Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2009, 23:58   #113
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
- Wody! Nie stójcie tak. Niech ktoś przyniesie mu wody!

Julian podniósł głowę. Klęcząc przy Aleksandrze, niezbyt dobrze widział sytuację, jaka miała miejsce. Girra kucał przy kimś, wołając o wodę. Widoczność utrudniał Tyburcjusz, stojąc pomiędzy Julianem a rudzielcem.

Chłopak podniósł się, chcąc lepiej dostrzec osobę, którą zajmował się mężczyzna. Ku swojemu zdumieniu, zobaczył Mike’a.

- Chryste…

Ruszył biegiem, potrącając po drodze Tyburcjusza. Wiedział, że musi znaleźć się przy Sheffie, jeśli chciał mu pomóc. Choć sam nie wiedział, jak ma wyglądać ta pomoc, to wiedział, że musi być blisko Mike’a. Ukląkł przy nim, obserwując stan poszkodowanego.

Było źle, bardzo źle. Mężczyzna miał popękane usta, był odwodniony i skrajnie wycieńczony. Blondyn zdziwiłby się, gdyby był świadomy tego, co się z nim dzieje. Jego umęczone ciało błagało o litość, a klatka piersiowa poruszała się ociężale, jakby każdy oddech sprawiał mu trud.

Najgorsza była jednak ręka. Chłopak w pierwszej chwili pomyślał, że jakiś okrutny żartowniś wysmarował ją czerwonawą farbą. Dopiero potem dotarło do niego, że to nie była farba.

Całe ramie było obdarte ze skóry. Pomiędzy gołymi mięśniami można było dostrzec grube, niebieskie żyły. Wokół kończyny unosił się metaliczny zapach, intensywny i mdlący.

Julian zatkał usta dłońmi. Treść żołądkowa podeszła mu do gardła i tylko wielkim wysiłkiem zdołał połknąć jaz powrotem. Zamknął oczy, próbując opanować drżenie ciała. Miał ochotę rzucić to wszystko, zostawić Mike, Jonathana, Tyburcjusza oraz cały Thagort i uciec jak najdalej z tego okrutnego świata, byle nigdy nie zobaczyć tego krwawego ochłapu i istot, które były na tyle okrutne, by zrobić coś takiego człowiekowi.

Nie, nie mógł tego zrobić. Mike usychał z pragnienia, cierpiał męki, o których Julian nie miał bladego pojęcia. A blondyn jako jedyny potrafił go uzdrowić. Nie przejmował się wodą, Girrą, Tyburcjuszem, który za wszelka cenę chciał zwrócić na siebie uwagę i innymi czynnikami. Nagle świat skurczył się do Mike’a, jego ręki i Juliana, który potrafił go uzdrowić.

Chłopak zamknął oczy, gdy jego ręce dotknęły wilgotnej, pozbawionej skóry kończyny. Wiedział, że każdy centymetr kończyny piecze mężczyznę żywym bólem, a przyłożone dłonie tylko zwiększają ból, przekraczający wszelką miarę. Ale wiedział też, że musiał dotknąć rany całą dłonią, jeśli chciał ją uleczyć. Nie było innego wyboru. Uspokoił Sheffa, szepcząc do niego drżącym, załamującym się głosem.

Nie wiedział, czy w takim stanie będzie mógł uzdrowić Mike’a. Ale wiedział, że musi spróbować.

W końcu, udało się. Jak na jakimś filmie skóra w magiczny sposób odrosła, uwalniając mężczyznę spod więzów bólu. Nim nie minęło kilka sekund, ramie wyglądało tak, jak zawsze. Jedynie wyrwane paznokcie nie uległy regeneracji.

- Spokój, spokój, już wszystko dobrze. Jesteś z nami, z Białą Różą. Nic Ci już nie grozi, nic…

Julian szeptał uspokajające słowa do ucha Mike’a, najzwyczajniej w świecie przytulając się do niego, tak, jak matka przytula swoje zlęknione dziecko. Mike też był takim dzieckiem, zabłąkana owieczką, która zgubiła drogę i potrzebowała światła, by wrócić z złej scieżki, którą obrała.

Choć usta chłopaka uspokajały mężczyznę, a jego dłoń gładziła rękę, która przed chwilą była pozbawiona skóry, jego wzrok skupił się na Stadzie. Ktoś musiał przynieść wody, ktoś inny powinien się zatroszczyć o jakieś ubranie dla Sheffa, a Jonathan z pewnościa powinien poważnie z nim porozmawiać.

Ale to potem. Do tego ostatniego zadania potrzeba było czasu.

Dużo czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 08-03-2009 o 12:02.
Kaworu jest offline