonowe pudła i nieczytelne papierzyska.
Wprawne oko mogłoby jednak wypatrzyć kilka niedużych kamer, pilnujących tego pozornie opuszczonego budynku.

Loki wskazał metalowe schody na piętro, prowadzące do niedużego biura, aktualnie mieszkania Szweda. Ukryty za nadłamanym kafelkiem pokrywającym ścianę przy drzwiach zamek szyfrowy pozwalał na dostęp do tego pomieszczenia. Po wklepaniu krótkiego kodu drzwi odsunęły się na bok z cichym sykiem pneumatycznego siłownika.

- Sorry za mały bałagan - nie zdążyłem posprzątać... - wyszczerzył się.
Faktycznie, oczom Mike'a i Andrew'a ukazał się lokal zajmowany przez samotnego mężczyznę, którego pasją z pewnością nie jest prowadzenie domu. Określenie "mały bałagan" było wręcz eufemizmem.
Wszędzie walały się pudełka po pizzy, styropianowe i tekturowe pudełeczka po chińskim i wietnamskim żarciu, puszki po piwie, butelki, puste magazynki, pojedyncze naboje wszelakich kalibrów, przybory do konserwacji broni i tym podobne śmieci. Śmieci przykrywały większość mebli, nie wyłączając sofy i telewizora. Loki podszedł do sofy i zgarnął ten szmelc na ziemię. W pomieszczeniu rozległo się przerażone miauknięcie i z kanapy zerwał się czarno-biały kot. Zwierzę wskoczyło na grzejnik pod oknem wychodzącym na halę poniżej i przyglądało się oburzone temu, co robi Ofafsson. Po chwili z pogardą obróciło pyszczek i zaczęło lizać futerko, pozornie zupełnie nie zainteresowane sytuacją.

- To jest Śmierdziel - powiedział Loki. - Kiedyś nażarł się jakiegoś świństwa ze śmietnika i waliło mu z pyska, że hej. I tak już zostało - wyjaśnił.
- Dobra. Tu jest TV, tam, gdzieś pod tym syfem na stole leży laptop. A tu macie po piwku - powiedział do mężczyzn, otwierając lodówkę i wyciągając czteropak piwa. - Jeśli chcecie coś do żarcia, to mam jakieś chińskie paskudztwo. Ale po podgrzaniu w mikrofali nawet da się wszamać - dodał.
- Co by tu jeszcze... - zastanawiał się - Aha, kibel i prysznic po lewej, a dla ciekawskich podgląd z monitoringu w i wokół magazynu. Kanał 0... - mruknął i z sykiem uciekającego gazu otworzył puszkę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline