Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2009, 22:55   #36
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Południowe Lasy, pod murami Graiholm

Oba tagosaiskie elfy były doświadczonymi wojownikami. Oba szybko się podniosły. Była jednak między nimi jedna różnica. Cios jaki zadała mu Vivienne podczas przejazdu był niezwykle celny. Krew wypływa ze szczeliny zbroi, powoli i nieubłaganie odmierzając czas do śmierci przeciwnika kobiety. Wróg rycerza, choć poobijany, nie doznał jednak zbyt wielkich obrażeń. Niemniej Ethan znał się na swym rzemiośle, a jego półtoraręczny miecz przecinał powietrze ze złowieszczym świstem. Rycerz dał chwilkę odpoczynku elfowi, poczym natarł, a jego miecz ruszył w kierunku ciała wroga. Ten jednak zdążył odskoczyć przed pchnięciem, niemniej kolejny cios już nie ominął elfiego ciała. Przesuwające się po łuku ostrze miecza przecięło tętnicę udową, a ranny elf z jękiem przewrócił się na ziemię. przetoczył się i energicznie powstał, mimowolnie zaciskając zęby z bólu. Chwiał się przy tym mocno, długo tak nie pociągnie. Zarówno Ethan jak i elf o tym wiedzieli. Mimo to trzymał wyzywająco miecz w kierunku rycerza. W tym samym czasie elf choć z trudem sparował tarczą cios Vivienne i zaatakował, niezbyt jednak celnie. Odsłonił się i to wystarczyło by dziewczyna zadała śmiertelne pchnięcie, prosto w serce. A krotki zasięg oręża sprawił, że Vivienne niemal wtuliła się w niego przy zadawaniu ciosu. Elf spojrzał na swą pogromczynię z nienawiścią, rzekł kilka słów nieznanym jej języku...I skonał osuwając się na nią. Raetar wyprostowawszy dłoń rzekł ponuro.- Powstań.
I ziemia zagotowała się , czarne błoto z którego formowały się macki zęby, żyły, oczy i kły. Szybko rosło tworząc płyty z czarnej niczym noc chityny. Po chwili czarna masa uformowała sześć opancerzonych odnóży, unosząc się na nich, potężne cielsko, z którego wyrastające chitynowe płyty zamykały bulgoczący chaos organów wewnętrznych. A po chwili uformowały się szczypce i sterczący bojowo ogon zakończony żądłem.

Widok wielkiego czarciego skorpiona, wywołał poruszenie u raptorów. Pozbawione jeźdźców, na wpół ogłuszone ciosami maga, straciły zapał do walki i ograniczyły działania do cofania się w pozycji obronnej wydając z siebie jedynie ostrzegawcze syknięcia.
Nimfa obserwowała ową potyczkę w ciszy, widziała jak szybko owi przybysze rozprawili się z zagrożeniem. Widziała też przywołanego przez maga skorpiona...Stworzenie wydawało się być sprzeczne z naturą. Chitynowa zbroja zdawała się skrywać chaos tkanek, choć nie do końca...Przez szczeliny i w przegubach pancerza bestii widać było języki, serca...i oczy, niektóre tak ludzkie. Ta bestia nie była z tego świata, ta bestia nie powinna istnieć. Była zaprzeczeniem natury. Starzec zwrócił się w kierunku i spojrzał na nich! Jakim cudem ich zobaczył? Bo tego że widział była niemal pewna.
-Długo się jeszcze będziecie kryć?- krzyknął głosem nawykłym do wydawania poleceń.- Przedstawienie się skończyło. Wychodzić mi stamtąd, cała czwórka.
Pierwszy wyszedł krasnolud mrucząc.-
Ten człowiek mi się nie podoba.
Ruszył jednak do przodu, a po nim człowiek i niziołek. Cała trójka w milczeniu. Jakąś przewrotnością losu bowiem, starzec stał się panem sytuacji.

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”

- Pan Gungar z nami nie usiądzie?. Co tak będzie samotnie w kuchni siedział... panie Gungar proszę do nas, będzie raźniej! -Krasnolud na zawołanie mniszki przyszedł, acz milczal i z ciekawością przyglądał się obu kobietom. Była w tym przyglądaniu jakaś dziwna pożądliwość. Z drugiej strony, trudno się dziwić, dwóm wyposzczonym facetom goszczącym piękne kobiety. Halaver wsunął za pas sakiewkę od Miri, którą wzbraniał się co prawda przyjąć, ale w mało przekonujący sposób. Obaj z ciekawością wysłuchali opowieści Miri, niemal spijali jej słowa z ust. Równie chętnie chłonęli opowieść czarodziejki użalając się nad jej biednym losem i niegodziwościami jakie ją spotkały po drodze. To znaczy, Halaver się użalał...Krasnolud ograniczył się do potakiwania głową. Zresztą Halaver odprawił go szybko, gdy tylko dziewczęta zażądały kąpieli. Nakazał mu napalić ognia w piecu pod balią.
- Może teraz na to nie wygląda, ale kiedyś była to ekskluzywna karczma.- opowiadał Halaver dziewczętom, podczas gdy krasnolud przygotowywał im kąpiel .- Gościli tu ludzie bogaci i wpływowi. Ale wojny...i inne zdarzenia doprowadziły to miejsce do ruiny. Próbowałem je przywrócić do dawnej świetności...ale, ostatnia wojna pokrzyżowała me plany. Niemniej ślady tej świetność jeszcze widać. Choćby w postaci dużej balii, której wodę można podgrzać z komnaty pod nią. Gungar doda jeszcze olejki do kąpieli...zapach sandałowca i nutkę lawendy. Moja ulubiona kompozycja...polecam.
Dziewczyny zaś słuchając go dojadały posiłek. Ani czarodziejce, ani mniszce nie udało się wyczuć trucizny(o ile była, oczywiście). Potrawa krasnoluda była bowiem mocno przyprawiona. Był to zrozumiały zabieg dla każdego obeznanego z kuchnią. Przyprawy miały maskować kiepską jakość produktów użytych do przyprawy. Niemniej Sara nie czuła żadnych żołądkowych sensacji, a lekka senność spowodowana była zapewne zmęczeniem po podróży...
Po pewnej chwili wrócił Gungar i mrukliwym głosem rzekł.- Kąpiel gotowa.
Halaver wstał i rzekł.- Drogie panie, proszę za mną.-
A zaprowadziwszy je do przebieralni wyszedł. Czarodziejka nie miała większych oporów przed pokazywaniem ciała i szybkim ruchem zsunęła płaszcz, a następnie wyzywającą sukienkę, odsłaniając w pełni swe zgrabne uda i okrągłe pośladki, a także inne atrybuty jej urody, zazwyczaj skrywane pod strojem. Ruchy dziewczyny pełne subtelnego erotyzmu, zdawały się mówić. „Jestem powabna i nie zamierzam tego ukrywać.” Miri...cóż...Miri nie była aż tak bezpruderyjna. Klasztor w którym się wychowywała, był co prawda koedukacyjny, ale Galitor przede wszystkim wymagał wyznawców poświęcenia się samorozwojowi. Więc romanse pomiędzy mniszkami a mnichami, jako rozpraszające, nie były tolerowane. I przebieralnie były jednoosobowe. Tak więc Miri nie miała zbyt wielu okazji by widzieć kogoś nago, poza tym...Na jej ciele było trochę blizn, śladów poparzeń z dzieciństwa. Teraz co prawda mało widoczne, ale nadal były czymś co może wpędzić kobietę w kompleksy na temat swej urody. Niemniej spojrzenie czarodziejki, lekki ruch palców sugerujący rzucenie jakiegoś drobnego czaru, spowodowały iż mniszka wreszcie zsunęła z siebie odzienie. Odsłaniając wspaniały tautaż, dzieło prawdziwego mistrza, pokrywający całe jej plecy. A potem weszły do pomieszczenia za balią. Niewielka chmurka pary unosząca się nad wielką czteroosobową balią potwierdzała iż kąpiel jest gotowa. A zapachy, rzeczywiście był przyjemny. Kobiety zamknęły za sobą drzwi i zanurzyły swe ciała w balii rozkoszując się ciepłą wodą, przyjemnie rozluźniała...a olejki do niej dodane działały kojąco. Były same, mogły więc porozmawiać szczerze, umyć się za pomocą przygotowanego zestawu mydeł (krasnolud pomyślał o wszystkim, skubaniec jeden) lub po prostu rozkoszować się cudownym dotykiem ciepłej wody obmywającej ich skórę. Przez pewien czas nie działo nic dziwnego i kąpiel przebiegała w przyjemnej atmosferze. Sara jednak z czasem czuła się coraz bardziej senna, wzrok jej się mącił...wreszcie zasnęła, osuwając się. Miri wyciągnęła dziewczynę z balii i ruszyła do drzwi, które okazały się zamknięte od zewnątrz. Starała się wywarzyć je "podwójnym kopnięciem smoka z półobrotu", ale pod miękkim drewnem kryła się stalowa wzmacniana płyta, a tej nie da się przebić gołą dłonią czy stopą...Nawet doświadczonej mniszce. Miri zrozumiała że wpadły w pułapkę. Czarodziejkę załatwili usypiającym narkotykiem, na nią podziałał więc...jak chcą dopaść ją? Odpowiedź przyszła wraz z urywanym oddechem mniszki. W komnacie z balią robiło się coraz bardziej parno. Halaver zatkał zapewne otwory wentylacyjne i wkrótce zaduch powali mniszkę, zresztą już odczuwała zawroty głowy. Zrobiła jeszcze kilka chwiejnych kroków zanim upadła...Ostatnie co pamiętała to odgłos kroków i kobiecy głos.- Dobrze się spisaliście, przygotujcie teraz strawę dla mnie...

Zajazd „Pod szczęśliwą gwiazdą”, Piwnica na wino

Pobudka nie należała do wesołych. Miri i Sara obudziły się przykute za nadgarstki, przykute łańcuchami do ściany. W dodatku obie były nagie. Przykute zaś były tak, że ręce miały wyciągnięte do góry, przez co musiały wypinać do przodu to z czego kobiety są zazwyczaj dumne i nie mogły zakryć tego, co jedynie kochanek powinien oglądać.
Obok Miri zaś przykuty był w ten sam sposób niski krasnolud o długiej jasnożółtej starannie wypielęgnowanej brodzie, włosach tej samej barwy, twardym spojrzeniu i krzaczastych brwiach. Podobnie jak dziewczęta był nagi, tyle że bardzo długa broda zakrywała strategiczne miejsce. Tak więc dziewczęta nie mogły się przekonać czy krasnoludy mają ów przyrząd jak „taran”, jak głosiła fama.
Krasnolud spojrzał na obie kobiety, z lekko zarumienionymi policzkami (które świadczyły że nie tylko w krasnoludzkich kobietach gustuje). Przymknął oczy i dopiero wtedy rzekł. - Zapewne drogie panie chciałyby wiedzieć, co robią tutaj wraz ze mną. Otóż jesteśmy jak te beczki, żywymi zapasami krwi dla wampirzycy...i mięsa dla jej sług, kanibali. Jeśli boicie się o swą cnotę, to niepotrzebne. Babsztyl zrobił im takie pranie mózgu, że niewiele z ich osobowości przetrwało. Zapewne żadna z was nie ma dość siły by zerwać stalowe kajdany, ani czarować bez użycia rąk, więc może przejdziemy od razu do mego planu. Jeśli ty, moja ruda towarzyszko niedoli mogłabyś dotknąć stopą mej skóry na wysokości klatki piersiowej byłbym bardzo wdzięczny...a my mielibyśmy szansę. A jeśli jeszcze macie jakieś pytania...to proszę o szybkie je zadanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-03-2009 o 15:32.
abishai jest offline